niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 7

 Otwiera ociężale swoje białe oczy, przeciąga się i zaczyna zastanawiać się co wczoraj robiła, bo od pierwszego wepchniętego jej na siłę kieliszka,ma pustkę. Wzrusza obojętnie ramionami i z wielkim uśmiechem na ustach oraz chęcią dowalenia Sasuke na dzień dobry,wstaje z łóżka. Otwiera szafę i wyjmuje jakieś kolorowiaszcze ciuszki, które miałyby podkreślić jej wspaniały humorek. Nucąc sobie wesołą piosenkę odwraca się z powrotem w stronę posłania i nagle krzyżuje swoje spojrzenie ze zdziwionym należącym do Uchihy...Goła klata+leżenie w jej łóżku+luka w pamięci=ewidentnie NIE DO ZAAKCEPTOWANIA sytuacja!
 Siedzi, ubrana jak na pogrzeb, załamana przy stole w kuchni, próbując zmusić swój umysł metalową chochlą do przypomnienia sobie sytuacji z ostatniej nocy.
-Przestań, bo sobie jeszcze coś zrobisz!-mówi obojętnie chłopak, wyrywając jej "artefakt" z dłoni.
-A co to za różnica?-łka cicho.-Skoro jest możliwe, że zrobiłam najgłupszą rzecz w moim życiu...
-Pociesz się, że było całkiem fajnie.
-CO?!-wrzeszczy,spadając z krzesła i oblewając się rumieńcem aż po same stopy.-Więc...to...jednak...
-Oj,daj spokój! Przeżywasz jak mrówka ciążę...
-CIĄŻĘ?!-ryczy,wybiegając z pomieszczenia.
-Mam za długi język...
 Jakieś pół godziny później są już w szkole.Ona idzie wściekła 10 metrów przed nim, a on z nadąsaną miną za nią. Dziewczyna wchodzi do klasy,odsuwając wcześniej drzwi z głośnym hukiem i posyła wszystkim groźne spojrzenie, a zwłaszcza tej jednej, czarnowłosej dziewczynie.
-O, Hinata! Część!-próbuje się przywitać Yoruichi, ale wymija ją sprawnie i z żądzą mordu w oczach rusza na "winowajczynię".
-Co ci, Hyuuga?-pyta nieświadoma Emedi, gdy dostrzega jej minę.
 Białooka łapie ją za krawat od mundurka i nie uznając głosu sprzeciwu, wywleka z pomieszczenia. Razem z wrzeszczącą dziewczyną mija skołowanego Uchihę i rusza w kierunku łazienki. Wpycha ją do jednej z kabin, a dzieciaki będące akurat w pomieszczeniu wygania masą przekleństw.
-Oj, Hinata!
-Zamknij się!-ucisza ją.-Czy ty wiesz co zrobiłaś, idiotko?!
-Nie,nie kojarzę.-odpowiada po chwili zastanowienia.
-To ja cię oświecą. Bowiem te twoje durne pomysły z "wyluzowaniem się" doprowadziły do nieszczęścia!
-A co? W ciąży jesteś?-pyta z ironią, za co zostaje 50 razy zabita wzrokiem.-Nie mów, że...O ja!Ale jaja!-wybucha donośnym śmiechem.
-Żadne jaja,tylko katastrofa!-drze się.
-Oj, nie bądź taką dziewicą Orleańską.
-Kim?
-Nieważne.-wywraca oczami.-Ale z drugiej strony to z Sasuke niezły cwaniak. Wykorzystać upitą dziewczynę? Chamstwo!
-No nie?!Ale on uważa,że nic się nie stało!
-On to ma jednak do was słabość...-szepcze.
-Co?
-A nic! To skoro już się wyżyłaś, to możesz mnie już stąd wypuścisz? Dziwnie się czuję zamknięta w kabinie z inną dziewczyną...
-A wynoś się!...Tylko nikomu nie mów!
-Nie bój się, nie powiem.Nie stać mnie na wiązankę na twój pogrzeb.
-ZGIŃ!
 Osuwa się na podłogę i w akcie desperacji zakrywa zaszklone oczy dłońmi. W tym momencie do łazienki ktoś wchodzi, a ona nie chcąc pokazywać swojej "chwilowej niedyspozycji" wstaje i próbuje wyjść. Podnosi jeszcze na chwilę wzrok i aż wbija ją w podłogę. Przy lustrze stoi Ino! Jak gdyby nigdy nic po poprawieniu makijażu, mija ją i wychodzi. Granatowłosa odwraca się szybko i wybiega na korytarz, ale widzi już tylko jak dziewczyna znika w klasie. Nie, musiało mi się przywidzieć. Tak naprawdę to chyba sama w to nie wierzyła, ale to co widziała było jeszcze bardziej nieprawdopodobne. Stoi tak przez jakiś czas, dopóki ktoś nie łapie jej za ramię, a ona podskakuje prawie pod sam sufit.
-Jezu, co z tobą nie tak?-słyszy za sobą chłodny głos Uchihy.
-Ty-ty-ty...
-No co ja?
-Nienawidzę cię!-ryczy na całe gardło.
 Nic nie odpowiada, wzrusza tylko obojętnie ramionami i odchodzi w kierunku schodów. Patrzy za nim, cały czas się trzęsąc.
 Wraca do klasy,ale przez cały dzień nie zwraca uwagi na absolutnie nic. Podczas powrotu do domu, nie obchodzi jej jego osoba idąca za nią. Odgarnia granatowe włosy do tyłu i jak najszybciej oddala się od drogi prowadzącej do ich mieszkania. Słyszy za sobą co chwilę to nowe westchnienie lub jęk Sasuke,które oddalają się znacznie.
KONOHA
-Heza!-krzyczy Sakura, próbując zwrócić jej uwagę.-Co ty wyprawiasz?!
-Znajdź Naruto i powiedz mu by przyszedł spakowany jak na misję do pokoju rady starszych, jasne?
-Ale...-próbuje coś powiedzieć,ale widzi że ona jest już na innej planecie, więc pokornie wybiega w stronę domu.
 Pół godziny później do pokoju Rady Starszych wpada zziajana Sakura,ciągnąc za sobą całego poobijanego Naruto. Momentalnie się uspokajają, gdy zauważają że przed Radą klęczy Heza, po której policzkach spływają słone łzy.
-Oj, Heza...-pełnym obawy głosem odzywa się jej brat.
-Wyrażamy zgodę, ale jeśli ci się nie uda poniesiesz konsekwencje i wypełnisz każdy obiecany punkt umowy, czy to zrozumiałaś?
-Tak.-odpowiada krótko, wycierając łzy.
-Więc bierz kogo potrzebujesz i ruszaj.
 Wstaje szybko i z cały czas spuszczoną głową daje znak, by właśnie przybyła para poszła za nią. Ani Sakura, ani Naruto nie wiedzą o co chodzi, a tym bardziej dlaczego ktoś tak bezwzględny jak ta dziewczyna  ma mokrą od łez twarz.
-Naruto.-odzywa się nagle.
-Ha-hai?
-Czy mógłbyś znaleźć Kazekage i przekazać mu ten list?-pyta podając mu wspomnianą kartkę.
-Tak,oczywiście!-krzyczy i już go nie ma.
 Zostają tylko we dwie. Różowowłosa nawet nie zdaje sobie sprawy co się takiego stało za tymi zamkniętymi drzwiami.
-Sakura?
-Co?
-Przepraszam cię.
-He?! Za co?!
-Za wyzywanie cię od kurew, świń, marginesu społeczeństwa...-odpowiada ze smutnym uśmiechem na ustach.-...bez honoru małpą, głupią krową...
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moim ulubionym wrogiem?-pyta, ze śmiechem różowowłosa.
-Chyba czas się zmienić, tak po prostu...ale mam do ciebie prośbę...
-Wiedziałam, że coś się kryje za tymi przeprosinami!...O co chodzi?
-Nie idź z nami.
-Słucham?
-Proszę, abyś z nami nie szła.
-NIE! Hinata jest moją przyjaciółką, nie zostawię jej na pastwę...Naruto.
-On też nie pójdzie za daleko...
-To zabierz mnie przynajmniej tam gdzie jego, a dopilnuję by nic nie spieprzył,ok?-proponuje po chwili ciszy.
 Blondynka wzdycha ciężko, ale uśmiecha się szeroko.Spogląda na dziewczynę spode łba i zaczyna cicho chichotać.
-Zgoda.
-Super!
 W tym momencie na horyzoncie pojawia się Naruto i czerwonowłosy Kazekage oraz jego rodzeństwo z Shikamaru...To znaczy, że czas zaczynać...
Hinata
 Siedzę na ławce naprzeciwko fontanny w parku, wgapiając się bezmyślnie w swoje buty. Właściwie jedyne co mnie otacza to zamarznięta woda i biały puch śnieżny,który pokrył nawet moją skarpetowatą czapkę. Spoglądam w zaciemnione niebo i przypominam sobie, jak jeszcze niedawno z niego spadłam, dosłownie. Od tego czasu wydarzyło się wiele rzeczy, ale ta ostatnia to była największa głupota w moim życiu! Nawet teraz tłukę się jakimś badylem, licząc że to zaraz minie...,ale nie minie,prawda?Od siedzenia tutaj nic się nie zmieni, nie wymarzę poprzedniej nocy, a tylko nasilę wyrzuty sumienia...Wstaję otrzepując się ze śniegu i kieruje się do bloku, który znajduje się po przeciwnej stronie ulicy, gdzie od jakiegoś czasu również mieszkam.Przechodzę przez przejście i gdy tylko staję na krawężniku, przejeżdża za moimi plecami wielka ciężarówka, oblewając mnie od stóp do głów wszelkim błockiem znajdującym się na jezdni. Czuję jak przez kurtkę i spodnie przesiąka wilgoć, a każdy najmniejszy skrawek mojego ciała zamarza. Mokre i brudne ubrania przyklejają się do skóry, utrudniając mi tym samym poruszanie się. Wchodzę z trudem po długich schodach, a gdy jestem już na odpowiednim piętrze otwieram drzwi, których ten idiota jak zwykle nie zamknął! Próbuję niezauważona przemknąć do mojego pokoju, ale zwabiony dźwiękiem otwieranych drzwi Sasuke, wychodzi mi na przeciw.
-Co ci się stało, kretynko?!-wrzeszczy, od razu biorąc się za zdejmowanie ze mnie mokrej kurtki.
-Nic.
-Czy ty naprawdę będziesz przeżywać to przez całe swoje życie? Jeśli tak, to trudno, ale dzisiaj idziemy do szefa i nie mam zamiaru tłumaczyć się, dlaczego leżysz z gorączką, zakatarzona w łóżku!
-Szefa?
-Szefa, szefa...Zdejmuj te ciuchy i na kanapę.
-He?...A, jasne.
 Łapię za koc, zdejmuję wszystkie ubrania i opatulona w puszysty materiał, rzucam się na kanapę. Niestety jest mi jeszcze bardziej zimno! Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu złośliwej mordy Sasuke, ale słyszę tylko jak krząta się po kuchni.
-Sasuke!-nawołuję.-Sasuke!...Sa-su-ke!
-Czego chcesz?!-warczy, wychylając się za drzwi.
-Zimno.
 Przewraca oczami, ale podchodzi do kaloryfera i dotyka go dłonią, a chwilę później zabiera ją, z kwaśną miną. Bez słowa wychodzi i widzę jak przewraca coś w jakiejś skrzynce. Wyjmuje telefon i przykłada go do ucha.
-Część! Nie wiesz dlaczego u mnie nie ma prądu?...A to nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć?!...No! Bo ta idiotka przyszła do domu cała mokra, a ja mam tylko 2 wełniane koce!...Szef się wścieknie i wiesz co? To będzie twoja wina!...Tak, twoja! Znowu nie zapłaciłaś rachunków!...Ale to twoja fucha!...Dobra, nie chce mi się z tobą kłócić, na razie!
 Rzuca słuchawką i rusza w kierunku kanapy, na której leżę. Drapie się w tył głowy, a ja czuję jak zamarzają mi wszystkie organy. Zaciska wargi w wąską linię, by po chwili wypuścić z ust powietrze z głośnym świstem.
-Chyba nie mam wyjścia...-szepcze.
 Spoglądam na niego ciekawskim wzrokiem, trzepocząc czarnymi rzęsami. Zdejmuje buty i, co jest dla mnie wielkim szokiem, kładzie się obok, obejmując moje wątłe ciało swoim silnym ramieniem.
-Co-co ty robisz?!-pytam, cała zarumieniona.
-Zamknij się! Próbuję cię ogrzać, byś się nie rozchorowała, idiotko!
-Już ogrzałeś, a teraz won ode mnie!
-Przymknij się, irytująca kobieto i leż spokojnie!
-Odczep się! Oskarżę cię o molestowanie seksualne!
-Molestowanie?Po co? Przecież już cię raz miałem, więc...
-O ty chamie! Zgiń w piekle, diable przebrzydły!
-Piekło to ja mam z tobą! Po za tym byłaś najbardziej drętwą dziewczyną z jaką byłem...
-Tak? To patrz, dupku!
 Łapię go za włosy i przyciągam do siebie, zamykając jego usta w namiętnym pocałunku. Nie chcąc dać mi wygrać, jedną ręką przyciąga mnie do siebie, a drugą zdejmuje swoją koszulę.
-Cholerny dupek!-mówię w przerwie między pocałunkami.
-Zidiociała wsza!
 Tak się jakoś potoczyło, że nawet kataru nie miałam...

