czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 4


 Otwieram najpierw jedno oko i stwierdzam, że jeszcze mi go nie wypaliło, więc mogę uchylić również drugie. Unoszę się do pozycji siedzącej, przejeżdżam ręką po twarzy i dopiero teraz zauważam karteczkę, która leży po drugiej stronie łóżka. Przturluję się bliżej, nadal zawinięta w kołdrę, biorę skrawek papieru w rękę i zaczynam czytać:
„Ohayo, Hinata-chan!
 Skoro to czytasz, znaczy że gburowaty i nikczemny Sasuś nie kazał ci spać na klatce schodowej :P A tak w ogóle to mam nadzieję, że nie jest w twojej pościeli, bo bym utłukł gada! To moje przyszłe miejsce! (nie w tym życiu) Obyś nie dała się zwieść jego przemiłym słówkom!
 Tak na marginesie to na stoliku obok łóżka, leży jego komórka, wiesz, ten metal. Wejdź w rubrykę WIADOMOŚCI i zobacz jaki z niego świntuch ;-)
 Pewnie zastanawiasz się kiedy zdążyłem dać ci ten liścik, skoro się nawet jeszcze nie znaliśmy. Bowiem miałem pewność, że jesteś śliczna i na samą myśl o tobie przechodziły mnie dreszcze (zachowaj to dla siebie, błagam!)
 Tak na zakończenie, pamiętaj by na pewno nie dostał z powrotem swojego telefonu J Bye, bye!
SANO-CHAN

 Biorę w ręce szary metal i obracam go w dłoniach z zainteresowaniem. W tym momencie do pokoju wpada Sasuke, wyrywa mi z rąk telefon i szybko wychodzi, zamykając za sobą drzwi z głośnym hukiem. Mrugam przez chwilę zdezorientowana, a po chwili zwieszam głowę i ciężko wzdycham… Jakiś czas później w końcu wystawiam nogi za cieplutkiej kołdry. Otwieram drzwi i nawet bez jednej pozytywnej myśli, daje się poprowadzić zapachowi świeżo parzonej kawy. Docieram do niewielkiej kuchni, pełnej jakiś zbędnych dupereli. Odsuwam sobie krzesło i półprzytomna opadam na nie, naprzeciwko wpierdzielającego ciastka, Sasuke. Spoglądam na niego w oczekiwaniu na propozycję przysmaku, ale chyba pomyliłam osoby! Wstaję wściekła i podchodzę do dziwnie wielkiej lodówki. Wyciągam karton mleka, odkręcam i wylewam białą zawartość na świetnie kontrastujące się włosy Uchihy.
-Zwariowałaś?!
-Każde dziecko wie, że ciastka z mleczkiem smakują 100 razy lepiej!
-Co?...Skoro tak, to smacznego!-krzyczy wylewając na mnie resztę napoju.
 Siedzimy po dwóch przeciwnych stronach kuchni, cali w mleku,  wgapieni w siebie nawzajem,  ciężko sapiąc.
-I co?-pyta
-Co „co”, głąbie?!-warczę.-Gdybyś był dobrze wychowany i mnie poczęstował, nie ociekalibyśmy mlekiem!
-Sama zaczęłaś!
-Nie łżyj!
 W tym momencie słyszymy dźwięk otwieranych drzwi, w których momentalnie staje Emedi, ubrana w króciutką, kremową spódniczkę i nie do końca zapiętą, białą koszulę.
-Eee…? A wam co?-pyta zdziwiona.
-Nic, nieważne…Idę wziąć prysznic.-informuję, mijając ją w drzwiach.
 Wchodzę do łazienki, znajdującej się przy „moim” pokoju, przekręcam zamek pod klamkę i z trudem ściągam z siebie mokre ubranie. Chowam się w szklanej kabinie prysznicowej, odkręcam kurek, a po chwili oblewa mnie ciepły strumień wody. Dokładnie spieniam moje nagie ciało, a i przy okazji granatowe włosy mają trochę przyjemności. Odwracam się i omal nie wywracam się z szoku. Bowiem oparta plecami o ścianę, stoi Emedi, i podaje mi fioletowy, mięciutki ręczniczek.
-Co-co ty ro-robisz?-jąkam się.
-Włóż to.-mówi kładąc na blacie przy zlewie takie same ubrania jak jej.
-Co to jest?-pytam otulając się po uszy puchowym ręcznikiem.
-Mundurek.
