niedziela, 29 czerwca 2014

A jednak żyję ;)

Tada!Wróciłam!A raczej zastanawiam się czy to zrobić...Minął rok, trochę się pozmieniało, ale jakimś cudem nie wszyscy o mnie zapomnieli i dziękuje im za to :) Nie mam pewności, czy ktoś to jeszcze przeczyta, ale stwierdziłam, że jestem coś winna tym osobom, które czytały moje wypociny. Tak więc:
Po pierwsze primo!
Planuję zapoznać się z opublikowanym rozdziałami i przypomnieć sobie jaki był w nich zamysł.
Po drugie!
W czasie wolnym, zastanowić się w jaki sposób wygrzebać się z dołu, w który wpadłam. Za szybko to się wszystko potoczyło, cała historia. Będę musiała to jakoś poprawić.
Ostatnia rzecz!
Ponownie zdobyć wasze zainteresowanie ;) Wiem, że nie będzie to łatwe, ale mam nadzieję, że mi się uda :D
Nic na razie nie obiecuję, ale mogę powiedzieć, że jeżeli nic więcej nie wyciosam z tego opowiadania, to bez urazy, ale pozabijam wszystkich bohaterów, a na końcu głupią autorkę zamknę w piwnicy :) taki horrorek na pożegnanie
Cały czas chodzi mi po głowie nowa historia, ale to już chyba byłaby przesada ;) Chociaż mówi się, że do trzech razy sztuka, nie?
No cóż, czas brać się do pracy :D

wtorek, 16 kwietnia 2013

Przepraszam!

Przepraszam, że tak długo nie piszę, ale mam w przyszłym tygodniu egzamin i muszę się do niego porządnie przygotować. Obiecuję, że dodam notkę w najbliższym czasie.
Proszę o wyrozumiałość :)

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 11

Znowu długo nie dodawałam, ale jest, w końcu :-) Dziękuje za cierpliwość i komentarze. Niektóre dały mi do myślenia...Ta notka jest dla wszystkich, którzy czytają moje wypociny :-P

 Na kozetce, stojącej pod oknem w gabinecie pielęgniarki, leżała granatowowłosa dziewczyna, której lekarka właśnie opatrywała mocno poranione ciało. Wpatrywała się w białą powierzchnię sufitu, co chwilę zaciskając z bólu ręce na prześcieradle. Po jakimś czasie jej męka dobiegła końca, a ona mogła się rozluźnić. Podniosła się do siadu, by przyjrzeć się naburmuszonej, ale niezwykle znajomej, twarzy pielęgniarki. Trzęsły jej się ręce na widok Kurenai, tyle że z tego świata.
-Nieźle się załatwiłaś-wybudził ją jej głos.-Dawno nie zużyłam tylu bandaży...
-Przepraszam-szepnęła lekko zarumieniona i speszona.
-Za co?...Może mi chociaż powiesz jak to się stało?
-Wywróciłam się.
-Ta, akurat-bąknęła pod nosem kobieta.-Moja córka co drugi dzień próbuje mi wcisnąć taki kit!
-Ma pani córkę?
-...i syna-dodała.
-Ale nie widzę na pani palcu obrączki...
-Ciekawska jesteś!...Ja i ojciec moich dzieci nie jesteśmy małżeństwem...ale może kiedyś...Dobra, tu masz usprawiedliwienie z lekcji i zwolnienie z w-f.
-Dziękuje-powiedziała grzecznie i już skierowała się do wyjścia, gdy zatrzymał ją głos brunetki:
-Nawet nie myśl, że tak po prostu ci odpuszczę! Dowiem się skąd te rany...
-Do widzenia.
-Raczej do szybkiego zobaczenia!
 Zamknęła za sobą drzwi z cichym kliknięciem i oparła się o nie. Westchnęła ciężko, gdy dostrzegła znajome nogi. Uniosła wzrok by spojrzeć w czarne oczy Uchihy.
-Czekałeś tutaj cały czas?-spytała.
-Może-odpowiedział obojętnie, wzruszając ramionami.
-Nie musiałeś.
-Miałem iść do domu, zaparzyć sobie herbaty i po raz setny oglądać "Ukrytą prawdę"?!-spytał unosząc wysoko brwi.
 Uśmiechnęła się i spuściła głowę. W sumie to trochę mu zawdzięczała, bo gdyby nie on to skończyłoby się o wiele gorzej. Ale może zacznijmy od początku...
 Granatowowłosa w towarzystwie rozmawiającej przez telefon białowłosej dziewczyny siedziała przed biurkiem nauczyciela, oczekując go. W końcu w drzwiach stanął wysoki, bardzo przystojny mężczyzna o zielonych włosach, czekoladowych oczach, ubrany w zwykłą koszulę rozpiętą pod szyją i najzwyklejsze w świecie jeansy. Jasnowłosa przerwała rozmowę i razem z białooką wstały. Mężczyzna przyjrzał się dokładnie Hyuudze, a kąciki jego ust uniosły się lekko. Miał na oko nie więcej niż 22 lata...Hinata pozostawała jednak niewzruszona. Chciała tylko odbębnić karę i wrócić do domu, a wygląd opiekuna ani trochę jej nie interesował. Tego ranka granatowowłosa stanęła w obronie jakiejś i tak już mocno pobitej dziewczyny, maltretowanej przez białowłosą. Odezwała się wtedy jej "nowa natura" i zaczęły się szarpać. Jednak dla nauczycieli, którzy to zauważyli, wyglądało to jak zwykła bójka, więc obie dostały 3 godziny w kozie plus 2 godziny prac na rzecz szkoły.
-Jak się nazywasz?-zwrócił się do niej mężczyzna, wyraźnie podekscytowany nową podopieczną...
-Hinata...Hyuuga-odpowiedziała wahając się lekko. Wiedziała, że wystarczy by spojrzał do dziennika, a poznałby każde kłamstwo na jej temat, więc nie rozumiała jego pytania.
-Piękne imię.
-Dziękuje.-odpowiedziała obojętnie.
-Przepraszam-przerwała im białowłosa.-Sensei~Mógłbyś mi wytłumaczyć parę zadań z fizyki?-spytała, zalotnie trzepocząc rzęsami.
-Jasne.-odpowiedział i już miał podejść do tablicy, gdy na chwilę zwrócił się ku Hyuudze.-A może ty chcesz to zrobić?
-Sensei, chyba żartuje!-zadrwiła "śnieżynka".-Ona nawet mnożyć nie umie!
-Mnożyć akurat umiem, plastikowa kukło!-odgryzła się granatowowłosa, mimo że nie przepadała za tego typu wymianą poglądów, ale jej nowa strona znowu brała górę.-Jakbyś włączyła od czasu do czasu swój mózg, a nie tylko dupę to byś wiedziała jak to zrobić.
 Mimo że jej noga nigdy nie postała w czymś takim jak szkoła, to w akademii jednak co nieco ich nauczyli.
-Phi!...Możemy zaczynać?-zwróciła się ponownie do nauczyciela.
-Tak-odpowiedział, ale jego myśli i tak krążyły wokół białookiej. Co chwilę łapał się na tym, że zamiast słuchać wielce "interesującego" wykładu białowłosej, zerkał na zaczytaną w jakiejś książce Hinatę.
-Sensei!-wybudziła go dziewczyna.-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Trudno by było nie-zamruczał, łapiąc za jej podbródek.-Akki?
-Tak?
-Skończyłaś już karę, możesz iść...
-Naprawdę?!-ucieszyła się, momentalnie złapała za swój plecak i znalazła się przy drzwiach.-Bye bye, Ikito-sensei!
 Po chwili już jej nie było, a młoda Hyuuga została sama z przystojnym mężczyzną. Z każdą chwilą coraz bardziej marzyła by stamtąd zwiać, ale wolała niepotrzebnie nie panikować. Wyrwała kartkę z dużego zeszytu i zaczęła kreślić na niej jakieś znaki, które widziała chyba w telewizji. Do jej uszu docierał odgłos jego zbliżających się kroków, a jej serce z każdą chwilą coraz szybciej biło.
-Czy ja też mogę już iść?-spytała nie podnosząc wzroku zza gęstych włosów.
-Tak ci się śpieszy?
-Brat będzie bardzo, bardzo, bardzo wkurzony jeśli się spóźnię na rodzinny obiadek...
-Ja będę jeszcze bardziej jeśli sobie pójdziesz.
-Nie jest pan czasem nauczycielem, czy czymś takim?-spytała wstając powoli i cofając o kilka kroków.
-Nie, jestem raczej...asystentem, ale to tylko dlatego że nie stać mnie na dalsze studnia. Studiuję medycynę, a koszty są dość spore.
-Chodziło mi tylko o odpowiedź tak lub nie i jakieś pojedyncze słówko, więc nie musisz mi się zwierzać...
 Cały czas robiła kroki w tył, ale on nie miał najmniejszego zamiaru dać za wygraną.
-Ale może chcę...
 Uniosła swoje gniewne oczy i w tym momencie poczuła, że dotyka plecami zimnej ściany. Przyłożył dłoń do białej powierzchni obok jej głowy i nachylił się by spojrzeć w jej twarz, na której malowało się zdenerwowanie.
-Nie masz za bardzo dokąd uciec, więc może lepiej się poddać...Szarpanie za klamkę i krzyczenie wydaje mi się dość bezsensowne.
-A okno?
-Żadne się nie otwiera. Kiedyś jakiś bachor wyskoczył...
-Czyżby twoja podopieczna?
-Nie...Chłopak, który miał manię prześladowczą.
-Które to jest piętro?-spytała, gdy zaczął rozpinać jej bluzę.
-Hymm...3.