Heza
-Czy mógłbyś w końcu przestać jęczeć!-wrzeszczy Temari do obojętnego Shikamaru.
-Jesteś irytująca, mówił ci to już ktoś kiedyś?-pyta.
-Tak! Ty,co najmniej milion razy!
 Ich kłótnie są jedynym co przebija się przez odgłosy zimowej zawieruchy. Wiatr zawiewa śnieg w twarze wędrujących. Blondynkę najbardziej martwi fakt,że Kazekage, jedna z najważniejszych osób na świecie, również musi iść w takich warunków. W pewnym momencie przychodzi jej do głowy pomysł, który mógłby pomóc w dalszej podróży. Wybiega kawałek przed pozostałych staje w rozkroku, a pozostali zatrzymując się, nie rozumiejąc o co chodzi. Rozkłada szeroko ręce, a na końcach jej palców zaczyna zbierać się woda,otaczając wszystkich czymś na kształt półkuli. Opuszcza jedną rękę, a drugą przykłada do wodnej ściany. W tym momencie rozbłyska światło, które nagrzewa wilgotną otoczkę. Uśmiecha się zwycięsko i odwraca do zdziwionych towarzyszy.
-Idziemy.-rozkazuje ruszając z miejsca,a otoczka razem z nią.
 Niedługo będą musieli się rozstać,ale nadal chce podtrzymywać ich nadzieję,bo może się ona okazać bardzo korzystna. Jedynym który zna jej plan jest Kazekage...
"Każdy krok przybliża nas do osoby, która może zniszczyć,albo uratować wszystkich..."

Dziękuje, za przeczytanie moich wypocin:) Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Życzę wam wesołych świąt i Szczęśliwego nowego roku!
                                                                                                             Hiori no Hanabi

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 6

-Nie mam zamiaru jej pilnować!-drze się Sasuke.-Zabierz ją do siebie!
-Zgodziłeś się, więc teraz nie marudź. Liczyłeś,że nie będzie próbować uciekać i jak grzeczna dziewczynka będzie przynosić ci kapcie w zębach?!Jeśli tak, to jesteś idiotą!-odpowiada na jednym wdechu Emedi.
 Tak jest od godziny. On jej mówi, że ma mnie dość, a ona że jest idiotą i tak w kółko.Nikt nawet nie słucha co ja mam na ten temat do powiedzenia. Jestem już tutaj od 2 tygodni i jakoś powoli zaczynam się przyzwyczajać. Szkoła jest nawet fajna, ludzie tak samo, tylko ten gbur jest jak wrzód na zdrowym organizmie! Wychodzę z dużej kuchni czarnowłosej, w której trwają obrady, do małego pokoju naprzeciwko wejścia. Pukam delikatnie, a gdy słyszę zaproszenie, naciskam na klamkę. Na kanapie, pod oknem siedzi Yoruichi, współlokatorka Emedi. Wskazuje ręką na krzesło przy biurku,bym na nim usiadła.
-Czego chcesz?-pyta, wypuszczając z ust dym papierosowy.
-Mam pytanie, znalazłam niedawno pewne zdjęcie,na którym jest mój brat z jakąś dziewczyną i chciałabym się dowiedzieć kim ona jest, albo była...
-Pokaż.
 Wyjmuję z torby zabrane z tamtej szkoły zdjęcie i podaję jej. Przygląda się mu przez chwilę, po czym uśmiecha się szeroko,odsłaniając białe zęby...
HEZA
-Co z nim?-pytam,spoglądając na chłopca,którego wczoraj tutaj przyniosłam.
-Mogę go wybudzić na 5 minut, ale nie więcej, więc będziesz mogła zadać mu parę pytań.-odpowiada Tsunade.
-Czy...A nieważne! Powiedz tej różowej, by mi tylko nie przeszkadzała.
-Sama jej powiedz.
 Hokage przykłada mu do czoła dwa palce, z których wydobywają się czerwone iskry. Nagle chłopak otwiera szeroko oczy i łapie łapczywie powietrze. Pochylam się nad nim, próbując pochwycić jego wzrok z przekrwionych oczu. Daję znak ręką dla Sakury,że może zaczynać. Kładzie dłoń na klatce piersiowej chłopaka i pokrywa ją fioletową poświatą. Słyszę jak Tsunade opuszcza pomieszczenie,zostawiając mi ten cały burdel w rozmiarze 150!
-Słyszysz mnie?-pytam,a on zaczyna szybko mrugać.-Jak się nazywasz?
-I...
-Co mówisz?
-Where I am?(Gdzie ja jestem?)
  Zarówno źrenice moje jak i Sakury rozszerzają się do najszerszych granic,a z jej ust wydobywa się cichy jęk. Przeczesuję dłonią włosy zapominając, że czas leci.
-Dlaczego on tak dziwnie mówi? Rozumiesz to, Heza?
-You are in hospital.(Jesteś w szpitalu)-odpowiadam ignorując jej pytania.-Can you tell me where you come from?(Czy możesz mi powiedzieć skąd pochodzisz?)
-I am...from Denver.(Jestem z Denver.)
-Heza!-unosi głos różowa.
-Poczekaj!...How did you come here?(Jak się tutaj znalazłeś?)
-I don't know. I...(Nie wiem. Ja...)
 Mój czas dobiegł końca. Chłopak stracił przytomność, a Sakura zabrała ręce. Czuję na sobie jej wzrok, który ewidentnie żąda wyjaśnień. Zdejmuje fartuch i wychodzę z sali. Idąc korytarzem słyszę za sobą stukot jej butów,które towarzyszy biegowi dziewczyny.
-Heza! Poczekaj!-zatrzymuję się.-Jak ty...? Czemu on...?
-Chodź na kawę to ci to wyjaśnię.
 Ciągnę ją za rękaw do tutejszej kawiarni. Zamawiam 2 kubki kawy i siadamy przy stoliku w rogu lokalu. Mieszam czarną ciecz, metalową łyżeczką, ignorując jej ciekawy wzrok.
-Heza, co mówił ten chłopiec? Nic nie rozumiałam.
-Nic nie rozumiałaś, bo mówił po angielsku.-odpowiadam.
-Po...co?To skąd ty go znasz?-nie odpowiadam.-Proszę,powiedz mi o co tu...
-Wiem gdzie może być Hinata.
-Co?!-piszczy wstając.
 Odsuwam krzesło i wybiegam z nią z kawiarni w kierunku biura Tsunade.
HINATA
 Patrzę jak Sasuke krząta się po kuchni, szukając czegoś w szafce, odrzucając co chwilę połączenie telefoniczne, złoszcząc się że nie ma soli i wywalając resztki z lodówki.
-Sasuke-mała gospodyni!.-zauważam złośliwie, widząc jego wściekłość.
-Zamknij się!
 Jestem rozdrażniona, bo Yoruichi nie chciała mi powiedzieć kim jest ta dziewczyna na zdjęciu! Stwierdziła, że ze względu na ich starą znajomość nie wyda go. Szlak by ją! Łapię za kubek z namalowaną biedronką i wychodzę z pomieszczenia tupiąc jak obrażone dziecko. Zamykam się w "moim" pokoju, wyjmuje z szafki zdjęcie i znów zaczynam analizować każdy milimetr twarzy "miłości Uchihy".
 Po jakimś czasie rzucam "tę zarazę" w kąt i wychodzę.Staję w drzwiach do kuchni i pytam obojętnie:
-Droga pani matko Sasuke, czy mogę iść się spotkać z Emedi?
-Od kiedy to wy takie przyjaciółki jesteście?!
-Nie twój interes!...To mogę?
-A idź, ale jak znowu spróbujesz uciec to...
-Umrzesz z tęsknoty?-pytam słodziutkim głosem.
-TY MAŁA ZARAZO! Prędzej bym przez okno wyskoczył!
-To w sumie nie taki zły pomysł. Tylko pamiętaj żeby je potem za sobą zamknąć, bo się jeszcze rozchoruję...Na razie.
-Poczekaj tylko, kiedyś się doigrasz!
-Mogę tego nie dożyć, bo podobno w mojej rodzinie nie było długowieczności!
 Zanim zdąży coś jeszcze powiedzieć zamykam drzwi i w puchowej kurtce wychodzę przed blok, gdzie na trzepaku,głową w dół, wisi czarnowłosa dziewczyna.
-Ohayo, Emedi!
-Ohayo. Co taka zdenerwowana?
-A nic.-odpowiadam siadając na ławce na przeciwko trzepaka.
-Nie umiesz kłamać.Czyżby znowu Sasuke coś zrobił?
-Nie.
-A jest to z nim związane?
-Yhym.-przytakuję.
-Weź powiedz, bo mnie to już męczy!
-Wtedy gdy uciekłam, schowałam się w takiej szkole i jak się po niej przechadzałam znalazłam pewne zdjęcie,a stróż pozwolił mi je zatrzymać. Ja naprawdę nie chciałam być wścibska, ale to trudne...
-Do rzeczy, Hinata!
-Na tym zdjęciu był Sasuke i jakaś dziewczyna, wprawdzie nie wyglądali na parę, ale chyba byli sobie bliscy, więc...
-Jesteś zazdrosna?
 Aż spadam z ławki w szoku, który wywołało to pytanie. Zasłaniam dłońmi ognisto zarumienione policzki i nos, ale i tak je widać.


-Z-zwariowałaś?-bełkoczę.-Nic-c z tych rzeczy!
-To dlaczego się rumienisz?
-Odczep się,proszę.-szepczę.
 Czarnowłosa wzdycha ciężko, zeskakując na ręce z trzepaka.Poprawia ubranie i ciuchy, a chwilę potem łapie za rękaw mojej kurtki.
-Co robisz?!
-Idziemy się wyluzować...
-CO?!
 Zaczyna się śmiać i to ze złowieszczą nutą, wciągając mnie do autobusu...
Grubo po północy:
 Sasuke siedzi zdenerwowany w salonie na kanapie. Nie wie gdzie jest Hyuuga, a do tego nie może się dodzwonić do Emedi. Nagle dochodzi go dźwięk przekręcanego klucza w zamku i kobiecy śmiech. Jak wystrzelony z procy wylatuje na korytarz i spogląda w duże,obojętne oczy Hinaty.
-To ja już *hik*pójdę!-bełkocze Emedi, wypełzając z ich mieszkania.
 Zamyka drzwi, zostawiając ledwo stojącą Hyuugę i na maxa wściekłego Uchihę.
-Gdzie wyście by...?
-Sasuke-kun!-krzyczy zalewając się łzami i rzucając mu na szyję.
-Co...?
-Sasuke-kun,jestem taka nieszczęśliwa!
-DTo świetnie,ale idź spać...
-NIE!...Zanieś mnie.
-Nie ma mowy!
-ZANIEŚ!
 Nie chcąc się z nią kłócić bierze ją na ręce i ostrożnie zanosi do łóżka.Odsłania białą, puszystą kołdrę i układa ją wygodnie na materacu.Jednak to nie koniec jego problemów z tą małą diablicą. Dziewczyna oplata go ramionami i przyciąga do siebie.
-Puść mnie, Hyuuga.-mówi spokojnie.
-Nie!
 Przykłada dłonie do policzków chłopaka i namiętnie go całuje!

