Wielki las rozpościera się tuż przed moim
małym, zmarzniętym nosem. Wiatr czochra długie kosmyki mięciutkiego włosia,
przez co nie widzę nic za ich granatowych granic, a na pewno nie to co bym
chciała. Obcasem buta wystukuję dziwny rytm, by doprowadzić do szału moich „prześladowców”,
a dokładniej tego jednego, konkretnego idiotę! Przywiązuje liny do drzew, tak
by tworzyły kształt trójkąta. Zaczynam walić nogą coraz mocniej i zauważam, że
żyły na jego czole napinają się znacząco. W pewnym momencie łapie mnie za ręce,
obwiązuje je grubym, drapiącym sznurem, a ja otwieram szeroko oczy ze
zdziwienia.
-Co ty wy-wyrabiasz?-pytam.
Nic nie odpowiada. Odwraca się do mnie tyłem,
ale i tak mogę dostrzec jego złowieszczy uśmiech, który wzbudza we mnie odruch
strachu.
-Ty pierwsza, Emedi.-mówi do
czarnowłosej.
-Super.-„brak entuzjazmu”-Ty,
Sano, idziesz ze mną!
-Pytasz, czy rozkazujesz?
-A jak myślisz?
Oboje związują sobie ręce i cofają się spory kawałek
od jakiegoś niezauważalnego dla mnie punktu. Sasuke smaruje nam sznury przy
dłoniach jakąś mazią, a następnie podpala pozostałą część.
-Zwariowałeś?!-krzyczę.
-Cisza!-warczy Emedi.
W tym momencie zaczynają biec i…O shit!
Zniknęli! Nie ma ich! Ani śladu! Rozglądam się spanikowana na boki, ale jedyne
co widzę to wysoko uniesione brwi Uchihy.
-Gdzie oni…?
-Teraz my.
-He? Co?
Podchodzi do mnie i przywiązuje się drugą
stroną sznura, która mimo wszystko nadal nie zajęła się ogniem. Nieruchomieję,
bo mówiąc szczerze to boję się jak cholera! Ciągnie mnie w to samo miejsce, w
którym prawdopodobnie zniknęła tamta dwójka.
-Nie…Nie, nie zgadzam się! Nie
chcę, błagam!
-Cicho bądź.
Mówi to w jakiś dziwnie miły i opiekuńczy
sposób. Zero szorstkości, chamstwa, a nawet irytacji. Powolnym ruchem pociera
mi dłoń swoim kciukiem, co ponownie wprowadza spokój w mojej głowie.
-A teraz zamknij oczy i zaufaj
mi.-szepcze.
-Musisz mieć naprawdę wielki
interes, by być dla mnie tak miłym.-chichoczę uspokojona.
Opuszczam powieki, dając mu się całkowicie
kontrolować. Przez chwilę kręci mi się w głowie, a po chwili…spadamy? Nie
wrzeszczę, tylko próbuję się czegoś złapać, ale nagle się zatrzymujemy. Czuję
uścisk na nadgarstkach. Otwieram ostrożnie oczy i rozglądam się dookoła. Widzę
grymas Sasuke i tak naprawdę to nie chcę widzieć nic innego…Znów się boję, co?
-Tylko nie wrzeszcz.-mówi
spokojnie.
-Co…?
Znów nie kończę, bo sznur który nas trzymał
zrywa się i spadamy w dół. Wybacz Uchiha, ale nie dam rady. Zaczynam krzyczeć w
niebogłosy, a do tego czuję że pod wpływem prędkości ześlizgują się ze mnie
ubrania. Wpadamy do wody. Zimne prądy otaczają mnie dookoła, wywołując u mnie
dreszcze. Ból w klace piersiowej i nosie uderza we mnie z siłą torpedy.
Ciśnienie rośnie, więc pewnie tonę. Ale dlaczego nie walczę? Powinnam się
szarpać i próbować wypłynąć, ale w sumie…to po co? Wypuszczam resztkę powietrza
i czekam na to co ludzie nazywają „białym tunelem”…Ale kurde, co to? Zamiast
bieli widzę czerń, a do tego coś ciągnie mnie za linkę na nadgarstkach.
Przechylam głowę z ciekawską miną. Już chyba nawet zapomniałam, że nie mam czym
oddychać. Odruchowo próbuję złapać oddech w wodzie, wciągając i wypuszczając
tlen ustami. Nagle czuję pociągnięcie w górę. Ktoś chce mnie wyciągnąć! O, nie!
Wbijam paznokcie w coś co przypomina rękę, a czarny punkt wypuszcza bąbelki.
Wtedy dostrzegam ciemne oczy, które pokazują gniew połączony z rządzą mordu.