 W tym samym czasie pod jednym z drzew leżał sobie czarnowłosy chłopak słuchając muzyki. Nagle ktoś go trzepnął w głowę. Otworzył oczy, zdjął słuchawki i spojrzał zdziwiony w ciemne oczy Emedi.
-Czego?-warknął.
-Spójrz tam, a gdy poczujesz, że wszystko jest ok, wracaj do tego łomotu-powiedziała oschle, podając mu swój telefon z włączonym aparatem i przybliżonym obrazem.
-Co...?-od razu zamilkł, gdy zobaczył granatowowłosą dziewczynę przyciśniętą do ściany przez dobrze mu znanego faceta.
-Ostatnim razem było tak samo, ale z tego co pamiętam tamta złamała mu rękę w dwóch miejscach. Z Hinatą może być trudniej...-zauważyła dziewczyna.
 Wepchnął jej w ręce komórkę, podniósł się i spojrzał w górę, na jedno z okien na 3 piętrze. Nagle stało się coś zupełnie niespodziewanego...

-3. To wcale nie tak wysoko...-powiedziała, z miną jakby się już poddała. Uśmiechnął się i już się nachylał ku niej, gdy okazało się, że dziewczyna ma inne plany...Przeszła pod jego ręką i stanęła w przejściu między ławkami, naprzeciwko wielkiego okna. Spojrzał na nią nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Chwilę później już wiedział...Jak z torpedy wystrzeliła w przód, by po chwili zderzyć się z szybą i rozbić ją na miliardy małych kawałeczków. Wypadła. Ona wypadła! Zaczęła spadać. W dół, dół, który przybliżał się z każdą chwilą....Upadła, ale...nie była to twarda ziemia. Czyjeś silne ciało zamortyzowało upadek. Ciche jęknięcie wydobyło się spod niej, a po chwili dostrzegła czerwone trampki należące do Emedi. Poczuła, że jest przez nią zdejmowana ze swojego "materaca" i kładziona na chodniku. Zrobiło jej się strasznie zimno, oczy same się zamykały, a oddech przyśpieszał.
-Zatłukę go!-ryknął Sasuke i już chciał iść do skołowanego faceta stojącego w oknie, ale powstrzymała do ręka czarnowłosej.
-Podtrzymuj jej głowę i ręce jak najwyżej, bo się idiotka wykrwawi. Ja uprzątnę ten burdel-rozkazała, zachowując zimną krew.
 Stanęła naprzeciwko zniszczonego okna i posłała nienawistne spojrzenie mężczyźnie. Jej ciało oplotła zabójczo silna czakra, która rozrosła się na cały teren szkoły, oddzielając ją od reszty świata jak jakaś bariera. Kawałki szkła zaczęły unosić się z ziemi oraz wyrywać z ran Hinaty i z powrotem układać w szybę. Zielonowłosy cofnął się, a jego źrenice aż drgały w szoku, ponieważ pierwszy raz widział coś takiego. Okno było nienaruszone, a on szepnął tylko:
-Was the fuck?!
 Czarnowłosa odwróciła się do rannej białookiej i nachyliła nad nią. Uchiha posłał jej gniewne spojrzenie i warknął:
-Musiałaś je wyjmować?! Zwiększyłaś krwotok!
-Zamknij się!...Pokarzę ci sztuczkę, której nauczyła mnie twoja była.
 Uniosła dłoń tuż nad twarz Hyuugi i zaczęła ją przesuwać w dół jej ciała. Najgroźniej wyglądające rany zniknęły w mgnienia oku, a krwotok został zatamowany. Czarnowłosy otworzył lekko usta, by po chwili je zamknąć, zmarszczyć czoło i spojrzeć na nią niezadowolonym wzrokiem.
-A pozostałe?
-Czakra mi się skończyła.
-Ty cholero! To przez to, że zabrałaś się za tę głupią ekologię i niszczenie autostrad po nocach!
-Powtórzę: zamknij się!
 W tym momencie ją olał. Wziął granatowowłosą na ręce i ruszył w stronę budynku.
-A ty co wyprawiasz?-wrzasnęła za nim.
-Niosę ją do pielęgniarki. Chcesz mieć ją na sumieniu?
-Idioto!...Pieprzony Romeo!-zaklęła, gdy wszedł do środka.

 Było już dość późno. Od wielu godzin świeciły się latarnie na ulicach oświetlając między innymi dwie osoby. Granatowowłosa stała pochylona nad jedną z ławek, ciężko sapiąc, a czarnowłosy przyglądał jej się nie wiedząc co robić.
-Jesteś pewna, że nie chcesz bym cię niósł?-spytał z niepokojem.
-Tak. Nie jestem aż tak słaba.
-Za to uparta.
-Tylko trochę-odparła uśmiechając się lekko.
 Odepchnęła się od drewnianego oparcia i powoli do niego podeszła. Spojrzała na niego i dała znak głową, że mogą iść. Tego dnia jej niechęć do jego osoby jakby znowu zmalała, ale może to tylko znowu taka mini iluzja...Szła bardzo wolno, ale on nie nalegał na przyspieszenie. Co chwilę krzywiła się z bólu. Nic dziwnego, w końcu prawie każdy centymetr jej ciała, od szyi w dół, był pokryty bandażami, natomiast twarz plastrami. Uchiha nie rozumiał jej posunięcia. Nigdy nie spodziewał się, że tak to się może skończyć...
-Sasuke?-zaczepiła go przy następnym postoju.
-Hymm?
-Jaka była ta twoja "była"?
-Czemu pytasz?
-Tak z ciekawości..."Dzięki ci Boże, że jest tak ciemno!"-pomyślała, czując ciepło na policzkach.
-Była...dziwna...Trochę jak ty, tyle że w drugą stronę.
-Uznam to za komplement-zachichotała.-Kochałeś ją?
-Chodź, bo do jutra nie dojdziemy.
 Naburmuszyła się gdy zdała sobie sprawę, że ją spławił. Ruszyła za nim najszybciej jak mogła, co oczywiście skończyło się upadkiem. Podszedł do niej szybko i zanim zdążyła się podnieść, wziął ją na ręce. Pod wpływem bólu poddała się, oddając się całkowicie we władanie czarnowłosemu.