 Nawet nie ma serca jej odepchnąć, bo i tak wie że rano nie będzie niczego pamiętać, a on już od dawna nie miał ani trochę rozrywki...
"Po prostu,samo tak wyszło..."

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 5

 Siedzę naburmuszona na pokrytej rosą trawie, na wzgórzu, z którego doskonale widzę oświetlone miasto. Niedługo zacznie świtać, bo z daleko wychyla się ognista tarcza słoneczna. Szukałam przez wiele godzin rozwiązania jak wrócić do Konohy, ale tylko zmarzłam i przemokłam do suchej nitki. Posiniaczoną dłonią przeczesuję ostrożnie drugie,ale pozbijane pasma włosów. Zaczynam się zastanawiać, czy na pewno aby dobrze zrobiłam.Mogłam się najpierw czegoś więcej dowiedzieć o tym świecie, ale nieeeeee...musiałam uciec, no bo jakby inaczej!...Wzdycham ciężko, zwieszając głowę tak, że teraz jest między moimi kolanami. Nagle czuję,jak jakaś dłoń delikatnie głaszcze mnie po głowie.To pewnie Sasuke! Nawet nie zastanawiając się nad słowem "delikatny", odskakuję na sporą odległość i ustawiam gotowa do ataku. Ku mojemu zdziwieniu nie jest to Uchiha,ale jakiś wysoki chłopak o ognistych włosach.Może zmienił uczesanie? Ta, to właściwie chyba jedyna rzecz jaka ich różni...Shit,jakby mi nie wystarczył jeden dupkowaty gbur...Ale dlaczego ja pałam do niego taką nienawiścią? Nie jest chyba taki zły...Stop! Bez takich, głupia ja!
-Jak masz na imię?-budzi mnie głos chłopaka.
-He? Ja?...Jestem Hinata.
-Ładnie.
 ...Streśćmy trochę tę sytuację, bo sama nie wiem co mam o niej myśleć! Ten idiota jak gdyby nigdy nic pocałował mnie! W usta! A ja? No oczywiście dałam mu w mordę,ale...potem.
-Zwariowałeś?!-drę się.-Kto ci pozwolił?!Kim ty w ogóle jesteś?!
 Oczywiście spłonęłam szkarłatnym rumieńcem...Nagle zauważam coś dziwnego: jedna z dziewczyn(które właśnie odchodzą) przypomina mi...Tenten?Nie, niemożliwe! Poznałaby mnie, prawda? Wychylam się za chłopaka,by się jej lepiej przyjrzeć, ale już jej nie ma. Musiało mi się wydawać...
-Jesteś siostrą Uchihy, nie?
-Może...
-A co tu robisz o tak późnej porze?
-A co cię to?!-warczę,na co on reaguje szerokim wyszczerzem.
-Czyżby ucieczka?
-Odwal się!
 Wzdycha ciężko i odsuwa się znacznie. Patrzy na mnie z miną zbitego psa,jakbym co najmniej zabrała mu coś najcenniejszego na świecie.
-Mogłem się tego spodziewać.-zaczyna.-Oboje jesteście strasznie trudni.
-Trudni?-unoszę wysoko brwi.
-Myślałem, że on jest taki, przez tę dziewczynę sprzed lat, ale widząc ciebie...
 Przestaję słuchać. Jaką dziewczynę sprzed lat? Sasuś był zakochany?!Może chodzi o Sakure...
-...jesteście zimni, a do tego agresywni!-chyba walną mi sporą przemowę.
-Skończyłeś? To świetnie. Mam pytanie: jak mówisz "tę dziewczynę sprzed lat" to kogo masz na myśli?
-He? Nie znasz jej?
-Nie, po prostu nie kojarzę.-zaprzeczam, chociaż dobrze wiem że to kłamstwo.
-To było jakieś...5 lat temu. Zaczynaliśmy wtedy gimnazjum...ale to dziwne, że jego siostra nic o tym nie wie.
-Nie interesowało mnie życie emocjonalne tego idioty!...Co się z nią stało?
-A, tak dobrze to nie ma! Powiem ci resztę jak coś dla mnie zrobisz...
-Mogę co najwyżej zapomnieć smak twoich ust, bo to nie należy do najmilszych wspomnień.
-Ta, jesteście identyczni...Ale mi chodzi o coś innego, o wiele innego...-zaczyna się niebezpiecznie przybliżać, a ja tylko stoję?
 Nagle czuję silne pociągnięcie w talii i widzę jak ten chłopak (nawet nie wiem jak ma na imię) odlatuje spory kawałek dalej. Odwracam przerażona głowę, a moim oczom ukazuje się Sasuke! Czuję jak jego ręka próbuje mi zmiażdżyć kości!
-Prze 4h umierałem z niepokoju ty idiotko! Wiesz co by mi zrobiła Emedi jakby się dowiedziała?!-unosi głos.
-UCHIHA!-słyszymy krzyk chłopaka, który najwidoczniej się już pozbierał.-Co ty odwalasz?
-Czego od niej chciałeś?-pyta ze złością.
-A jak myślisz?...Nie rób takiej miny, na nic mi nie pozwoliła.-uśmiecha się do mnie.-Poopowiadałem jej trochę o twojej "wielkiej miłości".
 W tym momencie źrenice Sasuke znacznie się zwężają i jak pantera skacze do gardła czerwonowłosego. Dobra, teraz mogę uciec!Zrywam się pędem w kierunku wysokiego budynku. Wbiegam po krętych schodach na chyba 4 piętro. Ciekawe co to za miejsce? Przebiegając obok jakiejś sali zauważam, że jest w niej otwarte okno, a za nim wisi lina na pranie.Bingo! Wskakuję na parapet, ale jeszcze przez chwilę mój wzrok zatrzymuje się na jakimś białym kształcie...To ludzkie ciało! Za grubej kołdry dostrzegam długie, blond kosmyki włosów...W tym momencie do mych uszu dociera stukot butów, więc momentalnie znajduje się za oknem, wisząc na linie. Ostrożnie stawiam stopę na wystającej cegle,puszczam sznur, a ręce przenoszę na rynnę. Czuję jak ktoś przechodzi prze pokój, w którym przed chwilą byłam. Krople potu spływają mi po karku, a z moich ust wydobywa się ciche sapanie. Słyszę dźwięk zamykanych drzwi, więc oddycham z ulgą. Spoglądam w dół i czuję, że jestem w stanie skoczyć. Odpycham się od ściany i w bardzo sprawny sposób ląduje na ziemi. Zaczyna świtać, więc trudniej będzie się ukryć. Muszę się stąd wynieść, bo nigdy nie zaznam spokoju!
 Bieganie nigdy nie było moją mocną stroną. Zwykle już po 5 minutach miałam bąble na nogach. Neji mówi, że jestem za delikatna (jakbym tego nie wiedziała...).Jakoś sobie poradzę. Mam nadzieję...
Konoha-HEZA
 Czuję zapach spalenizny. Zaczynam wąchać, co kompletnie wybudza mnie ze snu. Podnoszę się na łokciach i dopiero teraz zauważam,że leżę na stercie akt, papierów, petów i itp. Spoglądam na zegar na ścianie, który pokazuje 4:53, a gdy odwracam głowę, mój wzrok krzyżuje się z zimnymi oczami Kazekage. Są łatwe do odczytania, bo zawarte w nich jest całe jego życie,wcale nie łatwiejsze od mojego...
-Nie śpisz?-pytam,podnosząc się do pozycji stojącej.
-Nie.
-A gdzie Naruto i twój brat?
-Kankarou poznał jakąś dziewczynę, a Naruto poszedł do Kiby.
-Aha.
-Powiedział żebyś wróciła do domu.
-No to chodźmy.-odpowiadam po jakimś czasie.
-Co?
-Chyba nie myślisz, że ktokolwiek pozwoliłby zostać ci w takim miejscu na noc. Nie jestem samobójcą! Gaś światło i idziemy.
Centrum Konohy:
 Idziemy w ciszy, ale za bardzo to mi to nie przeszkadza. W pewnym momencie z jednej z ulic wybiega jakiś chłopak o długich białych włosach, ale i z krwawiącą ręką! Próbuje go złapać, ale on w tym momencie staje jak wryty i zaczyna rozglądać się na boki.
-Oj.-chcę by zwrócił na mnie uwagę,więc staram się go nie spłoszyć.-Co ci się stało?
 Odwraca się z niesamowitą szybkością, co z szoku zmusza mnie do odsunięcia się o krok. Do tego te jego oczy! Przekrwione, podkrążone, z bardzo zwężonymi źrenicami.
-O co chodzi?-pyta Gaara.
-Cicho.Nie ruszaj się.-komenderuje.-Mały...Czy ty mnie widzisz?
 Jego oczy wystarczą, bym wiedziała, że "nie". Biorę go na ręce , i mimo że zaczyna się miotać nie mam zamiaru go puścić.
Hinata
 To chyba jakaś szkoła, a przynajmniej tak mi się wydaje. Leżę na zimnej posadzce,która nawet na chwilę nie daje mi zapomnieć o jej zimnie. Dobra dosyć tego! Nie będę tu tak leżeć bezczynnie! Podnoszę się chwiejnie, opierając się ręką o ścianę, bo zaczyna mi się kręcić w głowie. Postanawiam się trochę rozejrzeć po tym miejscu. Dzięki Byakuganowi mimo ciemności widzę nawet najmniejszy paproch. Wchodzę do wielkiej sali z napisem "Świetlica". Wśród sterty zabawek, książek, ubrań i papierów dostrzegam zdjęcia pozawieszane na ścianie. Przedstawiają dzieci wieku ok 14, może 15 lat. Niektóre porobiły naprawdę niezłe miny...Nagle staję jak wryta. Szybkim ruchem ściągam jedno ze zdjęć, na których jest...Sasuke?! Jest na nim z jakąś dziewczyną,która wydaje mi się znajoma...
-To była najpiękniejsza para jaką w życiu widziałem.-słyszę za sobą głos i w tym momencie zapala się światło.
-Kim pan jest?-zwracam się do starszego, siwego mężczyzny.
-To chyba ja powinienem o to pytać...
-Jestem Hinata...na tym zdjęciu jest...mój brat.
-Aaaaaa...Jego pamiętam doskonale, ale ona...nawet wtedy nie mogłem zapamiętać jej imienia, mimo że było krótkie.
-Szkoda. Chciałabym wiedzieć kim ona jest...
-Byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi...Heh,ale to było dawno.
-Rozumiem. Dziękuje panu...To ja już pójdę.
 Mijam go w drzwiach i powolnym tempem ruszam po wysokich schodach w dół. Nagle sobie coś przypominam, więc krzyczę do mężczyzny:
-Czy mogę zatrzymać zdjęcie?!
-Tak, raczej nikt nie zauważy.
-Dziękuje.
 Wybiegam na zewnątrz i jakoś nie dziwi mnie,że Uchiha stoi naprzeciwko z wściekłą miną.
-Nigdy bym nie wpadł na to, że cię tu znajdę,gdyby nie...
-Zabierz mnie do domu.
-Co?
-Nauciekałam się już. Zmęczona jestem.
 Mijam jego skołowaną osobę i wsiadam do dużego "samochodu". Stoi tak jeszcze parę minut, by w końcu wsiąść i bez słowa ruszyć. Tak naprawdę to nie chodzi mi o to, że jestem zmęczona albo coś, ale naprawdę chcę się dowiedzieć
"KIM JEST TA DZIEWCZYNA?!"