Łapie mnie za dłonie i ciągnie za sobą
ku powierzchni. Wyciąga mnie ponad taflę, a ja łapczywie wciągam tlen, który w
mgnieniu oka odpędza ból. Oddycham ciężko, zastanawiając się co ja właściwie
chciałam zrobić!...Znowu ktoś mnie ciągnie. Co ja, manekin jestem?! Uderzam plecami
w twardą ziemię, porośniętą amortyzującą trawą. Marszczę czoło, zarówno z bólu
jak i złości, że mi się nie udało…Przez chwilę marzyłam, że po drugiej stronie
czeka na mnie książę na białym koniu, który zabrałby mnie do swojego pięknego
pałacu, pełnego drogich obrazów z wykrzywionymi i nieprawdziwie upiększonymi twarzami
oraz nagie rzeźby powyginane w przeróżnych pozach, tak jakby chciały ukryć swój
brak strojów. Do tego byłby szalenie przystojny, dobrze zbudowany, a także
szarmancki, kulturalny, z poczuciem humoru, który nie widziałby świata poza
mną!
-Oj, czy ty mnie w ogóle
słuchasz?!-wybudza mnie z krainy marzeń głos Uchihy.
-Masz białego konia?-pytam.
-Co takiego?
-A nic. Za głupi jesteś, by to
zrozumieć.
-Co?
Wstaję, otrzepując się z trawy, która przykleiła
się do mokrych spodni, które pewnie zdejmę tylko za pomocy obcęgów. Teraz
dopiero zauważam, że podczas spadania rozerwała mi się bluzka i stoję w samym
staniku! Przegryzam wargę, cały czas patrząc w dół i kiwając głową.
-Nie mogłeś mi powiedzieć,
nie?-pytam zaciskając pięści.
-Tak ci lepiej.-uśmiecha się
chytrze.
Odwracam głowę, chcąc mu pokazać, że jestem
obrażona, ale to co dostrzegam sprawia, że zapominam o Bożym świecie…To na
pewno nie jest żadna z wcześniej widzianych mi wiosek…
Obiegam wzrokiem każdy, nawet najmniejszy,
element. Stawiam powoli kroki do przodu, by jak najbardziej zbliżyć się do tej „iluzji”.
-Napatrzyłaś się już?
-Co to jest?-pytam nawet na niego
nie patrząc.
-Tokyo.
-Że niby co?
-Tokyo. Stolica Japonii…A no tak,
ty nie masz o niczym pojęcia! Znajdujemy się obecnie w świecie, który „starsi”
ukrywali przed nami przez wieki. Nie ma tu ninja, jutsu, ani innego badziewia.
Tu jest…inaczej.
-Co ty pieprzysz?!-warczę, a on
wywraca oczami.
-Nie pieprzę, tylko próbuję
przybliżyć ci twoją obecną sytuację.
-Ale…
-Uchiha!-przerywa mi nawoływanie
czarnowłosej.-Jak tam? Słyszeliśmy jak wrzeszczała i sądząc po jej stanie
garderoby to musiałeś mieć niezły ubaw, nie Sasuke?
Uchiha wzrusza tylko ramionami. Patrzą na mnie
z cwaniackimi uśmieszkami, a ja zawstydzona oblewam się płomiennym rumieńcem i odruchowo
odwracam głowę.
-Nie wasza sprawa.-burczę.
-Idziemy? Zaraz się tu zlecą
ciekawscy.-mówi Sasuke, wymijając nas i wychodząc z pomiędzy krzaków.
-Rumienisz się, Sasuke?-krzyczy
za nim Sano.-Ja tak, a ty?
-Odwal się.
-A więc jednak!
Patrzę za nimi z wciąż czerwonymi policzkami i
lekko rozchylonymi ustami. Nagle widzę dłoń wysuniętą w moim kierunku. Unoszę
wzrok i patrzę na beznamiętną twarz czarnowłosej.
-Wiem, że nic z tego nie
rozumiesz, a przynajmniej trudno ci to zaakceptować, ale ten świat jest
lepszy. O wiele lepszy.-mówi spokojnym i troskliwym głosem.
Trochę mnie to dziwi, bo myślałam że jest
brutalna i bez serca, a tu proszę! Niestety już po chwili to króciutkie
wrażenie znika bezpowrotnie. Bowiem wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów i
zapalniczkę. Dobra, to wiem już o niej tyle, że jest inteligentna, czasami agresywna
i najprawdopodobniej kiedyś będzie miała raka płuc!...Zaczynam biec za chłopakami,
zostawiając ją z tyłu, bo czuję się zagubiona i nie wiem o co chodzi.
„Czemu
tutaj jestem?!”