"Drogi Sano,
od jutra zacznę przeprowadzać nasz plan. Dzisiaj nie mogłam, mimo że miałam tyle sposobności...! Coś się we mnie zablokowało. Nie bądź zły.
Całuski, Hina"

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 10


 Sasuke przystępował z nogi na nogę, co chwilę rozglądając się na boki po wielkim szkolnym korytarzu. Stojąca obok czarnowłosa dziewczyna, którą otaczała niebezpieczna aura, zamknęła z hukiem szafkę i niespodziewanie przyciągnęła go do siebie, by spojrzał w jej pałające wściekłością oczy.
-Jeśli w ciągu pół godziny jej nie znajdziesz to wypruję ci flaki, a tego zboka Sano skrócę o głowę!-zagroziła, odpychając jego umięśnione ciało.
 Nic nie odpowiedział, ponieważ sam bił się w głowie z wyrzutami sumienia. Wiedział, że jeśli białooka się nie znajdzie to Emedi nie zdąży go nawet drasnąć, bo sam sobie coś zrobi! Kopnął rozwścieczony w twarde drzwi jednej z szafek, które wygięły się do środka. Nie zwrócił na to uwagi tylko bezmyślnie ruszył za dziewczyną do klasy.
 Tymczasem na parking podjechał czarny, sportowy samochód zwracając uwagę wszystkich znajdujących się na zewnątrz. Siedzący za kierownicą chłopak wyciągnął ze schowka ciemny pakunek i z uśmiechem podał go pięknej pasażerce. Ustawił lusterko na jej twarz, a również jej kąciki ust wygięły się do góry, na widok odmienionej siebie. Zapięta do tyłu granatowa grzywka, odsłoniła w pełni jej zjawiskową buzię, a także białe oczy podkreślone ciemnym makijażem. Poprawiła czarną, skórzaną kurtkę przylegającą do niebieskiej koszulki i spojrzała na szare buty za kostkę na wysokim koturnie. Podobało jej się jak idealnie pasują do obcisłych, czarnych spodni i morskich dodatków. Zerknęła w końcu na zadowolonego z siebie bruneta i posłała w jego stronę buziaka.
-Weź, bo się zarumienię-zachichotał.
-To ty potrafisz?-spytała, nachylając się nad nim.
-Oczywiście!-oburzył się.-A teraz zapamiętaj: zero poprzedniego życia, pewność siebie, brak rumieńców, jesteś ty i tylko ty. Jasne?
-Tak, szefie.
-I tak mi mów, córuniu!
-Córuniu? Tylko tyle?
-A co?
-Nic!
 Wysiadła z samochodu i na widok chłodnego wzroku wszystkich kobiet, nabrała powietrza w płuca. Poczekała aż jej towarzysz wysiądzie, poda torbę, do której wsadziła czarne zawiniątko i da znak ręką, by ruszyła za nim. Każda para oczu była skupiona na nich z nie małym zaskoczeniem. Zmysłowa Hyuuga robiła wrażenie na każdym, a zwłaszcza mężczyznach...Dziewczyna planowała udać się do klasy, ale brunet złapał ją za dłoń i zaciągnął na zamkniętą (dla prawie wszystkich) klatkę schodową. Po schodach wspięli się na dach, gdzie nie było nikogo, a dało się zobaczyć niemal całą okolicę nowoczesnego miasta.
-Nie pójdziemy na lekcje?-spytała, siadając pod barierką.
-A cokolwiek z nich rozumiesz?
-Nie.
-To po co?
 Usiadł obok niej i chwycił za jej torbę. Rozpiął suwak i wyjął szklaną butelkę z czerwonym alkoholem zakoszoną tamtej nocy z jakiegoś baru. Uśmiechnęli się, na myśl o smaku trunku. Nie minęło długo, gdy dziewczyna ożywiła się na dobre. Ściągnęła buty oraz skarpetki i na bosaka zaczęła kręcić się w kółko na kamiennej posadzce. Chłopak dostrzegał jej radość i to jak bardzo była zrelaksowana, więc postanowił zaproponować coś co od dawna chodziło mu po głowie:
-Hina-chan!-zaczął, zwracając na siebie jej uwagę.-Słyszałem, że interesuje cię twoja poprzedniczka.
-No i co z tego?
-Co sądzisz o Sasuke?
-O Sasuke?...To dupek, z którym popełniłam pewien błąd...dwukrotnie.
-Nienawidzisz go?
 Zastanowiła się przez chwilę.
-Trudno powiedzieć.
-A jak bardzo chciałabyś dowiedzieć się o jego "BIG LOVE" (wielkiej miłości)?
-Co cię naszło z tymi pytaniami?
-Chcę ci zaproponować układ.
-Niby jaki?-zainteresowała się, siadając.

 Czarnowłosy chłopak nie wierzył własnym uszom. Gdy on się zamartwiał ta idiotka zabawiała się z Sano! Emedi zerkała na niego co chwilę, by poznać jego reakcję. Wiedziała, że starał się jak mógł, by wymazać swoje stare winy. "Nigdy sobie nie darujesz, co?" Otworzyła przed wściekłym chłopakiem drzwi od klatki schodowej prowadzącej na dach, gdzie jak się domyślał przebywała Hyuuga i ten roześmiany brunet.


-Hymm...-zastanowiła się Hinata, po wysłuchaniu pomysłu towarzysza.-W sumie to czemu nie?
-Zgadzasz się?
-Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
-Chcę zobaczyć jak wielki pan Uchiha cierpi!-odpowiedział bez żadnego skrępowania.-Znowu...
-Ale...-broniła się.
-Masz go tylko w sobie rozkochać!-potrząsnął nią.-Dwa razy udało ci się osiągnąć coś o czym zwykłe dziewczyny mogą tylko pomarzyć!
-Ja wcale nie chciałam.-bąknęła pod nosem.
-Co z tego?!Ale pomyśl...możesz zemścić się na nim za każde, każde zło!
 Zamyśliła się głęboko, unosząc wysoko oczy. Widział, że coraz bardziej przekonuje się do tego pomysłu, więc uśmiechnął się chytrze.
-Zastanów się. To w końcu nie jedyne pytanie, na które mi jeszcze nie odpowiedziałaś...
 W tym momencie drzwi otworzyły się z głośnym hukiem spowodowanym silnym kopnięciem, a na dach wyleciał rozwścieczony czarnowłosy chłopak. Brunet odsunął się od niej natychmiast, a jego spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym do Sasuke. Nagle za pleców Uchihy wychyliła się Emedi i w niesamowitym tempie pojawiła się obok Hyuugi.
-Mam nadzieję, że nic ci nie jest oprócz tego, że jesteś upita...-powiedziała.
 W tym momencie czarnowłosy odepchnął ją i nachylił się nad dziewczyną, tak że patrzył prosto w jej śnieżno białe oczy.
-Gdzieś ty była?!-ryknął, ale jej twarz pozostała niewzruszona.-Słyszysz?
-Tak, ale nie zamierzam ci się tłumaczyć.
-Tak?
-Dokładnie tak.
 Niespodziewanie podniósł ją i przewiesił przez swoje ramię. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy wepchnął ją do jakiegoś samochodu i zamknął drzwi. Spojrzała na niego w momencie, gdy ruszał i wrzasnęła:
-Co ty wyprawiasz?!
-Nie potrafisz słuchać poleceń, więc od dziś masz tak zwany "szlaban".-oznajmił.
-Co?
-To. Masz szczególny zakaz kontaktów z tym kretynem.
-Nie masz prawa!
-Mam, bo na razie żyjesz na MÓJ rachunek!
 Zatkało ją. No tak, miała mnóstwo kasy od kiedy tam trafiła, ale nigdy nie zastanawiała się skąd. Spojrzała na niego i przegryzła wargę, czując że rzeczywiście była mu coś winna.
-Przepraszam.-szepnęła.
-Tylko to potrafisz?!
-Co?-zdziwiła się.
-Jedyne co potrafisz to przepraszać? Taka jesteś naprawdę-beznadziejna!
-O ty, skur...-nie dokończyła bo znów zaczynała przedzierać się prawdziwa ona.-O co ci znowu chodzi?
-O wszystko! Jesteś denerwująca, żałosna, a do tego zupełnie przewidywalna! Nie było trudno obliczyć ile dni zajmie ci wepchnięcie się do mojego łóżka!
-Zatrzymaj samochód.-zażądała, ale tylko pokiwał głową z dezaprobatą.-ZATRZYMAJ SAMOCHÓD!
 Stanął obok parku w środku miasta, a ona rozpięła pasy i wysiadła, zamykając drzwi z głośnym trzaskiem. Szybko ruszyła pomiędzy drzewa gęsto porastające okolicę.
 On jednak nie zamierzał tak łatwo jej odpuścić. Był wściekły, chociaż sam nie wiedział dlaczego! Z łatwością ją dogonił, złapał za ramię i odwrócił w swoją stronę. Jakie było jego zaskoczenie, gdy uderzyła go z liścia w twarz! W tym momencie olał zasadę nie bicia kobiet i rzucił się na nią z pięściami. Jednak nie przewidział, że dziewczyna była o wiele zwinniejsza od niego, przez co nie mógł jej nawet drasnąć.
-Jesteś największą ku*** jaką w życiu widziałem!
-Przynajmniej nie jestem takim dupkiem i chamem jak ty! Mój ojciec jest lepszy od ciebie, a to dość rzadko spotykane!
-Przymknij się! Najchętniej bym cię teraz zatłukł tym oto kijem!
-Hehehe, śmiechu warte! Nie możesz mnie nawet drasnąć, bo jesteś za wolny!
-Tak?...Ty sama wiesz jak beznadziejna jesteś i na pewno żałujesz, że się kiedykolwiek urodziłaś!
 Umilkła. Trafił w nią, najmocniej jak to było możliwe. Łzy napłynęły jej do oczu, ale jej "silna strona" skutecznie je blokowała.
-Nienawidzę cię!-szepnęła i odwrócił się w stronę samochodu, do którego po chwili wsiadła. Niedługo do niej dołączył, a 20 minut później weszli do mieszkania...