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 4


 Otwieram najpierw jedno oko i stwierdzam, że jeszcze mi go nie wypaliło, więc mogę uchylić również drugie. Unoszę się do pozycji siedzącej, przejeżdżam ręką po twarzy i dopiero teraz zauważam karteczkę, która leży po drugiej stronie łóżka. Przturluję się bliżej, nadal zawinięta w kołdrę, biorę skrawek papieru w rękę i zaczynam czytać:
„Ohayo, Hinata-chan!
 Skoro to czytasz, znaczy że gburowaty i nikczemny Sasuś nie kazał ci spać na klatce schodowej :P A tak w ogóle to mam nadzieję, że nie jest w twojej pościeli, bo bym utłukł gada! To moje przyszłe miejsce! (nie w tym życiu) Obyś nie dała się zwieść jego przemiłym słówkom!
 Tak na marginesie to na stoliku obok łóżka, leży jego komórka, wiesz, ten metal. Wejdź w rubrykę WIADOMOŚCI i zobacz jaki z niego świntuch ;-)
 Pewnie zastanawiasz się kiedy zdążyłem dać ci ten liścik, skoro się nawet jeszcze nie znaliśmy. Bowiem miałem pewność, że jesteś śliczna i na samą myśl o tobie przechodziły mnie dreszcze (zachowaj to dla siebie, błagam!)
 Tak na zakończenie, pamiętaj by na pewno nie dostał z powrotem swojego telefonu J Bye, bye!
SANO-CHAN

 Biorę w ręce szary metal i obracam go w dłoniach z zainteresowaniem. W tym momencie do pokoju wpada Sasuke, wyrywa mi z rąk telefon i szybko wychodzi, zamykając za sobą drzwi z głośnym hukiem. Mrugam przez chwilę zdezorientowana, a po chwili zwieszam głowę i ciężko wzdycham… Jakiś czas później w końcu wystawiam nogi za cieplutkiej kołdry. Otwieram drzwi i nawet bez jednej pozytywnej myśli, daje się poprowadzić zapachowi świeżo parzonej kawy. Docieram do niewielkiej kuchni, pełnej jakiś zbędnych dupereli. Odsuwam sobie krzesło i półprzytomna opadam na nie, naprzeciwko wpierdzielającego ciastka, Sasuke. Spoglądam na niego w oczekiwaniu na propozycję przysmaku, ale chyba pomyliłam osoby! Wstaję wściekła i podchodzę do dziwnie wielkiej lodówki. Wyciągam karton mleka, odkręcam i wylewam białą zawartość na świetnie kontrastujące się włosy Uchihy.
-Zwariowałaś?!
-Każde dziecko wie, że ciastka z mleczkiem smakują 100 razy lepiej!
-Co?...Skoro tak, to smacznego!-krzyczy wylewając na mnie resztę napoju.
 Siedzimy po dwóch przeciwnych stronach kuchni, cali w mleku,  wgapieni w siebie nawzajem,  ciężko sapiąc.
-I co?-pyta
-Co „co”, głąbie?!-warczę.-Gdybyś był dobrze wychowany i mnie poczęstował, nie ociekalibyśmy mlekiem!
-Sama zaczęłaś!
-Nie łżyj!
 W tym momencie słyszymy dźwięk otwieranych drzwi, w których momentalnie staje Emedi, ubrana w króciutką, kremową spódniczkę i nie do końca zapiętą, białą koszulę.
-Eee…? A wam co?-pyta zdziwiona.
-Nic, nieważne…Idę wziąć prysznic.-informuję, mijając ją w drzwiach.
 Wchodzę do łazienki, znajdującej się przy „moim” pokoju, przekręcam zamek pod klamkę i z trudem ściągam z siebie mokre ubranie. Chowam się w szklanej kabinie prysznicowej, odkręcam kurek, a po chwili oblewa mnie ciepły strumień wody. Dokładnie spieniam moje nagie ciało, a i przy okazji granatowe włosy mają trochę przyjemności. Odwracam się i omal nie wywracam się z szoku. Bowiem oparta plecami o ścianę, stoi Emedi, i podaje mi fioletowy, mięciutki ręczniczek.
-Co-co ty ro-robisz?-jąkam się.
-Włóż to.-mówi kładąc na blacie przy zlewie takie same ubrania jak jej.
-Co to jest?-pytam otulając się po uszy puchowym ręcznikiem.
-Mundurek.
 Nie daje mi nawet znów spytać, bo wychodzi trzaskając drzwiami. Wzruszam ramionami, bo w sumie to co ja się będę przejmować! Wkładam na siebie „mundurek”, ale coś mi nie odpowiada w zapięciu, więc rozpinam trzy pierwsze guziki. Przeglądam się w lustrze i mówiąc szczerze to gdybym nie wiedziała, że to ja to wyglądałabym całkiem nieźle. Wychodzę z łazienki i od razu dostają jakąś torbą w brzuch.
-Aua!-jęczę.
-Bierz to i chodź!-warczy czarnowłosa.
-Co cię ugryzło?
-Nieważne.
 Biorę szarą torbę z nadrukiem twarzy jakiegoś całkiem przystojnego chłopaka i wychodzę za nią z mieszkania…

KONOHA-HEZA
-Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee zgadzam się!-drę się tak by na pewno mnie usłyszeli.
-Słyszymy panno Uzumaki, nie musi panienka krzyczeć. Rada może ma swoje lata, ale głucha jeszcze chyba nie jest.-w irytujący sposób zwraca mi uwagę jedna z członków rady przysięgłych.
-Ale ja się nie zgadzam! Nieco, że muszę zajmować się poszukiwaniami Hinaty z NIM-wskazuję na Naruto.-to jeszcze mam niańczyć Kazekage?! Mowy nie ma!
Godzinę później:
-Tylko sobie gardło zdarłaś.-zauważa Naruto, siadając naprzeciwko mnie w jednym z pomieszczeń archiwalnych.
-Zamknij się!...O której miał być ten twój Kazekage?
-O 16, więc ma 15 minut spóźnienia. A poza tym to dlaczego „mój”?!
-Nie rumień się jak dziewica.
-Teme…!
 W tym momencie rozlega się pukanie do drzwi, które natychmiast się otwierają z głośnym hukiem (są podobne do Tsunade) i stają w nich dwaj postawni mężczyźni. Mój dziwny braciszek od razu rzuca się uściskać dłoń z czerwonowłosym chłopakiem, chyba w naszym wieku.
-Witaj, Gaara…Dawno się nie widzieliśmy. Kankarou. Poznajcie to moja siostra Heza.
-Słyszałem!-powiadamia entuzjastycznie wyższy brunet.-Chodzą o niej legendy…Hej, jestem Kankarou.
 Mierzę przybyszów niechętnym wzrokiem, a w akcie akceptacji kiwam lekko głową, cały czas marszcząc brwi.
 -Witam.-burczę i mijam ich w drzwiach.-Macie nam pomagać, nie? Wiem, że nie mogę wydawać rozkazów Kazekage, więc może ja się przejdę po kawę, a wy się tym zajmiecie, co wy na to?-nawet nie obchodzi mnie ich odpowiedź.
 Idę do baru i zamawiam wymarzony od kilku dni, czarny napój. Niestety mój spokój nie trwa długo, bowiem ten „Kankarou” zajmuje miejsce obok mnie i zaczyna się we mnie bezczelnie wpatrywać.
-Zostawiłam wam klucz i teczki od Tsunade, nawet byłam miła,  więc o co chodzi?-pytam, zanurzając usta w gorącej cieczy.
-Zawsze się zastanawiałem jaka jest ta wielka HEZA, o której krąży tyle ciekawych plotek.
-Co, zawiodłam cię?
-Nie, wręcz przeciwnie…Może byśmy…-nie kończy, bo wtykam mu serwetkę w usta.
-Jak uporasz się z tymi aktami to pogadamy.
 Hinata, jak cię znajdę żywą to zabiję!
U HINATY
-Co to jest?!-krzyczę ze zdziwieniem.
-Liceum i nie wrzeszcz tak, idiotko!-burczy Emedi.-Chodź, bo Sasuke widocznie nie ma zamiaru na nas czekać.
 Wchodzimy do wielkiego, ceglanego budynku, pełnego podobnie do nas poubieranych ludzi. Mam dziwne wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i szepczą za moimi plecami. Rozglądam się niepewnie dookoła, cały czas trzymając się koszuli Sasuke i czując na sobie zainteresowany wzrok Emedi. Wchodzimy do jakiejś przestronnej Sali, z której najchętniej to bym uciekła. Nagle czuję, jak na moje ramiona opadają czarne włosy, a ich właścicielka szepcze mi do ucha:
-To miejsce jest jak akademia, więc najlepiej nic nie mów, tylko zdaj się na mnie. Jasne?
 Kiwam głową na znak, że rozumiem, więc będę traktowana przez nią jak małe dziecko. Nagle dochodzi nas nawoływanie ze strony drzwi, jednej z wczoraj poznanych dziewczyn.
-Ohayo, Emedi i…Hinata, tak?-kiwam głową.-Poznałyśmy się chyba wczoraj, wybacz nie czułyśmy się za dobrze.-drapie się w tył głowy, szeroko się uśmiechając.
-Yoruichi! Jeśli jeszcze raz będę musiała się pozbywać waszych gości, to wywalę z chaty i klucze pozabieram!
-Ale przynudzasz!...Nieważne, słyszałyśmy na twój temat wiele ciekawych rzeczy, nowa.
-He? Jakich?-pytam po raz pierwszy.
-No o tobie i Sasuke…
-A może to wcale nie są tylko plotki?
-Uhu! Naprawdę?!-piszczy.-A jest tak jak w tych mangach o oni-chan i nee-chan?
-Możesz to rozpowiedzieć.
-Super!
 I już jej nie ma. Patrzę przez chwilę ze zdziwieniem w miejsce, w którym zniknęła i stwierdzam, że nie rozumiem tych ludzi. Nagle rozlega dzwonek i rzeczywiście jest tak jak w akademii, wszyscy zbiegają się do sali, a Emedi niespodziewanie obwiązuje mi szyję puszystym, czerwonym szalikiem.
-Co…?
-Siedź cicho i udawaj, że masz zapalenie gardła.
 Posłusznie zajmuje miejsce na samej górze, obok naburmuszonego Uchihy, który wpatruje się w przestrzeń za oknem. Znowu czuję na sobie niedyskretne spojrzenia ludzi dookoła. Nagle do pomieszczenia wchodzi dość masywna kobieta, a wszystkie oczy zwracają się na nią.
-Witam, kochane bezmózgi!-mówi z szerokim, wesołym uśmiechem.-2,4,6…16. Nie ma 4 osób, ale za to mamy nową uczennicę. Przedstaw się nam, skarbie.
 Gdy już mam wstać, jak torpeda wyrasta obok Uchihy, Emedi i zaczyna mówić głośnym, pewnym i poważnym tonem:
-Przepraszam, sensei, ale Hinata  nie może mówić, bo ma zapalenie gardła.-potwierdzam skinieniem głowy.-Dlatego też to ja ją przedstawię. Znamy się z zimowiska…To jest Hinata Hyuuga, przeniosła się tutaj z Hokkaido*, gdzie chodziła również do szkoły…
-A! To ty jesteś tą dziewczyną, na której temat cała szkoła huczy…Przyrodnia siostra Sasuke-kun, prawda?
-Dokładnie!-klaszcze w dłonie Emedi, a moje wielkie zdziwienie o moim spowinowaceniu z Sasuke, zakrywa szalik.
-Dobra siadaj, Tsurio-san.
 Ma na nazwisko „Tsurio”? Dobrze wiedzieć, bo jak mi się uda uciec będę pamiętała kogo oskarżyć! A tak w ogóle to jaka siostra?! Ja go nawet dobrze nie znam! Spoglądam na niego spode łba i zauważam, że wbija z nienawiścią paznokcie w kolano czarnowłosej, która zaciska zęby powstrzymując ból. Ty pewnie też nic nie wiedziałeś, co? Heh, przynajmniej nie tylko ja. Nagle na mojej ławce zauważam czarny zeszyt. Otwieram go i odczytuje napis na pierwszej stronie, który powoduje że mam ochotę kogoś zabić! „Wyglądasz bardzo seksownie w tym mundurku.” Podnoszę głowę i dopiero teraz zauważam siedzącego przy oknie, rząd dalej Sano z cwaniackim uśmiechem na ustach. Macha mi zalotnie łapskiem, a ja najchętniej bym mu ją ucięła! Jeszcze 2 miesiące temu spłonęłabym tak szkarłatnym rumieńcem, że nawet stopy by mi poczerwieniały, ale teraz to jakoś bardziej mnie to wkurza. Wsłuchuję się w głos starszej kobiety, która rysuje na tablicy jakieś wykresy. To jej zarobki? Z prawej strony nadal dociera do mnie napięta atmosfera…
 To była prawdziwa męka! Sasuke nie odezwał się do mnie nawet słowem, wszyscy dookoła wypytywali mnie o nasze relacje, a ja jakbym nie miała języka, dawałam mówić za siebie Emedi. Sano plótł mi warkoczyki, a potem oślepiał metalem, z którym gadał, tak zwanym „telefonem komórkowym”…Po minięciu zakrętu za szkołą, czuję że Uchiha zapina mi na nadgarstkach kajdanki, po czym mówi:
-Nawet przez sen gadasz o ucieczce.
-He?!!!!!!!
 Rzeczywiście śniło mi się, że uciekam, ale nigdy bym nie pomyślała, że nieświadomie poinformuję o tym moich prześladowców! Wzdycham ciężko, bo mówiąc szczerze to sama dobrze wiem, że jakakolwiek kłótnia pogrąży mnie doszczętnie! Człapię, stawiając nogę za nogą, tak by przypadkiem nie nadepnąć na piętę Uchihy…Siedzę przykuta kajdankami do kaloryfera w kuchni, a mój cholerny oprawca parzy sobie bezczelnie kawę!
-Utłukę cię jak tylko rozwalę to ustrojstwo!-warczę.
-Zamknij się.-burczy, wpychając mi do ust zbożowe ciastko i wychodząc.
-Hłej! Wchłacaj huhaj!
 No i mnie zostawił! Jeszcze to ciastko nie chce się połknąć!....Ta świetnie, jeszcze sobie prysznic weź, a co ci szkodzi! Poczekaj, jeszcze parę godzin i mnie więcej nie zobaczysz!
Godzina 02:11
 Upewniam się 5 razy, że śpi i szybciutko wymykam się z mieszkania. Wychodzę z klatki i zaczynam biec do beczki z numerem „4”. W ostatniej chwili  udaje mi się wsiąść, a jednocześnie uciec…
„Żegnaj, głupi Sasuke!

