niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 7

 Otwiera ociężale swoje białe oczy, przeciąga się i zaczyna zastanawiać się co wczoraj robiła, bo od pierwszego wepchniętego jej na siłę kieliszka,ma pustkę. Wzrusza obojętnie ramionami i z wielkim uśmiechem na ustach oraz chęcią dowalenia Sasuke na dzień dobry,wstaje z łóżka. Otwiera szafę i wyjmuje jakieś kolorowiaszcze ciuszki, które miałyby podkreślić jej wspaniały humorek. Nucąc sobie wesołą piosenkę odwraca się z powrotem w stronę posłania i nagle krzyżuje swoje spojrzenie ze zdziwionym należącym do Uchihy...Goła klata+leżenie w jej łóżku+luka w pamięci=ewidentnie NIE DO ZAAKCEPTOWANIA sytuacja!
 Siedzi, ubrana jak na pogrzeb, załamana przy stole w kuchni, próbując zmusić swój umysł metalową chochlą do przypomnienia sobie sytuacji z ostatniej nocy.
-Przestań, bo sobie jeszcze coś zrobisz!-mówi obojętnie chłopak, wyrywając jej "artefakt" z dłoni.
-A co to za różnica?-łka cicho.-Skoro jest możliwe, że zrobiłam najgłupszą rzecz w moim życiu...
-Pociesz się, że było całkiem fajnie.
-CO?!-wrzeszczy,spadając z krzesła i oblewając się rumieńcem aż po same stopy.-Więc...to...jednak...
-Oj,daj spokój! Przeżywasz jak mrówka ciążę...
-CIĄŻĘ?!-ryczy,wybiegając z pomieszczenia.
-Mam za długi język...
 Jakieś pół godziny później są już w szkole.Ona idzie wściekła 10 metrów przed nim, a on z nadąsaną miną za nią. Dziewczyna wchodzi do klasy,odsuwając wcześniej drzwi z głośnym hukiem i posyła wszystkim groźne spojrzenie, a zwłaszcza tej jednej, czarnowłosej dziewczynie.
-O, Hinata! Część!-próbuje się przywitać Yoruichi, ale wymija ją sprawnie i z żądzą mordu w oczach rusza na "winowajczynię".
-Co ci, Hyuuga?-pyta nieświadoma Emedi, gdy dostrzega jej minę.
 Białooka łapie ją za krawat od mundurka i nie uznając głosu sprzeciwu, wywleka z pomieszczenia. Razem z wrzeszczącą dziewczyną mija skołowanego Uchihę i rusza w kierunku łazienki. Wpycha ją do jednej z kabin, a dzieciaki będące akurat w pomieszczeniu wygania masą przekleństw.
-Oj, Hinata!
-Zamknij się!-ucisza ją.-Czy ty wiesz co zrobiłaś, idiotko?!
-Nie,nie kojarzę.-odpowiada po chwili zastanowienia.
-To ja cię oświecą. Bowiem te twoje durne pomysły z "wyluzowaniem się" doprowadziły do nieszczęścia!
-A co? W ciąży jesteś?-pyta z ironią, za co zostaje 50 razy zabita wzrokiem.-Nie mów, że...O ja!Ale jaja!-wybucha donośnym śmiechem.
-Żadne jaja,tylko katastrofa!-drze się.
-Oj, nie bądź taką dziewicą Orleańską.
-Kim?
-Nieważne.-wywraca oczami.-Ale z drugiej strony to z Sasuke niezły cwaniak. Wykorzystać upitą dziewczynę? Chamstwo!
-No nie?!Ale on uważa,że nic się nie stało!
-On to ma jednak do was słabość...-szepcze.
-Co?
-A nic! To skoro już się wyżyłaś, to możesz mnie już stąd wypuścisz? Dziwnie się czuję zamknięta w kabinie z inną dziewczyną...
-A wynoś się!...Tylko nikomu nie mów!
-Nie bój się, nie powiem.Nie stać mnie na wiązankę na twój pogrzeb.
-ZGIŃ!
 Osuwa się na podłogę i w akcie desperacji zakrywa zaszklone oczy dłońmi. W tym momencie do łazienki ktoś wchodzi, a ona nie chcąc pokazywać swojej "chwilowej niedyspozycji" wstaje i próbuje wyjść. Podnosi jeszcze na chwilę wzrok i aż wbija ją w podłogę. Przy lustrze stoi Ino! Jak gdyby nigdy nic po poprawieniu makijażu, mija ją i wychodzi. Granatowłosa odwraca się szybko i wybiega na korytarz, ale widzi już tylko jak dziewczyna znika w klasie. Nie, musiało mi się przywidzieć. Tak naprawdę to chyba sama w to nie wierzyła, ale to co widziała było jeszcze bardziej nieprawdopodobne. Stoi tak przez jakiś czas, dopóki ktoś nie łapie jej za ramię, a ona podskakuje prawie pod sam sufit.
