poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 2


 Wielki las rozpościera się tuż przed moim małym, zmarzniętym nosem. Wiatr czochra długie kosmyki mięciutkiego włosia, przez co nie widzę nic za ich granatowych granic, a na pewno nie to co bym chciała. Obcasem buta wystukuję dziwny rytm, by doprowadzić do szału moich „prześladowców”, a dokładniej tego jednego, konkretnego idiotę! Przywiązuje liny do drzew, tak by tworzyły kształt trójkąta. Zaczynam walić nogą coraz mocniej i zauważam, że żyły na jego czole napinają się znacząco. W pewnym momencie łapie mnie za ręce, obwiązuje je grubym, drapiącym sznurem, a ja otwieram szeroko oczy ze zdziwienia.
-Co ty wy-wyrabiasz?-pytam.
 Nic nie odpowiada. Odwraca się do mnie tyłem, ale i tak mogę dostrzec jego złowieszczy uśmiech, który wzbudza we mnie odruch strachu.
-Ty pierwsza, Emedi.-mówi do czarnowłosej.
-Super.-„brak entuzjazmu”-Ty, Sano, idziesz ze mną!
-Pytasz, czy rozkazujesz?
-A jak myślisz?
 Oboje związują sobie ręce i cofają się spory kawałek od jakiegoś niezauważalnego dla mnie punktu. Sasuke smaruje nam sznury przy dłoniach jakąś mazią, a następnie podpala pozostałą część.
-Zwariowałeś?!-krzyczę.
-Cisza!-warczy Emedi.
 W tym momencie zaczynają biec i…O shit! Zniknęli! Nie ma ich! Ani śladu! Rozglądam się spanikowana na boki, ale jedyne co widzę to wysoko uniesione brwi Uchihy.
-Gdzie oni…?
-Teraz my.
-He? Co?
 Podchodzi do mnie i przywiązuje się drugą stroną sznura, która mimo wszystko nadal nie zajęła się ogniem. Nieruchomieję, bo mówiąc szczerze to boję się jak cholera! Ciągnie mnie w to samo miejsce, w którym prawdopodobnie zniknęła tamta dwójka.
-Nie…Nie, nie zgadzam się! Nie chcę, błagam!
-Cicho bądź.
 Mówi to w jakiś dziwnie miły i opiekuńczy sposób. Zero szorstkości, chamstwa, a nawet irytacji. Powolnym ruchem pociera mi dłoń swoim kciukiem, co ponownie wprowadza spokój w mojej głowie.
-A teraz zamknij oczy i zaufaj mi.-szepcze.
-Musisz mieć naprawdę wielki interes, by być dla mnie tak miłym.-chichoczę uspokojona.
 Opuszczam powieki, dając mu się całkowicie kontrolować. Przez chwilę kręci mi się w głowie, a po chwili…spadamy? Nie wrzeszczę, tylko próbuję się czegoś złapać, ale nagle się zatrzymujemy. Czuję uścisk na nadgarstkach. Otwieram ostrożnie oczy i rozglądam się dookoła. Widzę grymas Sasuke i tak naprawdę to nie chcę widzieć nic innego…Znów się boję, co?
-Tylko nie wrzeszcz.-mówi spokojnie.
-Co…?
 Znów nie kończę, bo sznur który nas trzymał zrywa się i spadamy w dół. Wybacz Uchiha, ale nie dam rady. Zaczynam krzyczeć w niebogłosy, a do tego czuję że pod wpływem prędkości ześlizgują się ze mnie ubrania. Wpadamy do wody. Zimne prądy otaczają mnie dookoła, wywołując u mnie dreszcze. Ból w klace piersiowej i nosie uderza we mnie z siłą torpedy. Ciśnienie rośnie, więc pewnie tonę. Ale dlaczego nie walczę? Powinnam się szarpać i próbować wypłynąć, ale w sumie…to po co? Wypuszczam resztkę powietrza i czekam na to co ludzie nazywają „białym tunelem”…Ale kurde, co to? Zamiast bieli widzę czerń, a do tego coś ciągnie mnie za linkę na nadgarstkach. Przechylam głowę z ciekawską miną. Już chyba nawet zapomniałam, że nie mam czym oddychać. Odruchowo próbuję złapać oddech w wodzie, wciągając i wypuszczając tlen ustami. Nagle czuję pociągnięcie w górę. Ktoś chce mnie wyciągnąć! O, nie! Wbijam paznokcie w coś co przypomina rękę, a czarny punkt wypuszcza bąbelki. Wtedy dostrzegam ciemne oczy, które pokazują gniew połączony z rządzą mordu. Łapie  mnie za dłonie i ciągnie za sobą ku powierzchni. Wyciąga mnie ponad taflę, a ja łapczywie wciągam tlen, który w mgnieniu oka odpędza ból. Oddycham ciężko, zastanawiając się co ja właściwie chciałam zrobić!...Znowu ktoś mnie ciągnie. Co ja, manekin jestem?! Uderzam plecami w twardą ziemię, porośniętą amortyzującą trawą. Marszczę czoło, zarówno z bólu jak i złości, że mi się nie udało…Przez chwilę marzyłam, że po drugiej stronie czeka na mnie książę na białym koniu, który zabrałby mnie do swojego pięknego pałacu, pełnego drogich obrazów z wykrzywionymi i nieprawdziwie upiększonymi twarzami oraz nagie rzeźby powyginane w przeróżnych pozach, tak jakby chciały ukryć swój brak strojów. Do tego byłby szalenie przystojny, dobrze zbudowany, a także szarmancki, kulturalny, z poczuciem humoru, który nie widziałby świata poza mną!