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 3

 Mijają nas dziwnie poubierani ludzi, same poruszające się wielkie, metalowe stwory o kolorowej, połyskującej skórze. Niedaleko wznoszą się duże klocki, niektóre szare, inne czarne, a jeszcze inne sprawiają wrażenie niebieskich. Sasuke mówi, że to wieżowce-takie typy domów, ale wydaje mi się, że chce zrobić ze mnie idiotkę. Wprawdzie widzę w nich jakieś cienie, przemieszczające się w popłochu, jednak mogą być to równie dobrze iluzje, prawda? Przeraża mnie to dziwactwo, cała ta sytuacja, więc…to że trzymam biednego Uchihę za skrawek koszuli, nie powinno nikogo dziwić. W pewnym momencie unoszę głowę i omal nie zderzam się z jakimś chłopakiem. Moja dłoń przejeżdża po jego wyrzeźbionym torsie. Natychmiast się odsuwam i cała zarumieniona kłaniam się w akcie przeprosin. To na pewno nie jest iluzja!
-Nic się nie stało.-burczy.
 Wymija mnie i przykłada do ucha jakieś metalowe ustrojstwo, a do tego jeszcze z nim rozmawia! Patrzę za nim z szeroko otwartymi ustami. Nagle czuję mocne uderzenie w tył głowy.
-Idziemy!-słyszę głos Emedi.
-Aua!...Czemu on gadał z metalem?
-Heeee, jakaś ty głupia! To nie jest zwykły metal, a raczej jakiś rodzaj plastiku, to komórka.
-Nosi przy sobie jakiś narząd?
-Błagam, zabijcie ją!-łka, kładąc głowę na ramieniu Sano.
 Marszczę czoło i naburmuszona zaczynam za nimi iść. Zaczyna padać, więc chowamy się w jakiejś wielkiej budce dla ptaków.
-To gdzie idziemy?-pyta Sano.-Emedi, klucze są u ciebie, więc…
-Niewykonalne. Yoruichi właśnie wysłała sms, że mam nie wracać przed 20, bo ma „gości”. Jak to wspaniale mieć współlokatorkę! Do tego z innymi upodobaniami…
-Nie pali?-pytam zirytowana.
-Ty mała!
-Widzę, że młoda się wyrabia.-chichocze Sano.-Skoro nie mamy dokąd iść, to tam jest niezła kawiarenka. Papieroski za pół ceny.
-Hehehe, bardzo śmieszne, idioto.-cedzi czarnowłosa.
-No to chodźcie.-mówi Sasuke przechodząc przez ulicę.
 Wchodzimy do sporego pomieszczenia, z kilkunastoma stolikami, krzesłami w kolorze beżu, przyozdobionymi żółtymi obrusami i niewielkimi wazonikami. Jest wielki harmider, przez który i tak nic nie słychać, a do tego z głośników nad barem leci jakaś nieznana mi(jak zresztą wszystko tutaj) piosenka.
-Tam jest wolny stolik!-czarnowłosa wskazuje palcem miejsce przy oknie, na końcu sali.
 Sasuke idzie coś zamówić, a ja i Sano jak posłuszne pieski ruszamy za naszą „panią” w wybrane przez nią miejsce. Na chwilę role się zamieniają, bo Emedi warczy na jakąś kobietę, która chciała sprzątnąć jej stolik sprzed nosa. Siadam w kącie, tak by mieć dobry widok za wielkie okno.
-To co robimy?-pyta Sano.
-Najpierw weźmiemy ode mnie klucze do ich mieszkania, by mieli gdzie kimać ,a potem ja pójdę do szefa.
-Powiedz mu, że mi się kasa kończy.-mówi Sasuke, stawiając na stole jakieś zaokrąglone kawałki metalu.
-Co to jest?-pytam obracając chłodną rzecz w dłoniach.
-Puszka. Jakoś nie wierz, że tam u was takich nie ma.-mówi Emedi, ciągnąć za małe ustrojstwo, u góry tej „puszki”.
-To uwierz.-wzdycha Sasuke.
-Proszę.
 Przechylam ostrożnie nowo poznany przedmiot, tak jak robią pozostali, a do moich ust wdziera się płyn o mocno gazowanym, pomarańczowym smaku…To już moja 3 „puszka”, a ja nadal nie mam zamiaru przestać! W końcu mi się coś podoba w tym dziwnym miejscu!
-Weź jej to zabierz, bo ludzie się patrzą!-krzyczy Emedi.
-Hyuuga, oddaj.-próbuje wyrwać mi „mój mały cud”, Sasuke.
-Odwal się!-warczę.
 Widzę jak Sano próbuje ukryć swój uśmiech za zgiętą dłonią, ale marnie mu to wychodzi. Udaje, że wiąże buta, by nie denerwować czarnowłosej.
-Dobra, możemy już iść.-rozkazuje dziewczyna, wstając i jednym, silnym ruchem wyrywając mi napój.
 Idziemy znowu pod tę „budkę dla ptaków", tyle że teraz wsiadamy do jakiejś kolorowej beczki, na kółkach. Sasuke, niczym worek pełen kartofli, rzuca mnie na jedno z siedzeń pod oknem, a sam siada obok. Jedziemy pół godziny, a ja wciąż zastanawiam się gdzie jest ta kobieta, która do nas mówi. W pewnym momencie stajemy, a Uchiha wyciąga mnie za kaptur na zewnątrz.
-Puść, puść, puść!-błagam.
-Puść ją, Uchiha. Ona idzie ze mną, a wy idioci wyprowadźcie samochód.-rozkazuje czarnowłosa.
-Jasne.
 Emedi kiwa głową, bym za nią poszła, po czym rusza w kierunku jakiś drzwi. Wchodzę za nią na klatkę schodową, podobną do tej w budynku Hokage. Stajemy przy jakiś metalowych pokrywach, które po naciśnięciu małego przycisku otwierają przed nami srebrną trumnę! Odbiegam od niej i przerażona łapię się schodowej poręczy.
-Co ty wyprawiasz, idiotko?! Wsiadaj!
-Nie!
-A to niby dlaczego?!
-Nawet nie wiem co to jest! A po za tym się boję!
-To jest winda, ciemniaku!
-Winda, srynda! Nie wsiądę!
 Skończyło się na tym, że idziemy schodami, a wściekła Emedi co chwilę wyzywa mnie od słabeuszy, nieudaczników, idiotek, itp.  Z moich obliczeń wynika, że otwieramy drzwi na 12 piętrze od ziemi(u Japończyków nie ma parteru), czyli na prawie najwyższym. Wchodzę za nią do ciemnego korytarza, a zaraz potem do salonu pełnego papierosów, butelek, jakiś woreczków, ciuchów, szkła i innego barachło. Oczywiście, znając moje szczęście, wlazłam na potłuczoną butelkę i teraz muszę skakać na jednej nodze. Tymczasem Emedi, nawet nie zwracając na mnie uwagi, sprytnie wymijała przeszkody i kierując się w kierunku największego punktu w pokoju, szerokiego łóżka. Gdy się lepiej przyglądam dostrzegam, że leży na nim trzech mężczyzn i dwie kobiety, w samej bieliźnie. Emedi podchodzi bliżej, łapie za szklankę wody i wylew jej zawartość na mulatkę, leżącą z boku.
-Co ty robisz, idiotko?!-ryknęła poszkodowana.
-Szukam kluczy, miałaś ich pilnować.
-Heh…Tak, są  w kieszeni moich spodni.
-A gdzie są twoje spodnie?!
-Geez, aleś ty IRYTUJĄCA! Leżą tam, na krześle w kuchni!...A tak w ogóle to kto to jest?-pyta, wskazując na mnie.
-To? To jest Hinata…Hinata, te idiotki to moje współlokatorki, Yoruichi i Soi Fon.
Uśmiecham się przyjaźnie i zaczynam się im przyglądać. Jedna jest bardzo szczupłą mulatką o czarnych włosach, a druga o wiele mniejszą białoskórą z jakimiś kółkami na końcach dwóch warkoczy. Emedi wyjmuje klucze ze spodni jednej z dziewczyn i z pulsującą żyłą na czole oraz wałkiem podchodzi do łóżka.
-LAVI!!!-uderza z rozmachu czerwonowłosego chłopaka.-Zabieraj kumpli i do widzenia!
-Nie wrzeszcz.-burczy.-Gdzie Sano?
-W grobie, razem z tobą!...Jak wrócę ma was nie być, jasne? Macie godzinę. Na razie…Chodź.
 Schodzimy schodami na dół, a ja cały czas próbuję ukryć mój uśmiech. Wychodzimy na zewnątrz, gdzie czeka już na nas jakieś wielkie, metalowe zwierzę!
-Co-co to je-jest?-pytam przerażona.-On pożarł Sasuke i Sano!
-Było by pięknie, ale niestety to jest samochód. Taka maszyna do podróżowania.
-Samo-chód?
-Dokładnie.
-Oj, Hinata-chan! Usiądź ze mną z tyłu!-krzyczy Sano.
-Mowy nie ma, zboczeńcu! Siedzisz ze mną!-rozkazuje Emedi.
 Otwiera przede mną drzwi, a ja siadam na miękkim siedzeniu w tym "samo-chodzie”. Układam się wygodnie i  nagle czuję, że się poruszamy, a do tego z każdą chwilą coraz szybciej. Przełykam nerwowo ślinę, bo czuję jak zaraz wyleci mi wątroba! Ostrożnie przenoszę wzrok na siedzącego za jakimś kółkiem, Sasuke. Spogląda na mnie przelotnie i pyta:
-Boisz się?
-He? Co?
-Nie dziwię ci się. Gdy zobaczyłem to po raz pierwszy, użyłem chidori.
 Zaczynam cicho chichotać i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że on chciał mnie po prostu odstresować…ale to wcale nie zmienia faktu, że to idiota! Nagle Emedi wysuwa się za mojego fotela i wciska jakiś mały przycisk na czymś co przypominało radio. Nagle z głośników zaczęła lecieć piosenka, którą Sano i Emedi zaczęli śpiewać.
-Oj, zamknąć się!-warczy Uchiha.
-No weź. Po prostu ją lubimy.
 Spoglądam na mały ekranik i odczytuję napis „Oceana – Put your gun down”.  Hymm, jakieś to dziwne…ale to chyba najmilsza i najlepsza rzecz jaką tutaj spotkałam, mimo że nie rozumiem ani jednego słowa z tego o czym śpiewa ta dziewczyna. Zaczynam ją nucić pod nosem, na chwilę zapominając o moich „towarzyszach”.
-A jej czemu nic nie mówisz?!-oburza się Sano.
-Bo ona nie jazgocze.
 Patrzę na niego z niedowierzaniem, bo to była chyba pierwsza miła rzecz jaką mi powiedział. Nagle stajemy. Wyglądam za okno i w tym momencie Sasuke otwiera drzwi przede mną. Wychodzę z samochodu i muszę przyznać, że to było…całkiem przyjemne. Spoglądam w górę, a moim oczom ukazuje się wysoki, przeszklony budynek, gdzieniegdzie z zapalonymi światłami.
-Wow…-to jedyne co mogę z siebie wydusić.
-No to my was zostawiamy.-mówi Emedi.-Tu masz klucze, Uchiha…Dobrej nocy~! Chodź, idioto!
-Bye, bye!-macha nam Sano.
 Wsiadają z powrotem do samochodu i odjeżdżają w kierunku, z którego przyjechaliśmy. Odwracam się i widzę, że Sasuke już wszedł do budynku. Dobiegam do niego, a on już stoi pod wejściem do takiej samej trumny jak wcześniej!
-Nie wejdę.-mówię pewnie.
-Co?
-Idę schodami! Nie dam się pogrzebać żywcem!
 Ruszam na górę, a po chwili słyszę jego kroki za sobą…Właściwie to dają mi dziwnie dużo swobody. Pewnie, dlatego że zdają sobie sprawę o nikłej możliwości mojej ucieczki, bo nawet nie wiem gdzie jestem! Otwiera przede mną drzwi do jakiegoś mieszkania. Co to w ogóle jest "Japonia"?!...Znajduję się w mieszkaniu z dwoma sypialniami, kuchnią połączoną z salonem i łazienką. No, muszę przyznać, że jeśli wszystko jest tutaj tak ekstrawaganckie, to jestem w niebie…Tylko trzeba się pozbyć tego diabła obok mnie!
-Śpisz w tym pokoju na końcu korytarza. Masz tam wszystko co potrzeba, więc dobranoc!
 Zamyka za sobą drzwi, a ja zostaję sama na długim korytarzu. No cóż, przynajmniej powiedział dobranoc. Ostrożnie ruszam do wskazanego pokoju, otwieram drzwi i wchodzę szybko do środka. Mówiąc szczerze to nie za wiele widzę, bo jest co najmniej 2 w nocy i jest cholernie ciemno. Z trudem dostaję się na coś miękkiego, co prawdopodobnie jest łóżkiem. Wślizguję się pod puszystą kołdrę, która teraz robi za mój mały, prywatny kokon.
"Cóż, jeśli zasnę na chwilę to nic się nie stanie, prawda?”