-Jezu, co z tobą nie tak?-słyszy za sobą chłodny głos Uchihy.
-Ty-ty-ty...
-No co ja?
-Nienawidzę cię!-ryczy na całe gardło.
 Nic nie odpowiada, wzrusza tylko obojętnie ramionami i odchodzi w kierunku schodów. Patrzy za nim, cały czas się trzęsąc.
 Wraca do klasy,ale przez cały dzień nie zwraca uwagi na absolutnie nic. Podczas powrotu do domu, nie obchodzi jej jego osoba idąca za nią. Odgarnia granatowe włosy do tyłu i jak najszybciej oddala się od drogi prowadzącej do ich mieszkania. Słyszy za sobą co chwilę to nowe westchnienie lub jęk Sasuke,które oddalają się znacznie.
KONOHA
-Heza!-krzyczy Sakura, próbując zwrócić jej uwagę.-Co ty wyprawiasz?!
-Znajdź Naruto i powiedz mu by przyszedł spakowany jak na misję do pokoju rady starszych, jasne?
-Ale...-próbuje coś powiedzieć,ale widzi że ona jest już na innej planecie, więc pokornie wybiega w stronę domu.
 Pół godziny później do pokoju Rady Starszych wpada zziajana Sakura,ciągnąc za sobą całego poobijanego Naruto. Momentalnie się uspokajają, gdy zauważają że przed Radą klęczy Heza, po której policzkach spływają słone łzy.
-Oj, Heza...-pełnym obawy głosem odzywa się jej brat.
-Wyrażamy zgodę, ale jeśli ci się nie uda poniesiesz konsekwencje i wypełnisz każdy obiecany punkt umowy, czy to zrozumiałaś?
-Tak.-odpowiada krótko, wycierając łzy.
-Więc bierz kogo potrzebujesz i ruszaj.
 Wstaje szybko i z cały czas spuszczoną głową daje znak, by właśnie przybyła para poszła za nią. Ani Sakura, ani Naruto nie wiedzą o co chodzi, a tym bardziej dlaczego ktoś tak bezwzględny jak ta dziewczyna  ma mokrą od łez twarz.
-Naruto.-odzywa się nagle.
-Ha-hai?
-Czy mógłbyś znaleźć Kazekage i przekazać mu ten list?-pyta podając mu wspomnianą kartkę.
-Tak,oczywiście!-krzyczy i już go nie ma.
 Zostają tylko we dwie. Różowowłosa nawet nie zdaje sobie sprawy co się takiego stało za tymi zamkniętymi drzwiami.
-Sakura?
-Co?
-Przepraszam cię.
-He?! Za co?!
-Za wyzywanie cię od kurew, świń, marginesu społeczeństwa...-odpowiada ze smutnym uśmiechem na ustach.-...bez honoru małpą, głupią krową...
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moim ulubionym wrogiem?-pyta, ze śmiechem różowowłosa.
-Chyba czas się zmienić, tak po prostu...ale mam do ciebie prośbę...
-Wiedziałam, że coś się kryje za tymi przeprosinami!...O co chodzi?
-Nie idź z nami.
-Słucham?
-Proszę, abyś z nami nie szła.
-NIE! Hinata jest moją przyjaciółką, nie zostawię jej na pastwę...Naruto.
-On też nie pójdzie za daleko...
-To zabierz mnie przynajmniej tam gdzie jego, a dopilnuję by nic nie spieprzył,ok?-proponuje po chwili ciszy.
 Blondynka wzdycha ciężko, ale uśmiecha się szeroko.Spogląda na dziewczynę spode łba i zaczyna cicho chichotać.
-Zgoda.
-Super!
 W tym momencie na horyzoncie pojawia się Naruto i czerwonowłosy Kazekage oraz jego rodzeństwo z Shikamaru...To znaczy, że czas zaczynać...