-Oj, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!-wybudza mnie z krainy marzeń głos Uchihy.
-Masz białego konia?-pytam.
-Co takiego?
-A nic. Za głupi jesteś, by to zrozumieć.
-Co?
 Wstaję, otrzepując się z trawy, która przykleiła się do mokrych spodni, które pewnie zdejmę tylko za pomocy obcęgów. Teraz dopiero zauważam, że podczas spadania rozerwała mi się bluzka i stoję w samym staniku! Przegryzam wargę, cały czas patrząc w dół i kiwając głową.
-Nie mogłeś mi powiedzieć, nie?-pytam zaciskając pięści.
-Tak ci lepiej.-uśmiecha się chytrze.
 Odwracam głowę, chcąc mu pokazać, że jestem obrażona, ale to co dostrzegam sprawia, że zapominam o Bożym świecie…To na pewno nie jest żadna z wcześniej widzianych mi wiosek…
 Obiegam wzrokiem każdy, nawet najmniejszy, element. Stawiam powoli kroki do przodu, by jak najbardziej zbliżyć się do tej „iluzji”.
-Napatrzyłaś się już?
-Co to jest?-pytam nawet na niego nie patrząc.
-Tokyo.
-Że niby co?
-Tokyo. Stolica Japonii…A no tak, ty nie masz o niczym pojęcia! Znajdujemy się obecnie w świecie, który „starsi” ukrywali przed nami przez wieki. Nie ma tu ninja, jutsu, ani innego badziewia. Tu jest…inaczej.
-Co ty pieprzysz?!-warczę, a on wywraca oczami.
-Nie pieprzę, tylko próbuję przybliżyć ci twoją obecną sytuację.
-Ale…
-Uchiha!-przerywa mi nawoływanie czarnowłosej.-Jak tam? Słyszeliśmy jak wrzeszczała i sądząc po jej stanie garderoby to musiałeś mieć niezły ubaw, nie Sasuke?
 Uchiha wzrusza tylko ramionami. Patrzą na mnie z cwaniackimi uśmieszkami, a ja zawstydzona oblewam się płomiennym rumieńcem i odruchowo odwracam głowę.
-Nie wasza sprawa.-burczę.
-Idziemy? Zaraz się tu zlecą ciekawscy.-mówi Sasuke, wymijając nas i wychodząc z pomiędzy krzaków.
-Rumienisz się, Sasuke?-krzyczy za nim Sano.-Ja tak, a ty?
-Odwal się.
-A więc jednak!
 Patrzę za nimi z wciąż czerwonymi policzkami i lekko rozchylonymi ustami. Nagle widzę dłoń wysuniętą w moim kierunku. Unoszę wzrok i patrzę na beznamiętną twarz czarnowłosej.
-Wiem, że nic z tego nie rozumiesz, a przynajmniej trudno ci to zaakceptować, ale ten świat jest lepszy. O wiele lepszy.-mówi spokojnym i troskliwym głosem.
 Trochę mnie to dziwi, bo myślałam że jest brutalna i bez serca, a tu proszę! Niestety już po chwili to króciutkie wrażenie znika bezpowrotnie. Bowiem wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Dobra, to wiem już o niej tyle, że jest inteligentna, czasami agresywna i najprawdopodobniej kiedyś będzie miała raka płuc!...Zaczynam biec za chłopakami, zostawiając ją z tyłu, bo czuję się zagubiona i nie wiem o co chodzi.