He?Skończyłam?Na szczęście :)Yoruichi i Soi Fon są z anime Bleach, a Lavi z D.Gray-man.
A tak z okazji Haloween 2 obrazki.



poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 2


 Wielki las rozpościera się tuż przed moim małym, zmarzniętym nosem. Wiatr czochra długie kosmyki mięciutkiego włosia, przez co nie widzę nic za ich granatowych granic, a na pewno nie to co bym chciała. Obcasem buta wystukuję dziwny rytm, by doprowadzić do szału moich „prześladowców”, a dokładniej tego jednego, konkretnego idiotę! Przywiązuje liny do drzew, tak by tworzyły kształt trójkąta. Zaczynam walić nogą coraz mocniej i zauważam, że żyły na jego czole napinają się znacząco. W pewnym momencie łapie mnie za ręce, obwiązuje je grubym, drapiącym sznurem, a ja otwieram szeroko oczy ze zdziwienia.
-Co ty wy-wyrabiasz?-pytam.
 Nic nie odpowiada. Odwraca się do mnie tyłem, ale i tak mogę dostrzec jego złowieszczy uśmiech, który wzbudza we mnie odruch strachu.
-Ty pierwsza, Emedi.-mówi do czarnowłosej.
-Super.-„brak entuzjazmu”-Ty, Sano, idziesz ze mną!
-Pytasz, czy rozkazujesz?
-A jak myślisz?
 Oboje związują sobie ręce i cofają się spory kawałek od jakiegoś niezauważalnego dla mnie punktu. Sasuke smaruje nam sznury przy dłoniach jakąś mazią, a następnie podpala pozostałą część.
-Zwariowałeś?!-krzyczę.
-Cisza!-warczy Emedi.
 W tym momencie zaczynają biec i…O shit! Zniknęli! Nie ma ich! Ani śladu! Rozglądam się spanikowana na boki, ale jedyne co widzę to wysoko uniesione brwi Uchihy.
-Gdzie oni…?
-Teraz my.
-He? Co?
 Podchodzi do mnie i przywiązuje się drugą stroną sznura, która mimo wszystko nadal nie zajęła się ogniem. Nieruchomieję, bo mówiąc szczerze to boję się jak cholera! Ciągnie mnie w to samo miejsce, w którym prawdopodobnie zniknęła tamta dwójka.
-Nie…Nie, nie zgadzam się! Nie chcę, błagam!
-Cicho bądź.
 Mówi to w jakiś dziwnie miły i opiekuńczy sposób. Zero szorstkości, chamstwa, a nawet irytacji. Powolnym ruchem pociera mi dłoń swoim kciukiem, co ponownie wprowadza spokój w mojej głowie.
-A teraz zamknij oczy i zaufaj mi.-szepcze.
-Musisz mieć naprawdę wielki interes, by być dla mnie tak miłym.-chichoczę uspokojona.
 Opuszczam powieki, dając mu się całkowicie kontrolować. Przez chwilę kręci mi się w głowie, a po chwili…spadamy? Nie wrzeszczę, tylko próbuję się czegoś złapać, ale nagle się zatrzymujemy. Czuję uścisk na nadgarstkach. Otwieram ostrożnie oczy i rozglądam się dookoła. Widzę grymas Sasuke i tak naprawdę to nie chcę widzieć nic innego…Znów się boję, co?
-Tylko nie wrzeszcz.-mówi spokojnie.
-Co…?
 Znów nie kończę, bo sznur który nas trzymał zrywa się i spadamy w dół. Wybacz Uchiha, ale nie dam rady. Zaczynam krzyczeć w niebogłosy, a do tego czuję że pod wpływem prędkości ześlizgują się ze mnie ubrania. Wpadamy do wody. Zimne prądy otaczają mnie dookoła, wywołując u mnie dreszcze. Ból w klace piersiowej i nosie uderza we mnie z siłą torpedy. Ciśnienie rośnie, więc pewnie tonę. Ale dlaczego nie walczę? Powinnam się szarpać i próbować wypłynąć, ale w sumie…to po co? Wypuszczam resztkę powietrza i czekam na to co ludzie nazywają „białym tunelem”…Ale kurde, co to? Zamiast bieli widzę czerń, a do tego coś ciągnie mnie za linkę na nadgarstkach. Przechylam głowę z ciekawską miną. Już chyba nawet zapomniałam, że nie mam czym oddychać. Odruchowo próbuję złapać oddech w wodzie, wciągając i wypuszczając tlen ustami. Nagle czuję pociągnięcie w górę. Ktoś chce mnie wyciągnąć! O, nie! Wbijam paznokcie w coś co przypomina rękę, a czarny punkt wypuszcza bąbelki. Wtedy dostrzegam ciemne oczy, które pokazują gniew połączony z rządzą mordu. Łapie  mnie za dłonie i ciągnie za sobą ku powierzchni. Wyciąga mnie ponad taflę, a ja łapczywie wciągam tlen, który w mgnieniu oka odpędza ból. Oddycham ciężko, zastanawiając się co ja właściwie chciałam zrobić!...Znowu ktoś mnie ciągnie. Co ja, manekin jestem?! Uderzam plecami w twardą ziemię, porośniętą amortyzującą trawą. Marszczę czoło, zarówno z bólu jak i złości, że mi się nie udało…Przez chwilę marzyłam, że po drugiej stronie czeka na mnie książę na białym koniu, który zabrałby mnie do swojego pięknego pałacu, pełnego drogich obrazów z wykrzywionymi i nieprawdziwie upiększonymi twarzami oraz nagie rzeźby powyginane w przeróżnych pozach, tak jakby chciały ukryć swój brak strojów. Do tego byłby szalenie przystojny, dobrze zbudowany, a także szarmancki, kulturalny, z poczuciem humoru, który nie widziałby świata poza mną!
-Oj, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!-wybudza mnie z krainy marzeń głos Uchihy.
-Masz białego konia?-pytam.
-Co takiego?
-A nic. Za głupi jesteś, by to zrozumieć.
-Co?
 Wstaję, otrzepując się z trawy, która przykleiła się do mokrych spodni, które pewnie zdejmę tylko za pomocy obcęgów. Teraz dopiero zauważam, że podczas spadania rozerwała mi się bluzka i stoję w samym staniku! Przegryzam wargę, cały czas patrząc w dół i kiwając głową.
-Nie mogłeś mi powiedzieć, nie?-pytam zaciskając pięści.
-Tak ci lepiej.-uśmiecha się chytrze.
 Odwracam głowę, chcąc mu pokazać, że jestem obrażona, ale to co dostrzegam sprawia, że zapominam o Bożym świecie…To na pewno nie jest żadna z wcześniej widzianych mi wiosek…
 Obiegam wzrokiem każdy, nawet najmniejszy, element. Stawiam powoli kroki do przodu, by jak najbardziej zbliżyć się do tej „iluzji”.
-Napatrzyłaś się już?
-Co to jest?-pytam nawet na niego nie patrząc.
-Tokyo.
-Że niby co?
-Tokyo. Stolica Japonii…A no tak, ty nie masz o niczym pojęcia! Znajdujemy się obecnie w świecie, który „starsi” ukrywali przed nami przez wieki. Nie ma tu ninja, jutsu, ani innego badziewia. Tu jest…inaczej.
-Co ty pieprzysz?!-warczę, a on wywraca oczami.
-Nie pieprzę, tylko próbuję przybliżyć ci twoją obecną sytuację.
-Ale…
-Uchiha!-przerywa mi nawoływanie czarnowłosej.-Jak tam? Słyszeliśmy jak wrzeszczała i sądząc po jej stanie garderoby to musiałeś mieć niezły ubaw, nie Sasuke?
 Uchiha wzrusza tylko ramionami. Patrzą na mnie z cwaniackimi uśmieszkami, a ja zawstydzona oblewam się płomiennym rumieńcem i odruchowo odwracam głowę.
-Nie wasza sprawa.-burczę.
-Idziemy? Zaraz się tu zlecą ciekawscy.-mówi Sasuke, wymijając nas i wychodząc z pomiędzy krzaków.
-Rumienisz się, Sasuke?-krzyczy za nim Sano.-Ja tak, a ty?
-Odwal się.
-A więc jednak!
 Patrzę za nimi z wciąż czerwonymi policzkami i lekko rozchylonymi ustami. Nagle widzę dłoń wysuniętą w moim kierunku. Unoszę wzrok i patrzę na beznamiętną twarz czarnowłosej.
-Wiem, że nic z tego nie rozumiesz, a przynajmniej trudno ci to zaakceptować, ale ten świat jest lepszy. O wiele lepszy.-mówi spokojnym i troskliwym głosem.
 Trochę mnie to dziwi, bo myślałam że jest brutalna i bez serca, a tu proszę! Niestety już po chwili to króciutkie wrażenie znika bezpowrotnie. Bowiem wyjmuje z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Dobra, to wiem już o niej tyle, że jest inteligentna, czasami agresywna i najprawdopodobniej kiedyś będzie miała raka płuc!...Zaczynam biec za chłopakami, zostawiając ją z tyłu, bo czuję się zagubiona i nie wiem o co chodzi.