Hinata
 Siedzę na ławce naprzeciwko fontanny w parku, wgapiając się bezmyślnie w swoje buty. Właściwie jedyne co mnie otacza to zamarznięta woda i biały puch śnieżny,który pokrył nawet moją skarpetowatą czapkę. Spoglądam w zaciemnione niebo i przypominam sobie, jak jeszcze niedawno z niego spadłam, dosłownie. Od tego czasu wydarzyło się wiele rzeczy, ale ta ostatnia to była największa głupota w moim życiu! Nawet teraz tłukę się jakimś badylem, licząc że to zaraz minie...,ale nie minie,prawda?Od siedzenia tutaj nic się nie zmieni, nie wymarzę poprzedniej nocy, a tylko nasilę wyrzuty sumienia...Wstaję otrzepując się ze śniegu i kieruje się do bloku, który znajduje się po przeciwnej stronie ulicy, gdzie od jakiegoś czasu również mieszkam.Przechodzę przez przejście i gdy tylko staję na krawężniku, przejeżdża za moimi plecami wielka ciężarówka, oblewając mnie od stóp do głów wszelkim błockiem znajdującym się na jezdni. Czuję jak przez kurtkę i spodnie przesiąka wilgoć, a każdy najmniejszy skrawek mojego ciała zamarza. Mokre i brudne ubrania przyklejają się do skóry, utrudniając mi tym samym poruszanie się. Wchodzę z trudem po długich schodach, a gdy jestem już na odpowiednim piętrze otwieram drzwi, których ten idiota jak zwykle nie zamknął! Próbuję niezauważona przemknąć do mojego pokoju, ale zwabiony dźwiękiem otwieranych drzwi Sasuke, wychodzi mi na przeciw.
-Co ci się stało, kretynko?!-wrzeszczy, od razu biorąc się za zdejmowanie ze mnie mokrej kurtki.
-Nic.
-Czy ty naprawdę będziesz przeżywać to przez całe swoje życie? Jeśli tak, to trudno, ale dzisiaj idziemy do szefa i nie mam zamiaru tłumaczyć się, dlaczego leżysz z gorączką, zakatarzona w łóżku!
-Szefa?
-Szefa, szefa...Zdejmuj te ciuchy i na kanapę.
-He?...A, jasne.
 Łapię za koc, zdejmuję wszystkie ubrania i opatulona w puszysty materiał, rzucam się na kanapę. Niestety jest mi jeszcze bardziej zimno! Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu złośliwej mordy Sasuke, ale słyszę tylko jak krząta się po kuchni.
-Sasuke!-nawołuję.-Sasuke!...Sa-su-ke!
-Czego chcesz?!-warczy, wychylając się za drzwi.
-Zimno.
 Przewraca oczami, ale podchodzi do kaloryfera i dotyka go dłonią, a chwilę później zabiera ją, z kwaśną miną. Bez słowa wychodzi i widzę jak przewraca coś w jakiejś skrzynce. Wyjmuje telefon i przykłada go do ucha.
-Część! Nie wiesz dlaczego u mnie nie ma prądu?...A to nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć?!...No! Bo ta idiotka przyszła do domu cała mokra, a ja mam tylko 2 wełniane koce!...Szef się wścieknie i wiesz co? To będzie twoja wina!...Tak, twoja! Znowu nie zapłaciłaś rachunków!...Ale to twoja fucha!...Dobra, nie chce mi się z tobą kłócić, na razie!
 Rzuca słuchawką i rusza w kierunku kanapy, na której leżę. Drapie się w tył głowy, a ja czuję jak zamarzają mi wszystkie organy. Zaciska wargi w wąską linię, by po chwili wypuścić z ust powietrze z głośnym świstem.
-Chyba nie mam wyjścia...-szepcze.
 Spoglądam na niego ciekawskim wzrokiem, trzepocząc czarnymi rzęsami. Zdejmuje buty i, co jest dla mnie wielkim szokiem, kładzie się obok, obejmując moje wątłe ciało swoim silnym ramieniem.
-Co-co ty robisz?!-pytam, cała zarumieniona.
-Zamknij się! Próbuję cię ogrzać, byś się nie rozchorowała, idiotko!
-Już ogrzałeś, a teraz won ode mnie!
-Przymknij się, irytująca kobieto i leż spokojnie!
-Odczep się! Oskarżę cię o molestowanie seksualne!
-Molestowanie?Po co? Przecież już cię raz miałem, więc...
-O ty chamie! Zgiń w piekle, diable przebrzydły!
-Piekło to ja mam z tobą! Po za tym byłaś najbardziej drętwą dziewczyną z jaką byłem...
-Tak? To patrz, dupku!
 Łapię go za włosy i przyciągam do siebie, zamykając jego usta w namiętnym pocałunku. Nie chcąc dać mi wygrać, jedną ręką przyciąga mnie do siebie, a drugą zdejmuje swoją koszulę.
-Cholerny dupek!-mówię w przerwie między pocałunkami.
-Zidiociała wsza!
 Tak się jakoś potoczyło, że nawet kataru nie miałam...