„Czemu tutaj jestem?!”

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 1


  Widzę jakieś czerwone kosmyki, które są bardzo blisko, a do tego kłują jak cholera! Może je strząchnąć? Unoszę rękę i nerwowo ruszam nadgarstkiem, by pozbyć się czerwonego problemu. Przynosi to chyba skutek, bo w końcu dostrzegam tarczę słoneczną. Podnoszę się do pozycji siedzącej i nagle do moich nozdrzy wdziera się zapach jakby palonego materiału. Marszczę czoło i rozglądam się dookoła. Jakoś nie zastanawiam się nad tym gdzie jestem, interesuje mnie tylko źródło tego smrodu! Odwracam się i widzę wysokiego właściciela irytującego włosia siedzącego obok jakiejś czarnowłosej, naburmuszonej dziewczyny. Wgapiam się w nich, jak gdyby mieli coś nie tak z twarzami.
-O, obudziła się, hrabina.-burczy dziewczyna.
 Patrzę na nią spod uniesionych brwi i obserwuję jak gasi fajkę na ramieniu chłopaka, który nawet nie reaguje. Mówiąc szczerze to ta cisza mnie przytłacza, bo docierają do mnie przebłyski wspomnień. Tych ostatnich.
-Palisz?-słyszę głos czarnowłosej.
-Chyba nie.
-Ja też nie.-mówi wkładając kolejnego papierosa do ust.
-Widzimy.-wzdycha chłopak.
-Gdzie ja jestem?-zmieniam temat.
-W twoim największym koszmarze!
-Stul pysk, Emedi!-warczy chłopak.-Na razie nie powinnaś się zamartwiać naszym miejscem pobytu, na to przyjdzie jeszcze czas.
-Dobra chodźmy już, bo mi się fajki kończą! Teraz ty ją niesiesz!
 Czarnowłosa rusza przed siebie nawet nie zwracając uwagi na to czy ktoś za nią idzie. Patrzę przez chwilę za nią, a po chwili czuję uścisk w talii. Widzę jak kamyki, na których przed sekundą klęczałam oddalają się znacznie.
-Hę?-wydobywam z siebie.
-Myślałem, że będziesz cięższa.
-A! Pu-puść mnie!-wykrzykuję rumieniąc się.
-Jesteś irytująca! Ciesz się, bo ten babsztyl przed nami ciągnąłby cię po ziemi!
 Uspokajam się i posłusznie wiszę, przewieszona przez jego ramię. Na myśl przychodzi mi worek kartofli, niesiony do kuchni.
-A tak w ogóle to jak się nazywasz?-pytam
-Sano.
-Ej, Sano, dokąd idziemy?
-Do wioski niedaleko granicy kraju Wody,…
-Hinata.
-…Hinata-san.
 Wielka brama wyrasta jak na zawołanie przed naszymi nosami. Nie czuję się najlepiej z tym, że ktoś musi mnie dźwigać. W sumie to co ja się przejmuję! To oni mnie porwali! Łapię za włosy chłopaka i zaczynam za nie ciągnąć, jakbym była małym dzieckiem, któremu coś się nie podoba.
-Co ty wyprawiasz idiotko?!-wrzeszczy.
-Nie wiem!-odpowiadam najszczerzej jak potrafię.
-To mnie puść!
 Nic nie mówię tylko cała zawstydzona chowam twarz w tył jego koszulki. Czuję jak poprawia sobie fryzurę i niezadowolony rusza dalej.
-Wariatka!-szepcze.
 Gdy zapada zmrok wchodzimy do jakiegoś motelu na obrzeżach wioski. Pokonujemy po ciemku długie schody na 2 piętro, omal nie wywracając się o stertę gruzu. W pewnym momencie stawia mnie na ziemi, otwiera pomieszczenie naprzeciwko i wpycha do środka, zatrzaskując drzwi przed moim nosem. Zaczynam drzeć się wniebogłosy kopać i walić w drzwi. Nagle czuję silny uścisk na nadgarstku, który natychmiast powala mnie na podłogę. Uderzam się w tył głowy, a spowodowany ból odbiera mi zdolność racjonalnego myślenia. Podnoszę się powoli, klnąc pod nosem ,co do mnie raczej niepodobne.
-Nie drzyj się!-słyszę oschły głos.-Wstawaj, bo coś sobie jeszcze zrobisz.