„Czemu tutaj jestem?!”

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 1


  Widzę jakieś czerwone kosmyki, które są bardzo blisko, a do tego kłują jak cholera! Może je strząchnąć? Unoszę rękę i nerwowo ruszam nadgarstkiem, by pozbyć się czerwonego problemu. Przynosi to chyba skutek, bo w końcu dostrzegam tarczę słoneczną. Podnoszę się do pozycji siedzącej i nagle do moich nozdrzy wdziera się zapach jakby palonego materiału. Marszczę czoło i rozglądam się dookoła. Jakoś nie zastanawiam się nad tym gdzie jestem, interesuje mnie tylko źródło tego smrodu! Odwracam się i widzę wysokiego właściciela irytującego włosia siedzącego obok jakiejś czarnowłosej, naburmuszonej dziewczyny. Wgapiam się w nich, jak gdyby mieli coś nie tak z twarzami.
-O, obudziła się, hrabina.-burczy dziewczyna.
 Patrzę na nią spod uniesionych brwi i obserwuję jak gasi fajkę na ramieniu chłopaka, który nawet nie reaguje. Mówiąc szczerze to ta cisza mnie przytłacza, bo docierają do mnie przebłyski wspomnień. Tych ostatnich.
-Palisz?-słyszę głos czarnowłosej.
-Chyba nie.
-Ja też nie.-mówi wkładając kolejnego papierosa do ust.
-Widzimy.-wzdycha chłopak.
-Gdzie ja jestem?-zmieniam temat.
-W twoim największym koszmarze!
-Stul pysk, Emedi!-warczy chłopak.-Na razie nie powinnaś się zamartwiać naszym miejscem pobytu, na to przyjdzie jeszcze czas.
-Dobra chodźmy już, bo mi się fajki kończą! Teraz ty ją niesiesz!
 Czarnowłosa rusza przed siebie nawet nie zwracając uwagi na to czy ktoś za nią idzie. Patrzę przez chwilę za nią, a po chwili czuję uścisk w talii. Widzę jak kamyki, na których przed sekundą klęczałam oddalają się znacznie.
-Hę?-wydobywam z siebie.
-Myślałem, że będziesz cięższa.
-A! Pu-puść mnie!-wykrzykuję rumieniąc się.
-Jesteś irytująca! Ciesz się, bo ten babsztyl przed nami ciągnąłby cię po ziemi!
 Uspokajam się i posłusznie wiszę, przewieszona przez jego ramię. Na myśl przychodzi mi worek kartofli, niesiony do kuchni.
-A tak w ogóle to jak się nazywasz?-pytam
-Sano.
-Ej, Sano, dokąd idziemy?
-Do wioski niedaleko granicy kraju Wody,…
-Hinata.
-…Hinata-san.
 Wielka brama wyrasta jak na zawołanie przed naszymi nosami. Nie czuję się najlepiej z tym, że ktoś musi mnie dźwigać. W sumie to co ja się przejmuję! To oni mnie porwali! Łapię za włosy chłopaka i zaczynam za nie ciągnąć, jakbym była małym dzieckiem, któremu coś się nie podoba.
-Co ty wyprawiasz idiotko?!-wrzeszczy.
-Nie wiem!-odpowiadam najszczerzej jak potrafię.
-To mnie puść!
 Nic nie mówię tylko cała zawstydzona chowam twarz w tył jego koszulki. Czuję jak poprawia sobie fryzurę i niezadowolony rusza dalej.
-Wariatka!-szepcze.
 Gdy zapada zmrok wchodzimy do jakiegoś motelu na obrzeżach wioski. Pokonujemy po ciemku długie schody na 2 piętro, omal nie wywracając się o stertę gruzu. W pewnym momencie stawia mnie na ziemi, otwiera pomieszczenie naprzeciwko i wpycha do środka, zatrzaskując drzwi przed moim nosem. Zaczynam drzeć się wniebogłosy kopać i walić w drzwi. Nagle czuję silny uścisk na nadgarstku, który natychmiast powala mnie na podłogę. Uderzam się w tył głowy, a spowodowany ból odbiera mi zdolność racjonalnego myślenia. Podnoszę się powoli, klnąc pod nosem ,co do mnie raczej niepodobne.
-Nie drzyj się!-słyszę oschły głos.-Wstawaj, bo coś sobie jeszcze zrobisz.
 Za późno! Unoszę się z trudem i podchodzę do nieprzyjemnego rozmówcy. Wyostrzam wzrok, a gdy go rozpoznaję przykładam dłonie do jego chłodnych policzków i mimo piekących rumieńców, uśmiecham się szeroko.
-Nigdy nie myślałam, że cię jeszcze spotkam…Zapomniałam ci wtedy podziękować, Sasuke-kun.
-Niby za co? Ja ci tylko wyciągnąłem tę włócznie z brzucha, nic więcej…Ale wiesz co, zastanawiałem się jak musi boleć świadomość, że osoba przez ciebie kochana skazała cię na tak okrutną śmierć dla jakiejś tam Haruno.
 Odsuwam się znacznie, przypominając sobie chwilę, podczas której Naruto miał wybrać, która z nas zginie. Ja, czy Sakura? Jakoś nie zdziwił mnie jego wybór…Żyję tylko dzięki Sasuke, który wyciągnął ze mnie drewnianą włócznię i szybkiemu leczeniu Hezy.
-Niemniej,  dziękuje ci!-bełkoczę przez łzy, kucając.
-Geez, nie rycz! To irytujące…No błagam, przestań!…NIE RYCZ MÓWIĘ!
-Przecież nie ryczę!
 Zapada cisza, a ja wściekła wgapiam się w swoje stopy. Przełykam ślinę, próbując pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, ale daje to tyle co nic. Uderzam otwartą dłonią w podłogę, powodując nieznośny ból.
-I po co?
-Cicho bądź.-warczę.
-Zmieniłaś się, Hyuuga.
-Nie tak bardzo jak myślisz.
-Naprawdę?...A tak w ogóle, co to jest?-mówi, wyjmując coś z kieszeni.
-Zapal światło, bo nic nie widzę.
 Podchodzę do niego, a on włącza jedną z lamp. Dopiero teraz widzę jego twarz. Po bliznach z wojny nie ma nawet śladu, ale jego włosów widać dawno nikt nie podcinał. Nieważne! Wyrywam mu z ręki kartkę, którą bez problemu poznaję.
-Moja prośba o wykluczenie mnie z grona shinobi Konohy.
-Naprawdę?...To wychodzi na to, że i tak nic nie tracisz.
 Wymijam go i staję pod wielkim, ale zasłoniętym oknem. Ze złości ciągnę za materiał, wyrywając karnisze ze ściany.
-Nie rozwalaj pokoju, bo się do końca życia nie wypłacę.
-Ty się dzisiaj chyba napiłeś, bo jesteś dziwnie otwarty i miły w stosunku do mnie.
-Może.-wzrusza ramionami.
-Do czego jestem wam potrzebna? Bo jeśli chodzi o okup, to nie macie na co liczyć.
-Nie. Nie o to chodzi. Mówiąc szczerze to mi nawet nie powiedziano. Wiem tylko tyle, że mam cię pilnować.
-Huhu, super.-wydaję okrzyk, udający entuzjazm.
 Patrzę przez okno w nadziei, że za nim znajdę odpowiedź, wyjaśniającą mi co ja tutaj robię. Chyba nic z tego. Słyszę ciche pochrapywanie za moimi plecami. Odwracam się i widzę Uchihę, który śpi rozwalony na dywanie. Dzisiaj chyba oboje nie jesteśmy sobą, co Sasuke?

 Budzę się, ale mówiąc szczerze to bez odrobiny chęci do życia. Podnoszę się, przeczesuję dłonią włosy, a po chwili rozglądam się po pokoju. Spoglądam na dywan i przypominam sobie wczorajsze spotkanie. Gdy myślę o ostatnich wydarzeniach to dochodzę do wniosku, że moje życie wcześniej było nudne i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Nie mówię, że teraz ma, ale na pewno większe niż wcześniej, przynajmniej odrobinę…Wyciągam się, odrzucam koc na bok i wstaję. Kieruję się ospale w kierunku łazienki, naciskam klamkę i wchodzę do środka. Spoglądam w lustro i kiwam głową z dezaprobatą.
-No gratulacje. Tego jeszcze nie było! Skołtunione włosy, podkrążone oczy, poodciskana twarz, zarośnięte brwi. Brawo! Do zakonu pierwsze drzwi na lewo!
 Opuszczam głowę i rysuję paznokciami kółka na blacie zlewu. Zaczynam wystukiwać nawet nieznany mi rytm.
-Yhym!-słyszę chrząknięcie za sobą.
 Odwracam się błyskawicznie i widzę Sasuke w samym ręczniku! Czuję jak robię się czerwona od stóp do głów.
-Moim zdaniem to z tym zakonem powinnaś jeszcze zaczekać.-szepcze, przegryzając wargę.
 Zdezorientowana wybiegam do pokoju, a tam na łóżku siedzi ta czarnowłosa dziewczyna, ale dla odmiany nic w ustach nie ma. :-]
-Witam państwa śpioszków! Może śniadanie do łóżka?...A przepraszam to niemożliwe, bo debil wydał całą naszą kasę na jakąś nikomu niepotrzebną GUMĘ DO ŻUCIA! Słyszysz Uchiha? GUMĘ DO ŻUCIA! Ja go kiedyś zabiję, a ty nic na to nie poradzisz! Nie mam kasy nawet na jedną fajkę! Umrę, ale zabiorę tego idiotę ze sobą do piekła! Obiecuję!...A co ty taka czerwona?-zwraca się do mnie.
-To nic takiego.
-Ty, Uchiha, coś ty jej zrobił? Tylko mi nie mów, że to twoja kolejna fanka, bo się rozpłaczę i wrócę do żłobka.
-A to ty byłaś w żłobku?-pyta, wychodząc z łazienki i wkładając koszulkę.-Myślałem, że skończyłaś tylko porodówkę.
-Stul pysk, bo po tej twojej pięknej buźce nic nie zostanie!
-Może ty idź i sobie ołówki popal, jak dzieci w akademii, bo się dziwnie agresywna robisz.
 Wstaje i z trzaskiem zamyka za sobą drzwi, a z korytarza dochodzą do nas jeszcze jej przekleństwa. Patrzę przez chwilę na miejsce, w którym zniknęła, słysząc za sobą odgłosy biegania po pokoju.
-Rusz się, nie będziemy na ciebie czekać.
-Nie.
-Jak to „nie”?!
-Zboczeńca, który podsłuchuje jak walnięta osoba mówi do siebie, nie słucham!
-To cię zwiążę i siłą stąd wyciągnę!
-A rób co chcesz, nie będę protestować! Tylko daj mi święty spokój!
-Tak?!Wiesz co, chodź!
 Łapie mnie za ręce, przewiesza swoją torbę przez ramię i nie dając mi nawet wstać wyciąga z pokoju. Wpycha mnie do schowka na miotły i przypiera do ściany.
-Słuchaj, ”osobo walnięta”! Mam głęboko w nosie po co jesteś mu potrzebna! Mam po prostu zadbać o to, abyś żyła, jasne?!Więc nie utrudniaj mi zadania, bo będę musiał zabić i ciebie, i mnie! Czy to co przed chwilą usłyszałaś „osobo walnięta” jest dla ciebie zrozumiałe?
-T,tak.
-Mam nadzieję.
 Odblokowuje drzwi i powolnym tempem schodzimy na dół. Co ja sobie myślałam? Że skoro wczoraj całkiem nieźle się z nim rozmawiało, dziś też tak będzie? Idiotka! Ale poczekaj tylko Sasuke! Skoro nie uważasz, że mam u ciebie jakiś dług to się przygotuj! Zapamiętasz mnie do końca życia, albo jeszcze dłużej!...Wychodzimy z klatki schodowej do niewielkiej recepcji gdzie ten chłopak Sano targuje się z recepcjonistką.
-No mówię pani, że jest owocowa! Może pani brać w ciemno! Widzi pani? Jak się ją zżuje jest różowa!
-Przestań, kretynie, bo nam rachunek podwoi.-warczy Uchiha.
 Z tego co widzę to Sasuke mruga zalotnie tymi swoimi pięknymi, tajemniczymi oczami, a nogi biednej kobieciny robią się jak z gąbki. Po chwili odchodzi ze zwycięskim uśmiechem na ustach, nie płacąc nawet jena. Za nim rusza dziewczyna, ciągnąc Sano za ucho do wyjścia.
-Serio kretynie!-krzyczy.-Trzeba było zaoferować chociaż miętową!
-Boli, boli!
 Przyglądam im się z boku z wysoko uniesionymi brwiami. Przypominają mi Hezę i Naruto z tymi swoimi kłótniami…Nie wiem czy już wspomniałam o tym, że jestem prowadzona jak koza na sznurku, tylko z tą różnicą, że za ręce nie za łeb!
-Świetnie się bawisz, nie, Sasuke-kun? Ale poczekaj tylko, ja się zemszczę!
-Ciekawe.-burknął
                                                      „Uchiha! Ty draniu!”