Heza
-Czy mógłbyś w końcu przestać jęczeć!-wrzeszczy Temari do obojętnego Shikamaru.
-Jesteś irytująca, mówił ci to już ktoś kiedyś?-pyta.
-Tak! Ty,co najmniej milion razy!
 Ich kłótnie są jedynym co przebija się przez odgłosy zimowej zawieruchy. Wiatr zawiewa śnieg w twarze wędrujących. Blondynkę najbardziej martwi fakt,że Kazekage, jedna z najważniejszych osób na świecie, również musi iść w takich warunków. W pewnym momencie przychodzi jej do głowy pomysł, który mógłby pomóc w dalszej podróży. Wybiega kawałek przed pozostałych staje w rozkroku, a pozostali zatrzymując się, nie rozumiejąc o co chodzi. Rozkłada szeroko ręce, a na końcach jej palców zaczyna zbierać się woda,otaczając wszystkich czymś na kształt półkuli. Opuszcza jedną rękę, a drugą przykłada do wodnej ściany. W tym momencie rozbłyska światło, które nagrzewa wilgotną otoczkę. Uśmiecha się zwycięsko i odwraca do zdziwionych towarzyszy.
-Idziemy.-rozkazuje ruszając z miejsca,a otoczka razem z nią.
 Niedługo będą musieli się rozstać,ale nadal chce podtrzymywać ich nadzieję,bo może się ona okazać bardzo korzystna. Jedynym który zna jej plan jest Kazekage...
"Każdy krok przybliża nas do osoby, która może zniszczyć,albo uratować wszystkich..."

Dziękuje, za przeczytanie moich wypocin:) Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Życzę wam wesołych świąt i Szczęśliwego nowego roku!
                                                                                                             Hiori no Hanabi

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 6

-Nie mam zamiaru jej pilnować!-drze się Sasuke.-Zabierz ją do siebie!
-Zgodziłeś się, więc teraz nie marudź. Liczyłeś,że nie będzie próbować uciekać i jak grzeczna dziewczynka będzie przynosić ci kapcie w zębach?!Jeśli tak, to jesteś idiotą!-odpowiada na jednym wdechu Emedi.
 Tak jest od godziny. On jej mówi, że ma mnie dość, a ona że jest idiotą i tak w kółko.Nikt nawet nie słucha co ja mam na ten temat do powiedzenia. Jestem już tutaj od 2 tygodni i jakoś powoli zaczynam się przyzwyczajać. Szkoła jest nawet fajna, ludzie tak samo, tylko ten gbur jest jak wrzód na zdrowym organizmie! Wychodzę z dużej kuchni czarnowłosej, w której trwają obrady, do małego pokoju naprzeciwko wejścia. Pukam delikatnie, a gdy słyszę zaproszenie, naciskam na klamkę. Na kanapie, pod oknem siedzi Yoruichi, współlokatorka Emedi. Wskazuje ręką na krzesło przy biurku,bym na nim usiadła.
-Czego chcesz?-pyta, wypuszczając z ust dym papierosowy.
-Mam pytanie, znalazłam niedawno pewne zdjęcie,na którym jest mój brat z jakąś dziewczyną i chciałabym się dowiedzieć kim ona jest, albo była...
-Pokaż.
 Wyjmuję z torby zabrane z tamtej szkoły zdjęcie i podaję jej. Przygląda się mu przez chwilę, po czym uśmiecha się szeroko,odsłaniając białe zęby...
HEZA
-Co z nim?-pytam,spoglądając na chłopca,którego wczoraj tutaj przyniosłam.
-Mogę go wybudzić na 5 minut, ale nie więcej, więc będziesz mogła zadać mu parę pytań.-odpowiada Tsunade.
-Czy...A nieważne! Powiedz tej różowej, by mi tylko nie przeszkadzała.
-Sama jej powiedz.
 Hokage przykłada mu do czoła dwa palce, z których wydobywają się czerwone iskry. Nagle chłopak otwiera szeroko oczy i łapie łapczywie powietrze. Pochylam się nad nim, próbując pochwycić jego wzrok z przekrwionych oczu. Daję znak ręką dla Sakury,że może zaczynać. Kładzie dłoń na klatce piersiowej chłopaka i pokrywa ją fioletową poświatą. Słyszę jak Tsunade opuszcza pomieszczenie,zostawiając mi ten cały burdel w rozmiarze 150!
-Słyszysz mnie?-pytam,a on zaczyna szybko mrugać.-Jak się nazywasz?
-I...
-Co mówisz?
-Where I am?(Gdzie ja jestem?)