 Stanęła ostrożnie na parapecie i szybko wyskoczyła przez okno swojego pokoju. Wylądowała prawie bezgłośnie, podniosła się, rozglądając za wyczekiwaną osobą. Po chwili spomiędzy samochodów stojących na parkingu wyszedł wysoki brunet trzymając ręce w kieszeniach i poprawiając słuchawki wetknięte do uszu. Gdy ujrzał idącą w jego stronę Hinatę uśmiechnął się szeroko i otworzyła ramiona.
-Co tam, Bella? Brzmiałaś bardzo poważnie...-zauważył.
-Skoro i tak mam pożyć krótko to przynajmniej chce poczuć choć raz satysfakcję, że to ja jestem górą.
-Co?
-Zgadzam się. Na obie propozycje...
"To ty będziesz żałował, że kiedykolwiek się urodziłeś, UCHIHA!"


Przepraszam, że tak długo nie dodawała :) ale miałam mnóstwo pracy. Mam nadzieję, że notka się podobała i dziękuje za cierpliwość :P
P.S. Sorry za tę wcześniejszą wielką czcionkę. Jak sama przeczytałam to się przeraziłam :D

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 9

 Weszły do mieszkania, gdzie panowały wręcz egipskie ciemności. Widocznie Sasuke jeszcze nie wrócił, ale może to i lepiej. Hinata od razu po zdjęciu butów weszła do "swojego" pokoju i z głośnych hukiem zamknęła drzwi. Zsunęła się po nich w dół i przeczesała swoje gęste, granatowe włosy dłonią. Z każdą chwilą pragnęła coraz bardziej otworzyć okno przed sobą i sama sprawdzić jak szybko umiera się w czasie zetknięcia z ziemią, spadając z ponad 3 piętra. Nie poznawała siebie, ale tak naprawdę to ona już dawną sobą nie była. Zginęła, w momencie gdy spadła z tego pieprzonego nieba! Zaczęła łkać, dusząc się powietrzem i wyrywając włosy z samymi cebulkami. Przekręciła klucz w zamku i zaczęła wrzeszczeć czując, że z każdą chwilą coraz bardziej pęka jej serce. Emedi waliła w drzwi nie wiedząc o co chodzi, ale Hyuuga nawet nie myślała, by otwierać. Usiadła w kącie, a jej ciało zaczęły przechodzić silne dreszcze. Nagle drzwi, w które już od 5 minut nikt nie pukał, wyleciały z zawiasów z taką siłą, że walnęły w ścianę, zostawiając na niej wielką rysę. Hinata otworzyła szeroko oczy, a łzy jakby momentalnie przestały płynąć. Z również szeroko otwartych ust wydobył się jedynie cichy jęk, spowodowany żalem nad zniszczonymi drzwiami. Wstała, ale zanim zdążyła podejść do wysokiej dziewczyny, ta podniosła się szybko i posłała jej spojrzenie pełne nienawiści, powodując upadek. Granatowowłosa aż wbiła się w ściany w kącie, gdzie cały siedziała, trzęsąc się jakby w pokoju było co najmniej 30 stopni na minusie. Czarnowłosa podeszła powoli do białookiej i złapała ją za kołnierz, podciągając do góry. Hyuuga przełknęła głośno ślinę, widząc że usta Emedi otwierają się by na nią nawrzeszczeć:
-Czy cię pojebało?!-ryknęła.
-A-ale...
-Najchętniej bym cię zarąbała młotkiem do mięsa!...Ale o co chodzi?-spytała już spokojnie.
-O nic.
-Idę po młotek...
 Granatowowłosa westchnęła ciężko, ewidentnie ją zignorowała i z obojętną miną położyła się na miękkim materacu. Emedi nie dawała jednak za wygraną. Łóżko było co najmniej dwu-osobowe, więc ułożyła się obok niej i spojrzała na białą powierzchnię sufitu. Nie zamierzała się odzywać, a raczej czekała aż zrobi to Hinata, która wpatrywała się w nią zdziwiona. Po chwili westchnęła ciężko i pokiwała głową.
-Więc?-nie wytrzymała Emedi.-...Boisz się?
-Niby czego?
-Śmierci, bo jeśli się zdecydujesz to raczej nie ma szans, żebyś przeżyła...
-Umiesz pocieszyć, wiesz?
-Nie jestem tu po to by cię pocieszać, ale ostatnio popełniłam błąd przez co straciliśmy rok naszego życia.
-Co masz na myśli?-spytała granatowowłosa, podnosząc się i siadając na parapecie nad łóżkiem.
 Czarnowłosa nie była jednak pewna czy powinna wtajemniczać ją w całą tę sprawę. Jednak po chwili podniosła się na łokciach i zaczęła:
-Yoruichi mówiła mi o zdjęciu, które jej pokazałaś...Ona też była Excepción, tyle że w przeciwieństwie do ciebie miała siłę przewyższającą nawet Sasuke, czy szefa, a jej umysł strategiczny był wręcz zabójczy.
-Jak to była? Ona nie żyje?
-Nie do końca. Wyrolowała nas, a raczej Uchihę...Nie, nie będę ci nic więcej mówić. On sam ci wyjawi tę wspaniałą historię, gdy uzna to za słuszne...Dobra, na razie. Muszę wracać do domu, a jak ten deb przyjdzie to powiedz mu żeby do mnie zadzwonił.
-Czekaj!-zawołała jeszcze za nią, by się zatrzymała.-Nic mi nie powiedziałaś.
-Jak nie? Powiedziałam. Tyle ci na razie powinno wystarczyć.
-Ale...
-Żegnam!-ucięła jej i wyszła.
-Szlak by cię, Emedi!...Kurde, znowu to samo!
 HEZA
-Sakura-chan!-darł się Naruto do dziewczyny idącej przed nim.-Podaj mi mapę!
-A umiałbyś ją odczytać?-spytała z ironią Temari.
-Oczywiście!-oburzył się.
-Ty umiesz odczytać tylko jedną rzecz, menu!
-Możecie skończyć tę dyskusję?-spytała Heza, odwracając się do nich.
-Przeszkadza ci to?!-warknął blondyn.
-Owszem, bo z każdą chwilą mam co raz większą ochotę, by cię zabić!...Temari proszę, idź do przodu.
-Ok.-powiedziała i podbiegła do Shikamaru.
-O co ci znowu chodzi?-spytała niebieskooka.
-O nic. Po prostu mam zły humor.
-Ty masz zły humor, tylko wtedy gdy chodzi o Sakurę, albo o ramen, więc jakbyś mógł wtajemniczyć mnie w tę historię...Znalazła sobie faceta?
-Odwal się!-warknął i ruszył do przodu.
-Jak ty łatwo pokazujesz emocje, braciszku. Powinieneś nad tym popracować!
 Zignorował ją, zostawiając wszystkich w tyle na jakieś 20m. Pokiwała z dezaprobatą głową i nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
-Kazekage?-zdziwiła się.
-Dlaczego Naruto tak bardzo cię nienawidzi?
-Nie powinien sobie pan zawracać tym głowy...Proszę się pośpieszyć, bo zostanie pan w tyle, Gaara-sama.
 Podbiegła do Shikamaru i zaczęła z nim o czymś dyskutować. Skołowany Gaara dołączył do grupy.
 Noc mieli spędzić w jakiejś niewielkiej wiosce, w hotelu na obrzeżach. Gdy współlokatorki w pokoju Hezy w końcu zasnęły, zeszła do hotelowego baru. Już przy samym wejściu dostrzegła poszukiwanego przez nią blondwłosego mężczyznę, leżącego na jednym ze stolików w kącie. Podeszła do niego i oparła o jego głowę. Blondyn zaczął się miotać, a niebieskooka łaskawie zabrała rękę.
-Powali...Heza?Dawno się nie widzieliśmy.-zaczął chłopak..
-Wcale nie tak dawno, Dei...-uśmiechnęła się do chłopaka.-Mam do ciebie sprawę.
-Spodziewałem się...Jeszcze ci się nie odwdzięczyłem za uwolnienie mnie spod Edo Tensei.
-Masz okazję by spłacić dług.-powiedziała i nachyliła się przez stół.-Otwórz mi bramę.
-Chcesz tam wrócić idiotko? Zmieniłaś zdanie?
-Nie, ale znaleźli sobie kogoś na moje miejsce, a ja nie mogę pozwolić jej zginąć.
-Znowu kobieta?Jakby nie było innych ludzi na świecie...Kiedy miałoby to nastąpić?
-Jutro. To w końcu godzina drogi stąd...
-Wstrzymaj się tydzień.
-Dlaczego?
-Ponieważ nie jestem na razie w stanie skumulować tyle czakry, ale za tydzień powinno być w porządku.
-Nie stać mnie na tydzień!
-W takim razie ja nie jestem w stanie ci pomóc.-powiedział, wstając i kładąc na stole zapłatę za rachunek.
-Dobra!-krzyknęła za nim.-Tydzień, ale nie więcej. Błagam...
-OK. Do zobaczenia, ulubienico diabła!
-Doigrasz się kiedyś, Deidara!