wtorek, 25 września 2012

Wstęp

 Od kilku dni nie słyszałam nic innego niż odgłosy kłótni rodzeństwa Uzumakich.Naruto jest raczej przez wszystkich znany,ale Heza...to niebieskooka jinchūriki o blond włosach,które gdy się wścieka robią się szkarłatne.Poznałam ją wiele lat temu,ale nigdy bym nie przypuszczała,że mogłaby być siostrą osoby,w której jestem...a może byłam,zakochana!
 Nie odzywałam się,bo nie chciałam by moja obecność była zbyt kłopotliwa.
-Jesteś kompletną idiotką!-wrzasnął Naruto.-Nigdy nie zaakceptuję cię jako siostry!
-Nikt cię o to nie prosi!Po za tym ja też nie chcę mieć za brata takie beztalencie jak ty!
-Beztalencie?!
-Tak!
 "Bla,bla,bla"Tak było od czasu zakończenia wojny...Zresztą wygranej tylko dzięki Hezie...Wstałam i ostrożnie ich wymijając wyszłam z domu,tymczasowo przyznanego im od wioski.Nadeszło późne lato,ale ja czułam się przybita jakby był co najmniej luty.Nie pasowałam tam,do tego silnego świata,gdzie taka jednostka jak ja nic nie znaczy...Westchnęłam ciężko i skierowałam się w kierunku restauracji,w której pracowałam.Był to mój tak zwany "plan B",gdyby moje zamiary o porzuceniu bycia ninja weszły w życie.Jak zwykle przebrałam się w najbardziej zawstydzający strój świata,czyli krótką czarną mini,tego samego koloru koszulkę na ramiączkach,a na nią nałożyłam wyciągniętą,czerwoną bluzkę.Następnie związałam włosy i niechętnie ruszyłam do pracy.Przybrałam swoją "kamienną" twarz i zaczęłam biegać między stolikami. Właśnie czyściłam kufel,gdy przy barze zasiadła zdołowana Temari.
-Setkę poproszę.-burknęła
-Temari-chan,wiesz że nie mogę...-próbowałam jej odmówić
-Hinata!Odmówisz cierpiącemu?!
-He.-westchnęłam-Niech będzie,ale co się stało?
-Świnka morska mi zdechła.-warknęła
-To nie fair!Ja ci mówię,gdy coś mnie męczy,a ty jak jesteś wściekła to od razu zamykasz się na trzysta zamków!-sama się zdziwiłam,że tak się zdenerwowałam.
-Przepraszam.-szepnęła-Po prostu znowu się pokłóciłam...
-...z Shikamaru o to,że kobiety są irytujące?
-Widzisz,po co mam ci mówić skoro ty i tak wszystko zawsze wiesz?!
-Nic na to nie poradzę...Wybacz,muszę wracać do pracy.
-Z tego co widzę to nie tylko ja mam zjechany humor.-powiedziała wypijając zawartość kieliszka
 Zignorowałam ją i zaczęłam przyjmować zamówienia.Temari zmyła się około w 21,a ja skończyłam o 23. Idąc miastem zobaczyłam Hezę niosącą wielką skrzynię pełną przeróżnych buteleczek,tabletek,maści i kremów.
-Heza-chan!Co to?-zatrzymałam ją.
-A,to!-podrapała się w tył głowy z zakłopotania.-Widzisz...trochę mnie poniosło i wypchnęłam Naruto przez okno.
-Co?!Na-Naruto-kun jest ranny?!
-Od razu rany!-jęknęła.-Po prostu trochę poobijany...Po za tym nie powinnaś martwić się tak o chłopaka, który ugania się za tą różową zdzirą!
-Może.-szepnęłam,pochylając głowę.
-A właśnie!Wracasz ze mną do domu,czy...
-Nie,wrócę do siebie.
-Jesteś pewna?-spytała zaniepokojonym tonem.
 Pokiwałam głową i ruszyłam w kierunku posiadłości.Szłam wolnym krokiem przez park otaczający odbudowany dom klanu.Po jakimś czasie przebiłam się przez krzaki i stanęłam przed drzwiami. Wiedziałam,że i tak otwarte,więc nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.Już na wejściu usłyszałam krzyki Hanabi:
-Tato,nie denerwuj się!Ona naprawdę nic złego nie zrobiła!
 Wtedy zobaczyłam wściekłego ojca idącego wprost na mnie.
-GDZIE TY BYŁAŚ?!-wrzasnął uderzając mnie w twarz tak mocno,że przeleciałam przez papierowe drzwi.
-Tato!-próbowała go powstrzymać,ale ją odepchnął
-GDZIE?!ODPOWIADAJ!-kopnął mnie w brzuch
-Przepraszam.-szepnęłam tylko
-Neji!Neji!-krzyczała Hanabi
 Złapał za kołnierz mojej bluzy,podniósł mnie wysoko i po raz kolejny uderzył w twarz.Potem jeszcze raz, ponownie i aż przestałam liczyć...Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie w biodrach i odciąga.
-Wuju,już wystarczy!Ona ledwo dycha.-usłyszałam spojony głos kuzyna
-Jak jest słabeuszem,to niech ginie!
-I co ci to da?Rada ci tego nie daruje...Wuju,proszę.
-A zabieraj ją!-warknął po namyśle
-Chodź-usłyszałam i poczułam,że bierze mnie na ręce.
W moim "pokoju":
-Neji,daj mi to,ja ją opatrzę.-powiedział Hanabi
 Nagle poczułam pieczenie na ręce,potem na brzuchu,a najbardziej na dekolcie.Aż wygięłam się w pół z tego bólu.Po pół godzinie skończyła.Gdy wstawała złapałam ją obolałą dłonią za nadgarstek i szepnęłam:
-Dziękuje.
 Wyrwała rękę i po chwili usłyszałam trzask drzwi.Z trudem otworzyłam oczy i zobaczyłam,że leżę na starej kozetce na strychu,który był uważany za moją sypialnię.
-Jesteś zadowolona,Hinata-sama?-spytał Neji-Warto było?Przecież twoje ucieczki i tak nie mają sensu, chyba że jesteś masochistką!
-Może jestem.-szepnęłam ukrywając rumieniec pod kocem
-Rób jak chcesz.Dobranoc!
 Wyszedł,a w pomieszczeniu zapanowała cisza.Z trudem przekręciłam się na drugi bok i nie zasypiając zaczęłam analizować moje życie.Około 4 nad ranem stwierdziłam,że jedyne co mi pozostało to się zabić."Dziś nie mam na to siły,za bardzo bolą mnie kości".Zasnęłam.


 Hinata wyszła z domu bez słowa i od razu skierowała się do Uzumakich.Nietrudno było się domyślić,że są w domu,bo już kilometr przed słyszała krzyki Hezy i czyjeś jeszcze.Weszła na ganek i w tym momencie omal nie została zabita przez drzwi.Z domu wybiegła Sakura cały czas rzucając obelgami w kierunku Hezy,która rzucała w nią rozmaitym sprzętem kuchennym.
-Ha!Nie trafiłaś!-śmiała się Haruno
-Poszła won,bo psami poszczuję!-krzyknęła Heza,wskakując na balustradę
-Czyli sobą?!
-Teme!-warknęła,a po chwili zeskoczyła i dopiero wtedy ujrzała Hyuugę stojącą naprzeciwko.-Ohayo, Hinata!...Oj,co się stało?O co chodzi z tym kapturem?
 Podeszła do niej i odsłoniła jej twarz.Hinata szybko z powrotem nasunęła kaptur,ale blondynka i tak dostrzegła wielką śliwę pod okiem.
-Tak myślałam.-westchnęła.-Wchodź!Coś na to poradzimy.
 Wepchnęła ją do salonu,a ona zachwiała się i upadła na wykładzinę.Hyuuga zrobiła przerażoną minę,gdy zobaczyła co blondynka wyciąga z szafek...Mimo wspomnienia krótkiego pieczenia w okolicy oka nic po śliwie nie zostało.
-Dzi-dzięki Heza-chan.
-Proszę.-uśmiechnęła się szeroko
-Jestem.-usłyszały obojętny głos Naruto.-O,Hinata!Cześć!
-Ohayo,Naruto-kun!-przywitała się cała zarumieniona
-Jakie to irytujące!-jęknęła stukając Hyuugę w czoło.-Nie rumień się.-dodała szeptem
 Dziewczyna spuściła głowę ukrywając zażenowanie.
-Kiedy będzie obiad?-spytał Naruto
-Masz ręce,więc se zrób!-warknęła blondynka
-Tak?
-A co,wątpisz że je masz?!
 I znowu kłótnia.Hinata wiedziała,że się już z nimi nie dogada, więc po prostu wyszła.Ruszyła do pracy,bo o 15 zaczynała zmianę...Było całkiem spokojnie,bo w dni powszednie i tak nie mieli wielu klientów.Gdy wycierała blat,po drugiej stronie lokalu rozmawiały dwie zakapturzone osoby:
-To ona?Jesteś pewna?
-Dam se rękę uciąć,że tak!
-Chyba jej...To idziemy?
-Yhym.
Godzina 23:
-Tu jest twoja wypłata,Hinata-chan!
-Dziękuje,Mobu-san!Do zobaczenia jutro!
-Pa,pa!
 Wyszła na zewnątrz bocznym wyjściem,zapięła suwak kamizelki i już chciała ruszyć do domu,ale jakieś dwie osoby zagrodziły jej drogę.
-O co chodzi?-spytała zaniepokojona
-O ciebie.-usłyszała kobiecy głos
 W tym momencie poczuła uderzenie w szyję i straciła przytomność.
-Bądź choć raz gentlemanem i ty ją ponieś!-warknęła kobieta
-Mam nadzieję,że nie waży dużo.-jęknął
                                             "Tak właśnie zniknęłam..."