  Zarówno źrenice moje jak i Sakury rozszerzają się do najszerszych granic,a z jej ust wydobywa się cichy jęk. Przeczesuję dłonią włosy zapominając, że czas leci.
-Dlaczego on tak dziwnie mówi? Rozumiesz to, Heza?
-You are in hospital.(Jesteś w szpitalu)-odpowiadam ignorując jej pytania.-Can you tell me where you come from?(Czy możesz mi powiedzieć skąd pochodzisz?)
-I am...from Denver.(Jestem z Denver.)
-Heza!-unosi głos różowa.
-Poczekaj!...How did you come here?(Jak się tutaj znalazłeś?)
-I don't know. I...(Nie wiem. Ja...)
 Mój czas dobiegł końca. Chłopak stracił przytomność, a Sakura zabrała ręce. Czuję na sobie jej wzrok, który ewidentnie żąda wyjaśnień. Zdejmuje fartuch i wychodzę z sali. Idąc korytarzem słyszę za sobą stukot jej butów,które towarzyszy biegowi dziewczyny.
-Heza! Poczekaj!-zatrzymuję się.-Jak ty...? Czemu on...?
-Chodź na kawę to ci to wyjaśnię.
 Ciągnę ją za rękaw do tutejszej kawiarni. Zamawiam 2 kubki kawy i siadamy przy stoliku w rogu lokalu. Mieszam czarną ciecz, metalową łyżeczką, ignorując jej ciekawy wzrok.
-Heza, co mówił ten chłopiec? Nic nie rozumiałam.
-Nic nie rozumiałaś, bo mówił po angielsku.-odpowiadam.
-Po...co?To skąd ty go znasz?-nie odpowiadam.-Proszę,powiedz mi o co tu...
-Wiem gdzie może być Hinata.
-Co?!-piszczy wstając.
 Odsuwam krzesło i wybiegam z nią z kawiarni w kierunku biura Tsunade.
HINATA
 Patrzę jak Sasuke krząta się po kuchni, szukając czegoś w szafce, odrzucając co chwilę połączenie telefoniczne, złoszcząc się że nie ma soli i wywalając resztki z lodówki.
-Sasuke-mała gospodyni!.-zauważam złośliwie, widząc jego wściekłość.
-Zamknij się!
 Jestem rozdrażniona, bo Yoruichi nie chciała mi powiedzieć kim jest ta dziewczyna na zdjęciu! Stwierdziła, że ze względu na ich starą znajomość nie wyda go. Szlak by ją! Łapię za kubek z namalowaną biedronką i wychodzę z pomieszczenia tupiąc jak obrażone dziecko. Zamykam się w "moim" pokoju, wyjmuje z szafki zdjęcie i znów zaczynam analizować każdy milimetr twarzy "miłości Uchihy".
 Po jakimś czasie rzucam "tę zarazę" w kąt i wychodzę.Staję w drzwiach do kuchni i pytam obojętnie:
-Droga pani matko Sasuke, czy mogę iść się spotkać z Emedi?
-Od kiedy to wy takie przyjaciółki jesteście?!
-Nie twój interes!...To mogę?
-A idź, ale jak znowu spróbujesz uciec to...
-Umrzesz z tęsknoty?-pytam słodziutkim głosem.
-TY MAŁA ZARAZO! Prędzej bym przez okno wyskoczył!
-To w sumie nie taki zły pomysł. Tylko pamiętaj żeby je potem za sobą zamknąć, bo się jeszcze rozchoruję...Na razie.
-Poczekaj tylko, kiedyś się doigrasz!
-Mogę tego nie dożyć, bo podobno w mojej rodzinie nie było długowieczności!
 Zanim zdąży coś jeszcze powiedzieć zamykam drzwi i w puchowej kurtce wychodzę przed blok, gdzie na trzepaku,głową w dół, wisi czarnowłosa dziewczyna.
-Ohayo, Emedi!
-Ohayo. Co taka zdenerwowana?
-A nic.-odpowiadam siadając na ławce na przeciwko trzepaka.
-Nie umiesz kłamać.Czyżby znowu Sasuke coś zrobił?
-Nie.
-A jest to z nim związane?
-Yhym.-przytakuję.
-Weź powiedz, bo mnie to już męczy!
-Wtedy gdy uciekłam, schowałam się w takiej szkole i jak się po niej przechadzałam znalazłam pewne zdjęcie,a stróż pozwolił mi je zatrzymać. Ja naprawdę nie chciałam być wścibska, ale to trudne...
-Do rzeczy, Hinata!
-Na tym zdjęciu był Sasuke i jakaś dziewczyna, wprawdzie nie wyglądali na parę, ale chyba byli sobie bliscy, więc...