HINATA
 Siedziała skulona na kanapie w dużym salonie i patrzyła na przesuwający się obraz w telewizji. Nagle drzwi ktoś otworzył, a dziewczyna wstała natychmiast. Chwiejnym krokiem do mieszkania wszedł czarnowłosy i z trudem próbował powiesić kurtkę na wieszaku. Podeszła do niego i pomogła mu, a on zmierzył ją lodowatym wzrokiem. Zatoczył się lekko do tyłu, ale przed upadkiem uchroniła go ściana, o którą się oparł. Patrzyła na niego z obrzydzeniem, jakby zrobił jej najgorszą z możliwych rzeczy. Chwyciła za kołnierz jego bluzy i przyciągnęła bliżej.
-Czy nikt nigdy gdy ja mam problem nie może być do użytku, do cholery?!-wrzasnęła.
-O-o co ci ch-choodzi?-wybełkotał.
-Mam was dość!...Wszystkich!Nienawidzę was!...Zniszczyliście mi życie!
-A-a jakie ty mia-miałaś życie?Traktowali cię go-gorzej niż psa, a facet któ-którego kochałaś czasami nawet zapominał jak masz na imię!-widać było, że nie cierpiał na wrażliwość.-I-idź w cholerę!
 Wyminął ją i omal nie wywracając się przy drzwiach, zamknął się w swoim pokoju. W jej oczach od razu stanęły łzy, które momentalnie zaczęły spływać po policzkach. 
-Zadzwoń do Emedi!-krzyknęła.
 Nie zabierając ze sobą absolutnie nic, wybiegła z mieszkania, tak naprawdę nie mając żadnego planu, dokąd mogłaby pójść. 

 W tym samym czasie w wielkim korku w centrum miasta, stał brunet wioząc ze sobą jakieś roześmiane laski. Nagle jego telefon zadzwonił, a on niechętnie nacisnął zieloną słuchawkę.
-Czego?-spytał.
/-Też nie jestem zadowolona, że muszę do ciebie dzwonić, Sano.-odezwała się po drugiej stronie czarnowłosa.-Niestety, ta idiotka gdzieś zniknęła.
-Masz na myśli Hinatę-chan?
/-Tak...Sasuke jest kompletnie pijany, nawet nie wiem gdzie się włóczył, a do tego nie chce mi powiedzieć co się stało.
-Jak długo jej nie ma?-spytał poważnie.
/-Nie dłużej niż 20 minut.
-Dobra, zaraz się tym zajmę. Na razie.
 Rozłączył się, a chwilę później zatrzymał się na jednym z przystanków. Sięgnął do schowka i wyciągnął z nią broń, przystawiając jej lufę do czoła jednej z dziewcząt.
-Koniec zabawy, żegnam.-powiedział z przesłodkim uśmiechem, a towarzystwo momentalnie wyparowało.-Gdzie jesteś, piękna?-szepnął i ruszył z piskiem opon.

 Siedziała z głową między kolanami na jednym z placów zabaw, pocierając swoje spierzchnięte dłonie. Patrzyła na jedyną latarnię w okolicy, która oświetlała jej mokrą od łez twarz. Nagle na placu przy karuzeli pojawiła się jakaś wysoka, dobrze zbudowana postać mężczyzny. Podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu, wybudzając z zamyślenia. Wyglądała jakby serce miało jej zaraz wyskoczyć.
-Uspokój się, piękna.-szepnął przemiło, siadając obok.
-Sano, prawda?Dawno się nie widzieliśmy...
-Tęskniłaś?
-A jak myślisz, dlaczego płaczę?
-Rozumiem.-zachichotał.-A tak naprawdę, dlaczego uciekłaś?
-Nie uciekłam. Musiałam przemyśleć parę spraw.
-Chodzi o zamknięcie przejścia, prawda?-odpowiedziała twierdząco.-Ile ty masz właściwie lat?
-Niedługo skończę 17.
-To niewiele, chociaż twoja poprzedniczka była młodsza.
 Nagle coś przyszło mu do głowy. Stanął przed nią i wyciągnął dłoń w jej stronę, uśmiechając się szeroko.
-Chodź ze mną!-zawołał.
-Dokąd?
-W miejsce gdzie poznasz odpowiedź, na to czy warto wieść nudne,długie życie, czy lepiej pożyć krócej, ale szczęśliwie.
-Nie rozumiem.-powiedziała, podając mu dłoń.
-Po prostu mi zaufaj.
"DŁUGO-NUDNO, czy KRÓTKO-SZCZĘŚLIWIE...?"