 Za późno! Unoszę się z trudem i podchodzę do nieprzyjemnego rozmówcy. Wyostrzam wzrok, a gdy go rozpoznaję przykładam dłonie do jego chłodnych policzków i mimo piekących rumieńców, uśmiecham się szeroko.
-Nigdy nie myślałam, że cię jeszcze spotkam…Zapomniałam ci wtedy podziękować, Sasuke-kun.
-Niby za co? Ja ci tylko wyciągnąłem tę włócznie z brzucha, nic więcej…Ale wiesz co, zastanawiałem się jak musi boleć świadomość, że osoba przez ciebie kochana skazała cię na tak okrutną śmierć dla jakiejś tam Haruno.
 Odsuwam się znacznie, przypominając sobie chwilę, podczas której Naruto miał wybrać, która z nas zginie. Ja, czy Sakura? Jakoś nie zdziwił mnie jego wybór…Żyję tylko dzięki Sasuke, który wyciągnął ze mnie drewnianą włócznię i szybkiemu leczeniu Hezy.
-Niemniej,  dziękuje ci!-bełkoczę przez łzy, kucając.
-Geez, nie rycz! To irytujące…No błagam, przestań!…NIE RYCZ MÓWIĘ!
-Przecież nie ryczę!
 Zapada cisza, a ja wściekła wgapiam się w swoje stopy. Przełykam ślinę, próbując pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, ale daje to tyle co nic. Uderzam otwartą dłonią w podłogę, powodując nieznośny ból.
-I po co?
-Cicho bądź.-warczę.
-Zmieniłaś się, Hyuuga.
-Nie tak bardzo jak myślisz.
-Naprawdę?...A tak w ogóle, co to jest?-mówi, wyjmując coś z kieszeni.
-Zapal światło, bo nic nie widzę.
 Podchodzę do niego, a on włącza jedną z lamp. Dopiero teraz widzę jego twarz. Po bliznach z wojny nie ma nawet śladu, ale jego włosów widać dawno nikt nie podcinał. Nieważne! Wyrywam mu z ręki kartkę, którą bez problemu poznaję.
-Moja prośba o wykluczenie mnie z grona shinobi Konohy.
-Naprawdę?...To wychodzi na to, że i tak nic nie tracisz.
 Wymijam go i staję pod wielkim, ale zasłoniętym oknem. Ze złości ciągnę za materiał, wyrywając karnisze ze ściany.
-Nie rozwalaj pokoju, bo się do końca życia nie wypłacę.
-Ty się dzisiaj chyba napiłeś, bo jesteś dziwnie otwarty i miły w stosunku do mnie.
-Może.-wzrusza ramionami.
-Do czego jestem wam potrzebna? Bo jeśli chodzi o okup, to nie macie na co liczyć.
-Nie. Nie o to chodzi. Mówiąc szczerze to mi nawet nie powiedziano. Wiem tylko tyle, że mam cię pilnować.
-Huhu, super.-wydaję okrzyk, udający entuzjazm.
 Patrzę przez okno w nadziei, że za nim znajdę odpowiedź, wyjaśniającą mi co ja tutaj robię. Chyba nic z tego. Słyszę ciche pochrapywanie za moimi plecami. Odwracam się i widzę Uchihę, który śpi rozwalony na dywanie. Dzisiaj chyba oboje nie jesteśmy sobą, co Sasuke?

 Budzę się, ale mówiąc szczerze to bez odrobiny chęci do życia. Podnoszę się, przeczesuję dłonią włosy, a po chwili rozglądam się po pokoju. Spoglądam na dywan i przypominam sobie wczorajsze spotkanie. Gdy myślę o ostatnich wydarzeniach to dochodzę do wniosku, że moje życie wcześniej było nudne i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Nie mówię, że teraz ma, ale na pewno większe niż wcześniej, przynajmniej odrobinę…Wyciągam się, odrzucam koc na bok i wstaję. Kieruję się ospale w kierunku łazienki, naciskam klamkę i wchodzę do środka. Spoglądam w lustro i kiwam głową z dezaprobatą.
-No gratulacje. Tego jeszcze nie było! Skołtunione włosy, podkrążone oczy, poodciskana twarz, zarośnięte brwi. Brawo! Do zakonu pierwsze drzwi na lewo!
 Opuszczam głowę i rysuję paznokciami kółka na blacie zlewu. Zaczynam wystukiwać nawet nieznany mi rytm.
-Yhym!-słyszę chrząknięcie za sobą.
 Odwracam się błyskawicznie i widzę Sasuke w samym ręczniku! Czuję jak robię się czerwona od stóp do głów.