-Jesteś zazdrosna?
 Aż spadam z ławki w szoku, który wywołało to pytanie. Zasłaniam dłońmi ognisto zarumienione policzki i nos, ale i tak je widać.


-Z-zwariowałaś?-bełkoczę.-Nic-c z tych rzeczy!
-To dlaczego się rumienisz?
-Odczep się,proszę.-szepczę.
 Czarnowłosa wzdycha ciężko, zeskakując na ręce z trzepaka.Poprawia ubranie i ciuchy, a chwilę potem łapie za rękaw mojej kurtki.
-Co robisz?!
-Idziemy się wyluzować...
-CO?!
 Zaczyna się śmiać i to ze złowieszczą nutą, wciągając mnie do autobusu...
Grubo po północy:
 Sasuke siedzi zdenerwowany w salonie na kanapie. Nie wie gdzie jest Hyuuga, a do tego nie może się dodzwonić do Emedi. Nagle dochodzi go dźwięk przekręcanego klucza w zamku i kobiecy śmiech. Jak wystrzelony z procy wylatuje na korytarz i spogląda w duże,obojętne oczy Hinaty.
-To ja już *hik*pójdę!-bełkocze Emedi, wypełzając z ich mieszkania.
 Zamyka drzwi, zostawiając ledwo stojącą Hyuugę i na maxa wściekłego Uchihę.
-Gdzie wyście by...?
-Sasuke-kun!-krzyczy zalewając się łzami i rzucając mu na szyję.
-Co...?
-Sasuke-kun,jestem taka nieszczęśliwa!
-DTo świetnie,ale idź spać...
-NIE!...Zanieś mnie.
-Nie ma mowy!
-ZANIEŚ!
 Nie chcąc się z nią kłócić bierze ją na ręce i ostrożnie zanosi do łóżka.Odsłania białą, puszystą kołdrę i układa ją wygodnie na materacu.Jednak to nie koniec jego problemów z tą małą diablicą. Dziewczyna oplata go ramionami i przyciąga do siebie.
-Puść mnie, Hyuuga.-mówi spokojnie.
-Nie!
 Przykłada dłonie do policzków chłopaka i namiętnie go całuje!

 Nawet nie ma serca jej odepchnąć, bo i tak wie że rano nie będzie niczego pamiętać, a on już od dawna nie miał ani trochę rozrywki...
"Po prostu,samo tak wyszło..."

niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 5

 Siedzę naburmuszona na pokrytej rosą trawie, na wzgórzu, z którego doskonale widzę oświetlone miasto. Niedługo zacznie świtać, bo z daleko wychyla się ognista tarcza słoneczna. Szukałam przez wiele godzin rozwiązania jak wrócić do Konohy, ale tylko zmarzłam i przemokłam do suchej nitki. Posiniaczoną dłonią przeczesuję ostrożnie drugie,ale pozbijane pasma włosów. Zaczynam się zastanawiać, czy na pewno aby dobrze zrobiłam.Mogłam się najpierw czegoś więcej dowiedzieć o tym świecie, ale nieeeeee...musiałam uciec, no bo jakby inaczej!...Wzdycham ciężko, zwieszając głowę tak, że teraz jest między moimi kolanami. Nagle czuję,jak jakaś dłoń delikatnie głaszcze mnie po głowie.To pewnie Sasuke! Nawet nie zastanawiając się nad słowem "delikatny", odskakuję na sporą odległość i ustawiam gotowa do ataku. Ku mojemu zdziwieniu nie jest to Uchiha,ale jakiś wysoki chłopak o ognistych włosach.Może zmienił uczesanie? Ta, to właściwie chyba jedyna rzecz jaka ich różni...Shit,jakby mi nie wystarczył jeden dupkowaty gbur...Ale dlaczego ja pałam do niego taką nienawiścią? Nie jest chyba taki zły...Stop! Bez takich, głupia ja!
-Jak masz na imię?-budzi mnie głos chłopaka.
-He? Ja?...Jestem Hinata.
-Ładnie.
 ...Streśćmy trochę tę sytuację, bo sama nie wiem co mam o niej myśleć! Ten idiota jak gdyby nigdy nic pocałował mnie! W usta! A ja? No oczywiście dałam mu w mordę,ale...potem.
-Zwariowałeś?!-drę się.-Kto ci pozwolił?!Kim ty w ogóle jesteś?!
 Oczywiście spłonęłam szkarłatnym rumieńcem...Nagle zauważam coś dziwnego: jedna z dziewczyn(które właśnie odchodzą) przypomina mi...Tenten?Nie, niemożliwe! Poznałaby mnie, prawda? Wychylam się za chłopaka,by się jej lepiej przyjrzeć, ale już jej nie ma. Musiało mi się wydawać...