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 8

 Nawet nie zauważyła jak zmógł ją sen. Wierciła się najpierw w te i we wte nie mogąc się wygodnie ułożyć. Nagle natrafiła na dużą przeszkodę, którą jednym kopnięciem wyeliminowała. Uśmiechnęła się lekko przez sen i ułożyła w poprzek. Nagle ktoś otworzył drzwi wejściowe i władował się do środka. Uchylił drzwi i stanął jak wryty, a raczej wryta. Wypuściła z ust powietrze z głośnym świstem i odgarnęła do tyłu swoje czarne włosy. Podeszła powoli do leżącego na dywanie cicho pochrapującego, półnagiego Sasuke i kopnęła go swoim wielkim trepowym butem. Obudził się natychmiast i ze zdziwieniem spostrzegł, że zamiast na kanapie, leży na zimnej podłodze. Spojrzał w górę na niezadowoloną minę Emedi, która gdyby mogła wywaliłaby go przez okno.
-Co ty tu robisz?-spytał, ziewając.
-Przyszłam po Hyuugę, bo szef się już denerwuje, ale widzę że zrobiłeś WSZYSTKO by mi to uniemożliwić!
-Przecież ja nic nie zrobiłem...-jęknął.
-Tak?Mam wyliczać?
-Oszczędź sobie.
 Wyciągnął się, wstając i narzucając na siebie koc. Wyszedł, a ona spojrzała na Hinatę, która widocznie miała bardzo dobry sen. Nie powstrzymało to jednak czarnowłosej przed złapaniem za poduszkę i przyciśnięciem do twarzy białookiej. Dziewczyna zaczęła wierzgać i wrzeszczeć, a gdy Emedi zabrała poduszkę, łapczywie łapać powietrze. Spojrzała najpierw na czarnowłosą, potem na siebie i stwierdziła, że nie ma na sobie absolutnie nic!Spuściła głowę, a jej policzki oblał szkarłatny rumieniec.
-Teraz też byłaś pijana?-spytała Emedi, ale nie otrzymała odpowiedzi.
 Hyuuga zaczęła szczypać się po rękach, twarzy i wszystkim pozostałym, by obudzić się z tego koszmaru. Jenak los nie chciał być dla niej łaskawy.
-Owiń się w koc i leć się ubrać. Za 5 minut wychodzimy.-oznajmiła czarnowłosa i ruszyła do pokoju Uchihy.
 Podwinęła rękawy (by nie ubrudzić się jego krwią) i weszła do środka, gdzie on, jak gdyby nigdy nic, toną w stercie JEJ ubrań.
-Kiedy planujesz to zabrać?-spytał, ale ona go nie słuchała.
 Złapała go za poliki i podciągnęła ku górze.
-Wiesz co powie szef, jak się dowie że znowu to robisz?
-Co robię? O co ci w ogóle chodzi?
-O to kretynie, że ostatnio też się tak zaczęło!Tamta zdzira zrobiła z nas idiotów i to, dlatego że się w niej zakochałeś!
-Będziesz mi to wypominać do końca życia?
-Tak, dopóki nie przestaniesz zataczać koła!
-Nie zataczam koła i na pewno się w niej nie zakocham.-powiedział wskazując na ścianę, za którą powinna być wtedy Hyuuga.
-Wtedy też tak mówiłeś, a ja wyszłam na kretynkę!
-W końcu się przyznałaś!-burknął z udawanym entuzjazmem i skierował się do przedpokoju.
-A ty dokąd się wybierasz?!
-Nieważne, ale wrócę około 2.
-Sasuke!-krzyknęła, ale zamknął jej drzwi przed nosem.
 Wtedy na korytarz wyszła Hinata z cały czas spuszczoną głową. Włożyła buty i swoją puchową bluzę, czekając aż Emedi też wyjdzie. Otworzyła drzwi i puściła białooką przodem. Zeszły po schodach, bo Hyuuga nadal nie chciała jeździć windą, twierdząc że jest za młoda by dać się pogrzebać. Wsiadły do niewielkiego samochodu, należącego do czarnowłosej, a Emedi skręciła w drogę wyjeżdżającą z miasta. Granatowowłosa zasnęła nie wytrzymując wrażeń tego dnia...Emedi obudziła ją około godziny później. Wysiadły w środku jakiegoś lasu, w którym oprócz nich był jeszcze ktoś. Stał pomiędzy wielkimi drzewami, w puchowej kurtce, na którą opadały, takie same jak otaczający ich śnieg, włosy. Uśmiechał się lekko do granatowowłosej.
-Witaj, Hinato.-przywitał się miło.
-Dzień dobry.-nie była pewna o co właściwie w tym chodzi.
-Pewnie masz wiele pytań dlaczego tu jesteś, a ja jestem tu po to by na nie odpowiedzieć. Emedi, proszę, zostaw nas samych. Pani Kiyoko na ciebie czeka.
 Skinęła posłusznie głową i skierowała się po leśnej drodze do małego domu na wzgórzu. Nie odrywając wzroku od białookiej, powiedział:
-Chodźmy się przejść. Jest piękna pogoda!
 Pokiwała głową i podeszła do niego. Wolnym krokiem ruszyli przez gęsty śnieg przed siebie.
-Czy wiesz dlaczego tu jesteś?-spytał.
-Nie.-odpowiedziała krótko.-Nie rozumiem dlaczego akurat ja i o co w tym chodzi!
-Zauważyłaś już pewnie że ten świat różni się od twojego. Czy spotkałaś kogoś kto przypomina znajomą ci osobę z tamtego świata?
-Wydawało mi się że widziałam Ino i Tenten, ale to tylko takie głupie omamy, prawda?
-Nie, to nie są omamy. To były twoje przyjaciółki, tyle że...z tego świata.
-Nie rozumiem. Jak to możliwe, że są tu i tam?
-Wytłumaczę ci.Każdy z twojego świata ma swojego odpowiednika w tym świecie, oprócz pewnych wyjątków...
-Wyjątków?
-Ludzi, których odpowiedniki nie narodziły się w tym świecie.Oni są nam potrzebni, by odizolować te dwa światy...Dlatego tutaj jesteś.-powiedział stając i spoglądając jej w oczy.
-Czyli że ja...nie mam swojego odpowiednika?I niby jak je odizolować?Nic nie rozumiem.
-Gdy ktoś z twojego świata, posiadającego tu swojego odpowiednika, wkroczy do tego, albo odwrotnie, jego odpowiednik natychmiast znika.
-Jak to znika?
-Wymazuje jego egzystencję, ale niestety nie z ludzkich umysłów.Naliczyłem w tym roku ponad 300 osób zaginionych i to tylko w samej Japonii.
-Oni nie zaginęli, tak?-spytała spuszczając głowę i przełykając głośno ślinę.-Ale skoro ja takiego odpowiednika nie posiadam to znaczy że...
-To znaczy, że jesteś jedną z niewielu, którzy mogą zapobiec tym "zniknięciom".
-Niby jak?
-Zostaliście obdarzeni dodatkową czakrą, która do czasu gdy przybędziecie do drugiego świata jest ukryta. Macie jej więcej i jest wręcz zabójcza.
-A takie pytanie do tej czakry: czy ci którzy mają te swoje odpowiedniki i tu przybywają, zabierają czakrę tym co "znikają"?
-To jest kolejny problem. Tak, zabierają. Dzięki czemu gdy wracają do swojego świata zyskują niesamowitą moc, a najgorzej jest gdy posiadali równie ogromną wcześniej.
-Jak niby można było by temu zapobiec?-spytała po chwili ciszy.
-Excepción* musi przekazać całą swoją czakrę, by zamknąć przejście.
-Całą?
-Tak.
-Ale to oznacza śmierć...w tym wypadku moją!Dlatego mnie porwaliście?!
-Nie.Porwaliśmy cię, ale chcemy byś sama dokonała wyboru. Twoje poświęcenie mogłoby uratować życie wielu ludzi...
-Dlaczego akurat ja?
-Twój wzrost czakry był po prostu największy...Zastanów się nad tym.-powiedział, poklepując ją po ramieniu i wymijając.-A, zwolniłem cię ze wszystkich testów do końca semestru i dostaniesz korepetytora.
-Co dostanę?
-Korepetytora. Osobę, która będzie cię uczyć byś dorównała poziomem do reszty.
-Mam jeszcze jedno pytanie: dlaczego się zmieniłam?
-To znaczy?
-Czuję się pewniejsza siebie, a rumienię tylko w sytuacjach naprawdę bardzo niewygodnych.Nie rozumiem dlaczego tak jest.
-To pewnie pod wpływem przyrostu czakry należącej do tego świata. Gdybyś urodziła się tutaj byłabyś taka jak teraz, a może i nawet...
-To wszystko jest chore!!!!!!-wrzasnęła, rzucając się na śnieg.
-Przemyśl to sobie, tylko ptaków nie spłosz. Są nadzwyczaj piękne i kolorowe tego roku.
 Położyła się na ziemi, a on skierował się do chaty, w której przebywała Emedi. Łzy zaczęły jej spływać po policzkach rzęsistym strumieniem. Czuła jak zamarzają, jeszcze przed spłynięciem na śnieg. Wrzasnęła na całe gardło jedno, przeciągłe "AAA", płosząc wszystkie zwierzęta w lesie. Nie wiedziała co robić, co wybrać: swoje życie, czy wiele innych. W tamtym momencie nie znała odpowiedzi na te pytania. Podniosła się, otarła łzy i włożyła zmarznięte dłonie do kieszeni. Nie chciała pokazywać nikomu swoich łez, a słyszała skrzypienie śniegu pod czyimiś ciężkimi butami. Spojrzała na czarnowłosą dziewczynę, która właśnie podpalała sobie papierosa. Nie zwracała najmniejszej uwagi na Hyuugę, a co dopiero na jej łzy.
-Przeziębisz się jak będziesz się tarzać po śniegu.-powiedziała krótko Emedi.
-Yhym, jasne.
-Musimy już jechać, dochodzi 19.
-Yhym.
-Jesz coś?Po burczysz coś pod nosem.
-Nie.
-To rusz się, bo mi serial przepadnie.-powiedziała wdeptując peta w ziemię i wracając do samochodu.
 Hinata uśmiechnęła się lekko, spoglądając za dziewczyną, która na szczęście nigdy o nic nie pytała.
Ruszyła za nią do samochodu, wsiadła i z cały czas nic nie mówiąc, zamknęła drzwi.



