 Nie daje mi nawet znów spytać, bo wychodzi trzaskając drzwiami. Wzruszam ramionami, bo w sumie to co ja się będę przejmować! Wkładam na siebie „mundurek”, ale coś mi nie odpowiada w zapięciu, więc rozpinam trzy pierwsze guziki. Przeglądam się w lustrze i mówiąc szczerze to gdybym nie wiedziała, że to ja to wyglądałabym całkiem nieźle. Wychodzę z łazienki i od razu dostają jakąś torbą w brzuch.
-Aua!-jęczę.
-Bierz to i chodź!-warczy czarnowłosa.
-Co cię ugryzło?
-Nieważne.
 Biorę szarą torbę z nadrukiem twarzy jakiegoś całkiem przystojnego chłopaka i wychodzę za nią z mieszkania…

KONOHA-HEZA
-Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee zgadzam się!-drę się tak by na pewno mnie usłyszeli.
-Słyszymy panno Uzumaki, nie musi panienka krzyczeć. Rada może ma swoje lata, ale głucha jeszcze chyba nie jest.-w irytujący sposób zwraca mi uwagę jedna z członków rady przysięgłych.
-Ale ja się nie zgadzam! Nieco, że muszę zajmować się poszukiwaniami Hinaty z NIM-wskazuję na Naruto.-to jeszcze mam niańczyć Kazekage?! Mowy nie ma!
Godzinę później:
-Tylko sobie gardło zdarłaś.-zauważa Naruto, siadając naprzeciwko mnie w jednym z pomieszczeń archiwalnych.
-Zamknij się!...O której miał być ten twój Kazekage?
-O 16, więc ma 15 minut spóźnienia. A poza tym to dlaczego „mój”?!
-Nie rumień się jak dziewica.
-Teme…!
 W tym momencie rozlega się pukanie do drzwi, które natychmiast się otwierają z głośnym hukiem (są podobne do Tsunade) i stają w nich dwaj postawni mężczyźni. Mój dziwny braciszek od razu rzuca się uściskać dłoń z czerwonowłosym chłopakiem, chyba w naszym wieku.
-Witaj, Gaara…Dawno się nie widzieliśmy. Kankarou. Poznajcie to moja siostra Heza.
-Słyszałem!-powiadamia entuzjastycznie wyższy brunet.-Chodzą o niej legendy…Hej, jestem Kankarou.
 Mierzę przybyszów niechętnym wzrokiem, a w akcie akceptacji kiwam lekko głową, cały czas marszcząc brwi.
 -Witam.-burczę i mijam ich w drzwiach.-Macie nam pomagać, nie? Wiem, że nie mogę wydawać rozkazów Kazekage, więc może ja się przejdę po kawę, a wy się tym zajmiecie, co wy na to?-nawet nie obchodzi mnie ich odpowiedź.
 Idę do baru i zamawiam wymarzony od kilku dni, czarny napój. Niestety mój spokój nie trwa długo, bowiem ten „Kankarou” zajmuje miejsce obok mnie i zaczyna się we mnie bezczelnie wpatrywać.
-Zostawiłam wam klucz i teczki od Tsunade, nawet byłam miła,  więc o co chodzi?-pytam, zanurzając usta w gorącej cieczy.
-Zawsze się zastanawiałem jaka jest ta wielka HEZA, o której krąży tyle ciekawych plotek.
-Co, zawiodłam cię?
-Nie, wręcz przeciwnie…Może byśmy…-nie kończy, bo wtykam mu serwetkę w usta.
-Jak uporasz się z tymi aktami to pogadamy.
 Hinata, jak cię znajdę żywą to zabiję!
U HINATY
-Co to jest?!-krzyczę ze zdziwieniem.
-Liceum i nie wrzeszcz tak, idiotko!-burczy Emedi.-Chodź, bo Sasuke widocznie nie ma zamiaru na nas czekać.
 Wchodzimy do wielkiego, ceglanego budynku, pełnego podobnie do nas poubieranych ludzi. Mam dziwne wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i szepczą za moimi plecami. Rozglądam się niepewnie dookoła, cały czas trzymając się koszuli Sasuke i czując na sobie zainteresowany wzrok Emedi. Wchodzimy do jakiejś przestronnej Sali, z której najchętniej to bym uciekła. Nagle czuję, jak na moje ramiona opadają czarne włosy, a ich właścicielka szepcze mi do ucha:
-To miejsce jest jak akademia, więc najlepiej nic nie mów, tylko zdaj się na mnie. Jasne?