-Jesteś siostrą Uchihy, nie?
-Może...
-A co tu robisz o tak późnej porze?
-A co cię to?!-warczę,na co on reaguje szerokim wyszczerzem.
-Czyżby ucieczka?
-Odwal się!
 Wzdycha ciężko i odsuwa się znacznie. Patrzy na mnie z miną zbitego psa,jakbym co najmniej zabrała mu coś najcenniejszego na świecie.
-Mogłem się tego spodziewać.-zaczyna.-Oboje jesteście strasznie trudni.
-Trudni?-unoszę wysoko brwi.
-Myślałem, że on jest taki, przez tę dziewczynę sprzed lat, ale widząc ciebie...
 Przestaję słuchać. Jaką dziewczynę sprzed lat? Sasuś był zakochany?!Może chodzi o Sakure...
-...jesteście zimni, a do tego agresywni!-chyba walną mi sporą przemowę.
-Skończyłeś? To świetnie. Mam pytanie: jak mówisz "tę dziewczynę sprzed lat" to kogo masz na myśli?
-He? Nie znasz jej?
-Nie, po prostu nie kojarzę.-zaprzeczam, chociaż dobrze wiem że to kłamstwo.
-To było jakieś...5 lat temu. Zaczynaliśmy wtedy gimnazjum...ale to dziwne, że jego siostra nic o tym nie wie.
-Nie interesowało mnie życie emocjonalne tego idioty!...Co się z nią stało?
-A, tak dobrze to nie ma! Powiem ci resztę jak coś dla mnie zrobisz...
-Mogę co najwyżej zapomnieć smak twoich ust, bo to nie należy do najmilszych wspomnień.
-Ta, jesteście identyczni...Ale mi chodzi o coś innego, o wiele innego...-zaczyna się niebezpiecznie przybliżać, a ja tylko stoję?
 Nagle czuję silne pociągnięcie w talii i widzę jak ten chłopak (nawet nie wiem jak ma na imię) odlatuje spory kawałek dalej. Odwracam przerażona głowę, a moim oczom ukazuje się Sasuke! Czuję jak jego ręka próbuje mi zmiażdżyć kości!
-Prze 4h umierałem z niepokoju ty idiotko! Wiesz co by mi zrobiła Emedi jakby się dowiedziała?!-unosi głos.
-UCHIHA!-słyszymy krzyk chłopaka, który najwidoczniej się już pozbierał.-Co ty odwalasz?
-Czego od niej chciałeś?-pyta ze złością.
-A jak myślisz?...Nie rób takiej miny, na nic mi nie pozwoliła.-uśmiecha się do mnie.-Poopowiadałem jej trochę o twojej "wielkiej miłości".
 W tym momencie źrenice Sasuke znacznie się zwężają i jak pantera skacze do gardła czerwonowłosego. Dobra, teraz mogę uciec!Zrywam się pędem w kierunku wysokiego budynku. Wbiegam po krętych schodach na chyba 4 piętro. Ciekawe co to za miejsce? Przebiegając obok jakiejś sali zauważam, że jest w niej otwarte okno, a za nim wisi lina na pranie.Bingo! Wskakuję na parapet, ale jeszcze przez chwilę mój wzrok zatrzymuje się na jakimś białym kształcie...To ludzkie ciało! Za grubej kołdry dostrzegam długie, blond kosmyki włosów...W tym momencie do mych uszu dociera stukot butów, więc momentalnie znajduje się za oknem, wisząc na linie. Ostrożnie stawiam stopę na wystającej cegle,puszczam sznur, a ręce przenoszę na rynnę. Czuję jak ktoś przechodzi prze pokój, w którym przed chwilą byłam. Krople potu spływają mi po karku, a z moich ust wydobywa się ciche sapanie. Słyszę dźwięk zamykanych drzwi, więc oddycham z ulgą. Spoglądam w dół i czuję, że jestem w stanie skoczyć. Odpycham się od ściany i w bardzo sprawny sposób ląduje na ziemi. Zaczyna świtać, więc trudniej będzie się ukryć. Muszę się stąd wynieść, bo nigdy nie zaznam spokoju!
 Bieganie nigdy nie było moją mocną stroną. Zwykle już po 5 minutach miałam bąble na nogach. Neji mówi, że jestem za delikatna (jakbym tego nie wiedziała...).Jakoś sobie poradzę. Mam nadzieję...