"Czy moja śmierć naprawdę coś zmieni?"

*Excepción (hisz. wyjątek)

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 7

 Otwiera ociężale swoje białe oczy, przeciąga się i zaczyna zastanawiać się co wczoraj robiła, bo od pierwszego wepchniętego jej na siłę kieliszka,ma pustkę. Wzrusza obojętnie ramionami i z wielkim uśmiechem na ustach oraz chęcią dowalenia Sasuke na dzień dobry,wstaje z łóżka. Otwiera szafę i wyjmuje jakieś kolorowiaszcze ciuszki, które miałyby podkreślić jej wspaniały humorek. Nucąc sobie wesołą piosenkę odwraca się z powrotem w stronę posłania i nagle krzyżuje swoje spojrzenie ze zdziwionym należącym do Uchihy...Goła klata+leżenie w jej łóżku+luka w pamięci=ewidentnie NIE DO ZAAKCEPTOWANIA sytuacja!
 Siedzi, ubrana jak na pogrzeb, załamana przy stole w kuchni, próbując zmusić swój umysł metalową chochlą do przypomnienia sobie sytuacji z ostatniej nocy.
-Przestań, bo sobie jeszcze coś zrobisz!-mówi obojętnie chłopak, wyrywając jej "artefakt" z dłoni.
-A co to za różnica?-łka cicho.-Skoro jest możliwe, że zrobiłam najgłupszą rzecz w moim życiu...
-Pociesz się, że było całkiem fajnie.
-CO?!-wrzeszczy,spadając z krzesła i oblewając się rumieńcem aż po same stopy.-Więc...to...jednak...
-Oj,daj spokój! Przeżywasz jak mrówka ciążę...
-CIĄŻĘ?!-ryczy,wybiegając z pomieszczenia.
-Mam za długi język...
 Jakieś pół godziny później są już w szkole.Ona idzie wściekła 10 metrów przed nim, a on z nadąsaną miną za nią. Dziewczyna wchodzi do klasy,odsuwając wcześniej drzwi z głośnym hukiem i posyła wszystkim groźne spojrzenie, a zwłaszcza tej jednej, czarnowłosej dziewczynie.
-O, Hinata! Część!-próbuje się przywitać Yoruichi, ale wymija ją sprawnie i z żądzą mordu w oczach rusza na "winowajczynię".
-Co ci, Hyuuga?-pyta nieświadoma Emedi, gdy dostrzega jej minę.
 Białooka łapie ją za krawat od mundurka i nie uznając głosu sprzeciwu, wywleka z pomieszczenia. Razem z wrzeszczącą dziewczyną mija skołowanego Uchihę i rusza w kierunku łazienki. Wpycha ją do jednej z kabin, a dzieciaki będące akurat w pomieszczeniu wygania masą przekleństw.
-Oj, Hinata!
-Zamknij się!-ucisza ją.-Czy ty wiesz co zrobiłaś, idiotko?!
-Nie,nie kojarzę.-odpowiada po chwili zastanowienia.
-To ja cię oświecą. Bowiem te twoje durne pomysły z "wyluzowaniem się" doprowadziły do nieszczęścia!
-A co? W ciąży jesteś?-pyta z ironią, za co zostaje 50 razy zabita wzrokiem.-Nie mów, że...O ja!Ale jaja!-wybucha donośnym śmiechem.
-Żadne jaja,tylko katastrofa!-drze się.
-Oj, nie bądź taką dziewicą Orleańską.
-Kim?
-Nieważne.-wywraca oczami.-Ale z drugiej strony to z Sasuke niezły cwaniak. Wykorzystać upitą dziewczynę? Chamstwo!
-No nie?!Ale on uważa,że nic się nie stało!
-On to ma jednak do was słabość...-szepcze.
-Co?
-A nic! To skoro już się wyżyłaś, to możesz mnie już stąd wypuścisz? Dziwnie się czuję zamknięta w kabinie z inną dziewczyną...
-A wynoś się!...Tylko nikomu nie mów!
-Nie bój się, nie powiem.Nie stać mnie na wiązankę na twój pogrzeb.
-ZGIŃ!
 Osuwa się na podłogę i w akcie desperacji zakrywa zaszklone oczy dłońmi. W tym momencie do łazienki ktoś wchodzi, a ona nie chcąc pokazywać swojej "chwilowej niedyspozycji" wstaje i próbuje wyjść. Podnosi jeszcze na chwilę wzrok i aż wbija ją w podłogę. Przy lustrze stoi Ino! Jak gdyby nigdy nic po poprawieniu makijażu, mija ją i wychodzi. Granatowłosa odwraca się szybko i wybiega na korytarz, ale widzi już tylko jak dziewczyna znika w klasie. Nie, musiało mi się przywidzieć. Tak naprawdę to chyba sama w to nie wierzyła, ale to co widziała było jeszcze bardziej nieprawdopodobne. Stoi tak przez jakiś czas, dopóki ktoś nie łapie jej za ramię, a ona podskakuje prawie pod sam sufit.
-Jezu, co z tobą nie tak?-słyszy za sobą chłodny głos Uchihy.
-Ty-ty-ty...
-No co ja?
-Nienawidzę cię!-ryczy na całe gardło.
 Nic nie odpowiada, wzrusza tylko obojętnie ramionami i odchodzi w kierunku schodów. Patrzy za nim, cały czas się trzęsąc.
 Wraca do klasy,ale przez cały dzień nie zwraca uwagi na absolutnie nic. Podczas powrotu do domu, nie obchodzi jej jego osoba idąca za nią. Odgarnia granatowe włosy do tyłu i jak najszybciej oddala się od drogi prowadzącej do ich mieszkania. Słyszy za sobą co chwilę to nowe westchnienie lub jęk Sasuke,które oddalają się znacznie.
KONOHA
-Heza!-krzyczy Sakura, próbując zwrócić jej uwagę.-Co ty wyprawiasz?!
-Znajdź Naruto i powiedz mu by przyszedł spakowany jak na misję do pokoju rady starszych, jasne?
-Ale...-próbuje coś powiedzieć,ale widzi że ona jest już na innej planecie, więc pokornie wybiega w stronę domu.
 Pół godziny później do pokoju Rady Starszych wpada zziajana Sakura,ciągnąc za sobą całego poobijanego Naruto. Momentalnie się uspokajają, gdy zauważają że przed Radą klęczy Heza, po której policzkach spływają słone łzy.
-Oj, Heza...-pełnym obawy głosem odzywa się jej brat.
-Wyrażamy zgodę, ale jeśli ci się nie uda poniesiesz konsekwencje i wypełnisz każdy obiecany punkt umowy, czy to zrozumiałaś?
-Tak.-odpowiada krótko, wycierając łzy.
-Więc bierz kogo potrzebujesz i ruszaj.
 Wstaje szybko i z cały czas spuszczoną głową daje znak, by właśnie przybyła para poszła za nią. Ani Sakura, ani Naruto nie wiedzą o co chodzi, a tym bardziej dlaczego ktoś tak bezwzględny jak ta dziewczyna  ma mokrą od łez twarz.
-Naruto.-odzywa się nagle.
-Ha-hai?
-Czy mógłbyś znaleźć Kazekage i przekazać mu ten list?-pyta podając mu wspomnianą kartkę.
-Tak,oczywiście!-krzyczy i już go nie ma.
 Zostają tylko we dwie. Różowowłosa nawet nie zdaje sobie sprawy co się takiego stało za tymi zamkniętymi drzwiami.
-Sakura?
-Co?
-Przepraszam cię.
-He?! Za co?!
-Za wyzywanie cię od kurew, świń, marginesu społeczeństwa...-odpowiada ze smutnym uśmiechem na ustach.-...bez honoru małpą, głupią krową...
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moim ulubionym wrogiem?-pyta, ze śmiechem różowowłosa.
-Chyba czas się zmienić, tak po prostu...ale mam do ciebie prośbę...
-Wiedziałam, że coś się kryje za tymi przeprosinami!...O co chodzi?
-Nie idź z nami.
-Słucham?
-Proszę, abyś z nami nie szła.
-NIE! Hinata jest moją przyjaciółką, nie zostawię jej na pastwę...Naruto.
-On też nie pójdzie za daleko...
-To zabierz mnie przynajmniej tam gdzie jego, a dopilnuję by nic nie spieprzył,ok?-proponuje po chwili ciszy.
 Blondynka wzdycha ciężko, ale uśmiecha się szeroko.Spogląda na dziewczynę spode łba i zaczyna cicho chichotać.
-Zgoda.
-Super!
 W tym momencie na horyzoncie pojawia się Naruto i czerwonowłosy Kazekage oraz jego rodzeństwo z Shikamaru...To znaczy, że czas zaczynać...
Hinata
 Siedzę na ławce naprzeciwko fontanny w parku, wgapiając się bezmyślnie w swoje buty. Właściwie jedyne co mnie otacza to zamarznięta woda i biały puch śnieżny,który pokrył nawet moją skarpetowatą czapkę. Spoglądam w zaciemnione niebo i przypominam sobie, jak jeszcze niedawno z niego spadłam, dosłownie. Od tego czasu wydarzyło się wiele rzeczy, ale ta ostatnia to była największa głupota w moim życiu! Nawet teraz tłukę się jakimś badylem, licząc że to zaraz minie...,ale nie minie,prawda?Od siedzenia tutaj nic się nie zmieni, nie wymarzę poprzedniej nocy, a tylko nasilę wyrzuty sumienia...Wstaję otrzepując się ze śniegu i kieruje się do bloku, który znajduje się po przeciwnej stronie ulicy, gdzie od jakiegoś czasu również mieszkam.Przechodzę przez przejście i gdy tylko staję na krawężniku, przejeżdża za moimi plecami wielka ciężarówka, oblewając mnie od stóp do głów wszelkim błockiem znajdującym się na jezdni. Czuję jak przez kurtkę i spodnie przesiąka wilgoć, a każdy najmniejszy skrawek mojego ciała zamarza. Mokre i brudne ubrania przyklejają się do skóry, utrudniając mi tym samym poruszanie się. Wchodzę z trudem po długich schodach, a gdy jestem już na odpowiednim piętrze otwieram drzwi, których ten idiota jak zwykle nie zamknął! Próbuję niezauważona przemknąć do mojego pokoju, ale zwabiony dźwiękiem otwieranych drzwi Sasuke, wychodzi mi na przeciw.
-Co ci się stało, kretynko?!-wrzeszczy, od razu biorąc się za zdejmowanie ze mnie mokrej kurtki.
-Nic.
-Czy ty naprawdę będziesz przeżywać to przez całe swoje życie? Jeśli tak, to trudno, ale dzisiaj idziemy do szefa i nie mam zamiaru tłumaczyć się, dlaczego leżysz z gorączką, zakatarzona w łóżku!
-Szefa?
-Szefa, szefa...Zdejmuj te ciuchy i na kanapę.
-He?...A, jasne.
 Łapię za koc, zdejmuję wszystkie ubrania i opatulona w puszysty materiał, rzucam się na kanapę. Niestety jest mi jeszcze bardziej zimno! Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu złośliwej mordy Sasuke, ale słyszę tylko jak krząta się po kuchni.
-Sasuke!-nawołuję.-Sasuke!...Sa-su-ke!
-Czego chcesz?!-warczy, wychylając się za drzwi.
-Zimno.
 Przewraca oczami, ale podchodzi do kaloryfera i dotyka go dłonią, a chwilę później zabiera ją, z kwaśną miną. Bez słowa wychodzi i widzę jak przewraca coś w jakiejś skrzynce. Wyjmuje telefon i przykłada go do ucha.
-Część! Nie wiesz dlaczego u mnie nie ma prądu?...A to nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć?!...No! Bo ta idiotka przyszła do domu cała mokra, a ja mam tylko 2 wełniane koce!...Szef się wścieknie i wiesz co? To będzie twoja wina!...Tak, twoja! Znowu nie zapłaciłaś rachunków!...Ale to twoja fucha!...Dobra, nie chce mi się z tobą kłócić, na razie!
 Rzuca słuchawką i rusza w kierunku kanapy, na której leżę. Drapie się w tył głowy, a ja czuję jak zamarzają mi wszystkie organy. Zaciska wargi w wąską linię, by po chwili wypuścić z ust powietrze z głośnym świstem.
-Chyba nie mam wyjścia...-szepcze.
 Spoglądam na niego ciekawskim wzrokiem, trzepocząc czarnymi rzęsami. Zdejmuje buty i, co jest dla mnie wielkim szokiem, kładzie się obok, obejmując moje wątłe ciało swoim silnym ramieniem.
-Co-co ty robisz?!-pytam, cała zarumieniona.
-Zamknij się! Próbuję cię ogrzać, byś się nie rozchorowała, idiotko!
-Już ogrzałeś, a teraz won ode mnie!
-Przymknij się, irytująca kobieto i leż spokojnie!
-Odczep się! Oskarżę cię o molestowanie seksualne!
-Molestowanie?Po co? Przecież już cię raz miałem, więc...
-O ty chamie! Zgiń w piekle, diable przebrzydły!
-Piekło to ja mam z tobą! Po za tym byłaś najbardziej drętwą dziewczyną z jaką byłem...
-Tak? To patrz, dupku!
 Łapię go za włosy i przyciągam do siebie, zamykając jego usta w namiętnym pocałunku. Nie chcąc dać mi wygrać, jedną ręką przyciąga mnie do siebie, a drugą zdejmuje swoją koszulę.
-Cholerny dupek!-mówię w przerwie między pocałunkami.
-Zidiociała wsza!
 Tak się jakoś potoczyło, że nawet kataru nie miałam...