 Kiwam głową na znak, że rozumiem, więc będę traktowana przez nią jak małe dziecko. Nagle dochodzi nas nawoływanie ze strony drzwi, jednej z wczoraj poznanych dziewczyn.
-Ohayo, Emedi i…Hinata, tak?-kiwam głową.-Poznałyśmy się chyba wczoraj, wybacz nie czułyśmy się za dobrze.-drapie się w tył głowy, szeroko się uśmiechając.
-Yoruichi! Jeśli jeszcze raz będę musiała się pozbywać waszych gości, to wywalę z chaty i klucze pozabieram!
-Ale przynudzasz!...Nieważne, słyszałyśmy na twój temat wiele ciekawych rzeczy, nowa.
-He? Jakich?-pytam po raz pierwszy.
-No o tobie i Sasuke…
-A może to wcale nie są tylko plotki?
-Uhu! Naprawdę?!-piszczy.-A jest tak jak w tych mangach o oni-chan i nee-chan?
-Możesz to rozpowiedzieć.
-Super!
 I już jej nie ma. Patrzę przez chwilę ze zdziwieniem w miejsce, w którym zniknęła i stwierdzam, że nie rozumiem tych ludzi. Nagle rozlega dzwonek i rzeczywiście jest tak jak w akademii, wszyscy zbiegają się do sali, a Emedi niespodziewanie obwiązuje mi szyję puszystym, czerwonym szalikiem.
-Co…?
-Siedź cicho i udawaj, że masz zapalenie gardła.
 Posłusznie zajmuje miejsce na samej górze, obok naburmuszonego Uchihy, który wpatruje się w przestrzeń za oknem. Znowu czuję na sobie niedyskretne spojrzenia ludzi dookoła. Nagle do pomieszczenia wchodzi dość masywna kobieta, a wszystkie oczy zwracają się na nią.
-Witam, kochane bezmózgi!-mówi z szerokim, wesołym uśmiechem.-2,4,6…16. Nie ma 4 osób, ale za to mamy nową uczennicę. Przedstaw się nam, skarbie.
 Gdy już mam wstać, jak torpeda wyrasta obok Uchihy, Emedi i zaczyna mówić głośnym, pewnym i poważnym tonem:
-Przepraszam, sensei, ale Hinata  nie może mówić, bo ma zapalenie gardła.-potwierdzam skinieniem głowy.-Dlatego też to ja ją przedstawię. Znamy się z zimowiska…To jest Hinata Hyuuga, przeniosła się tutaj z Hokkaido*, gdzie chodziła również do szkoły…
-A! To ty jesteś tą dziewczyną, na której temat cała szkoła huczy…Przyrodnia siostra Sasuke-kun, prawda?
-Dokładnie!-klaszcze w dłonie Emedi, a moje wielkie zdziwienie o moim spowinowaceniu z Sasuke, zakrywa szalik.
-Dobra siadaj, Tsurio-san.
 Ma na nazwisko „Tsurio”? Dobrze wiedzieć, bo jak mi się uda uciec będę pamiętała kogo oskarżyć! A tak w ogóle to jaka siostra?! Ja go nawet dobrze nie znam! Spoglądam na niego spode łba i zauważam, że wbija z nienawiścią paznokcie w kolano czarnowłosej, która zaciska zęby powstrzymując ból. Ty pewnie też nic nie wiedziałeś, co? Heh, przynajmniej nie tylko ja. Nagle na mojej ławce zauważam czarny zeszyt. Otwieram go i odczytuje napis na pierwszej stronie, który powoduje że mam ochotę kogoś zabić! „Wyglądasz bardzo seksownie w tym mundurku.” Podnoszę głowę i dopiero teraz zauważam siedzącego przy oknie, rząd dalej Sano z cwaniackim uśmiechem na ustach. Macha mi zalotnie łapskiem, a ja najchętniej bym mu ją ucięła! Jeszcze 2 miesiące temu spłonęłabym tak szkarłatnym rumieńcem, że nawet stopy by mi poczerwieniały, ale teraz to jakoś bardziej mnie to wkurza. Wsłuchuję się w głos starszej kobiety, która rysuje na tablicy jakieś wykresy. To jej zarobki? Z prawej strony nadal dociera do mnie napięta atmosfera…
 To była prawdziwa męka! Sasuke nie odezwał się do mnie nawet słowem, wszyscy dookoła wypytywali mnie o nasze relacje, a ja jakbym nie miała języka, dawałam mówić za siebie Emedi. Sano plótł mi warkoczyki, a potem oślepiał metalem, z którym gadał, tak zwanym „telefonem komórkowym”…Po minięciu zakrętu za szkołą, czuję że Uchiha zapina mi na nadgarstkach kajdanki, po czym mówi:
-Nawet przez sen gadasz o ucieczce.