Konoha-HEZA
 Czuję zapach spalenizny. Zaczynam wąchać, co kompletnie wybudza mnie ze snu. Podnoszę się na łokciach i dopiero teraz zauważam,że leżę na stercie akt, papierów, petów i itp. Spoglądam na zegar na ścianie, który pokazuje 4:53, a gdy odwracam głowę, mój wzrok krzyżuje się z zimnymi oczami Kazekage. Są łatwe do odczytania, bo zawarte w nich jest całe jego życie,wcale nie łatwiejsze od mojego...
-Nie śpisz?-pytam,podnosząc się do pozycji stojącej.
-Nie.
-A gdzie Naruto i twój brat?
-Kankarou poznał jakąś dziewczynę, a Naruto poszedł do Kiby.
-Aha.
-Powiedział żebyś wróciła do domu.
-No to chodźmy.-odpowiadam po jakimś czasie.
-Co?
-Chyba nie myślisz, że ktokolwiek pozwoliłby zostać ci w takim miejscu na noc. Nie jestem samobójcą! Gaś światło i idziemy.
Centrum Konohy:
 Idziemy w ciszy, ale za bardzo to mi to nie przeszkadza. W pewnym momencie z jednej z ulic wybiega jakiś chłopak o długich białych włosach, ale i z krwawiącą ręką! Próbuje go złapać, ale on w tym momencie staje jak wryty i zaczyna rozglądać się na boki.
-Oj.-chcę by zwrócił na mnie uwagę,więc staram się go nie spłoszyć.-Co ci się stało?
 Odwraca się z niesamowitą szybkością, co z szoku zmusza mnie do odsunięcia się o krok. Do tego te jego oczy! Przekrwione, podkrążone, z bardzo zwężonymi źrenicami.
-O co chodzi?-pyta Gaara.
-Cicho.Nie ruszaj się.-komenderuje.-Mały...Czy ty mnie widzisz?
 Jego oczy wystarczą, bym wiedziała, że "nie". Biorę go na ręce , i mimo że zaczyna się miotać nie mam zamiaru go puścić.
Hinata
 To chyba jakaś szkoła, a przynajmniej tak mi się wydaje. Leżę na zimnej posadzce,która nawet na chwilę nie daje mi zapomnieć o jej zimnie. Dobra dosyć tego! Nie będę tu tak leżeć bezczynnie! Podnoszę się chwiejnie, opierając się ręką o ścianę, bo zaczyna mi się kręcić w głowie. Postanawiam się trochę rozejrzeć po tym miejscu. Dzięki Byakuganowi mimo ciemności widzę nawet najmniejszy paproch. Wchodzę do wielkiej sali z napisem "Świetlica". Wśród sterty zabawek, książek, ubrań i papierów dostrzegam zdjęcia pozawieszane na ścianie. Przedstawiają dzieci wieku ok 14, może 15 lat. Niektóre porobiły naprawdę niezłe miny...Nagle staję jak wryta. Szybkim ruchem ściągam jedno ze zdjęć, na których jest...Sasuke?! Jest na nim z jakąś dziewczyną,która wydaje mi się znajoma...
-To była najpiękniejsza para jaką w życiu widziałem.-słyszę za sobą głos i w tym momencie zapala się światło.
-Kim pan jest?-zwracam się do starszego, siwego mężczyzny.
-To chyba ja powinienem o to pytać...
-Jestem Hinata...na tym zdjęciu jest...mój brat.
-Aaaaaa...Jego pamiętam doskonale, ale ona...nawet wtedy nie mogłem zapamiętać jej imienia, mimo że było krótkie.
-Szkoda. Chciałabym wiedzieć kim ona jest...
-Byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi...Heh,ale to było dawno.
-Rozumiem. Dziękuje panu...To ja już pójdę.
 Mijam go w drzwiach i powolnym tempem ruszam po wysokich schodach w dół. Nagle sobie coś przypominam, więc krzyczę do mężczyzny:
-Czy mogę zatrzymać zdjęcie?!
-Tak, raczej nikt nie zauważy.
-Dziękuje.
 Wybiegam na zewnątrz i jakoś nie dziwi mnie,że Uchiha stoi naprzeciwko z wściekłą miną.
-Nigdy bym nie wpadł na to, że cię tu znajdę,gdyby nie...
-Zabierz mnie do domu.
-Co?
-Nauciekałam się już. Zmęczona jestem.
 Mijam jego skołowaną osobę i wsiadam do dużego "samochodu". Stoi tak jeszcze parę minut, by w końcu wsiąść i bez słowa ruszyć. Tak naprawdę to nie chodzi mi o to, że jestem zmęczona albo coś, ale naprawdę chcę się dowiedzieć
"KIM JEST TA DZIEWCZYNA?!"