-Moim zdaniem to z tym zakonem powinnaś jeszcze zaczekać.-szepcze, przegryzając wargę.
 Zdezorientowana wybiegam do pokoju, a tam na łóżku siedzi ta czarnowłosa dziewczyna, ale dla odmiany nic w ustach nie ma. :-]
-Witam państwa śpioszków! Może śniadanie do łóżka?...A przepraszam to niemożliwe, bo debil wydał całą naszą kasę na jakąś nikomu niepotrzebną GUMĘ DO ŻUCIA! Słyszysz Uchiha? GUMĘ DO ŻUCIA! Ja go kiedyś zabiję, a ty nic na to nie poradzisz! Nie mam kasy nawet na jedną fajkę! Umrę, ale zabiorę tego idiotę ze sobą do piekła! Obiecuję!...A co ty taka czerwona?-zwraca się do mnie.
-To nic takiego.
-Ty, Uchiha, coś ty jej zrobił? Tylko mi nie mów, że to twoja kolejna fanka, bo się rozpłaczę i wrócę do żłobka.
-A to ty byłaś w żłobku?-pyta, wychodząc z łazienki i wkładając koszulkę.-Myślałem, że skończyłaś tylko porodówkę.
-Stul pysk, bo po tej twojej pięknej buźce nic nie zostanie!
-Może ty idź i sobie ołówki popal, jak dzieci w akademii, bo się dziwnie agresywna robisz.
 Wstaje i z trzaskiem zamyka za sobą drzwi, a z korytarza dochodzą do nas jeszcze jej przekleństwa. Patrzę przez chwilę na miejsce, w którym zniknęła, słysząc za sobą odgłosy biegania po pokoju.
-Rusz się, nie będziemy na ciebie czekać.
-Nie.
-Jak to „nie”?!
-Zboczeńca, który podsłuchuje jak walnięta osoba mówi do siebie, nie słucham!
-To cię zwiążę i siłą stąd wyciągnę!
-A rób co chcesz, nie będę protestować! Tylko daj mi święty spokój!
-Tak?!Wiesz co, chodź!
 Łapie mnie za ręce, przewiesza swoją torbę przez ramię i nie dając mi nawet wstać wyciąga z pokoju. Wpycha mnie do schowka na miotły i przypiera do ściany.
-Słuchaj, ”osobo walnięta”! Mam głęboko w nosie po co jesteś mu potrzebna! Mam po prostu zadbać o to, abyś żyła, jasne?!Więc nie utrudniaj mi zadania, bo będę musiał zabić i ciebie, i mnie! Czy to co przed chwilą usłyszałaś „osobo walnięta” jest dla ciebie zrozumiałe?
-T,tak.
-Mam nadzieję.
 Odblokowuje drzwi i powolnym tempem schodzimy na dół. Co ja sobie myślałam? Że skoro wczoraj całkiem nieźle się z nim rozmawiało, dziś też tak będzie? Idiotka! Ale poczekaj tylko Sasuke! Skoro nie uważasz, że mam u ciebie jakiś dług to się przygotuj! Zapamiętasz mnie do końca życia, albo jeszcze dłużej!...Wychodzimy z klatki schodowej do niewielkiej recepcji gdzie ten chłopak Sano targuje się z recepcjonistką.
-No mówię pani, że jest owocowa! Może pani brać w ciemno! Widzi pani? Jak się ją zżuje jest różowa!
-Przestań, kretynie, bo nam rachunek podwoi.-warczy Uchiha.
 Z tego co widzę to Sasuke mruga zalotnie tymi swoimi pięknymi, tajemniczymi oczami, a nogi biednej kobieciny robią się jak z gąbki. Po chwili odchodzi ze zwycięskim uśmiechem na ustach, nie płacąc nawet jena. Za nim rusza dziewczyna, ciągnąc Sano za ucho do wyjścia.
-Serio kretynie!-krzyczy.-Trzeba było zaoferować chociaż miętową!
-Boli, boli!
 Przyglądam im się z boku z wysoko uniesionymi brwiami. Przypominają mi Hezę i Naruto z tymi swoimi kłótniami…Nie wiem czy już wspomniałam o tym, że jestem prowadzona jak koza na sznurku, tylko z tą różnicą, że za ręce nie za łeb!
-Świetnie się bawisz, nie, Sasuke-kun? Ale poczekaj tylko, ja się zemszczę!
-Ciekawe.-burknął
                                                      „Uchiha! Ty draniu!”