Heza
-Czy mógłbyś w końcu przestać jęczeć!-wrzeszczy Temari do obojętnego Shikamaru.
-Jesteś irytująca, mówił ci to już ktoś kiedyś?-pyta.
-Tak! Ty,co najmniej milion razy!
 Ich kłótnie są jedynym co przebija się przez odgłosy zimowej zawieruchy. Wiatr zawiewa śnieg w twarze wędrujących. Blondynkę najbardziej martwi fakt,że Kazekage, jedna z najważniejszych osób na świecie, również musi iść w takich warunków. W pewnym momencie przychodzi jej do głowy pomysł, który mógłby pomóc w dalszej podróży. Wybiega kawałek przed pozostałych staje w rozkroku, a pozostali zatrzymując się, nie rozumiejąc o co chodzi. Rozkłada szeroko ręce, a na końcach jej palców zaczyna zbierać się woda,otaczając wszystkich czymś na kształt półkuli. Opuszcza jedną rękę, a drugą przykłada do wodnej ściany. W tym momencie rozbłyska światło, które nagrzewa wilgotną otoczkę. Uśmiecha się zwycięsko i odwraca do zdziwionych towarzyszy.
-Idziemy.-rozkazuje ruszając z miejsca,a otoczka razem z nią.
 Niedługo będą musieli się rozstać,ale nadal chce podtrzymywać ich nadzieję,bo może się ona okazać bardzo korzystna. Jedynym który zna jej plan jest Kazekage...
"Każdy krok przybliża nas do osoby, która może zniszczyć,albo uratować wszystkich..."

Dziękuje, za przeczytanie moich wypocin:) Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Życzę wam wesołych świąt i Szczęśliwego nowego roku!
                                                                                                             Hiori no Hanabi