-He?!!!!!!!
 Rzeczywiście śniło mi się, że uciekam, ale nigdy bym nie pomyślała, że nieświadomie poinformuję o tym moich prześladowców! Wzdycham ciężko, bo mówiąc szczerze to sama dobrze wiem, że jakakolwiek kłótnia pogrąży mnie doszczętnie! Człapię, stawiając nogę za nogą, tak by przypadkiem nie nadepnąć na piętę Uchihy…Siedzę przykuta kajdankami do kaloryfera w kuchni, a mój cholerny oprawca parzy sobie bezczelnie kawę!
-Utłukę cię jak tylko rozwalę to ustrojstwo!-warczę.
-Zamknij się.-burczy, wpychając mi do ust zbożowe ciastko i wychodząc.
-Hłej! Wchłacaj huhaj!
 No i mnie zostawił! Jeszcze to ciastko nie chce się połknąć!....Ta świetnie, jeszcze sobie prysznic weź, a co ci szkodzi! Poczekaj, jeszcze parę godzin i mnie więcej nie zobaczysz!
Godzina 02:11
 Upewniam się 5 razy, że śpi i szybciutko wymykam się z mieszkania. Wychodzę z klatki i zaczynam biec do beczki z numerem „4”. W ostatniej chwili  udaje mi się wsiąść, a jednocześnie uciec…
„Żegnaj, głupi Sasuke!

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 3

 Mijają nas dziwnie poubierani ludzi, same poruszające się wielkie, metalowe stwory o kolorowej, połyskującej skórze. Niedaleko wznoszą się duże klocki, niektóre szare, inne czarne, a jeszcze inne sprawiają wrażenie niebieskich. Sasuke mówi, że to wieżowce-takie typy domów, ale wydaje mi się, że chce zrobić ze mnie idiotkę. Wprawdzie widzę w nich jakieś cienie, przemieszczające się w popłochu, jednak mogą być to równie dobrze iluzje, prawda? Przeraża mnie to dziwactwo, cała ta sytuacja, więc…to że trzymam biednego Uchihę za skrawek koszuli, nie powinno nikogo dziwić. W pewnym momencie unoszę głowę i omal nie zderzam się z jakimś chłopakiem. Moja dłoń przejeżdża po jego wyrzeźbionym torsie. Natychmiast się odsuwam i cała zarumieniona kłaniam się w akcie przeprosin. To na pewno nie jest iluzja!
-Nic się nie stało.-burczy.
 Wymija mnie i przykłada do ucha jakieś metalowe ustrojstwo, a do tego jeszcze z nim rozmawia! Patrzę za nim z szeroko otwartymi ustami. Nagle czuję mocne uderzenie w tył głowy.
-Idziemy!-słyszę głos Emedi.
-Aua!...Czemu on gadał z metalem?
-Heeee, jakaś ty głupia! To nie jest zwykły metal, a raczej jakiś rodzaj plastiku, to komórka.
-Nosi przy sobie jakiś narząd?
-Błagam, zabijcie ją!-łka, kładąc głowę na ramieniu Sano.
 Marszczę czoło i naburmuszona zaczynam za nimi iść. Zaczyna padać, więc chowamy się w jakiejś wielkiej budce dla ptaków.
-To gdzie idziemy?-pyta Sano.-Emedi, klucze są u ciebie, więc…
-Niewykonalne. Yoruichi właśnie wysłała sms, że mam nie wracać przed 20, bo ma „gości”. Jak to wspaniale mieć współlokatorkę! Do tego z innymi upodobaniami…
-Nie pali?-pytam zirytowana.
-Ty mała!
-Widzę, że młoda się wyrabia.-chichocze Sano.-Skoro nie mamy dokąd iść, to tam jest niezła kawiarenka. Papieroski za pół ceny.
-Hehehe, bardzo śmieszne, idioto.-cedzi czarnowłosa.
-No to chodźcie.-mówi Sasuke przechodząc przez ulicę.
 Wchodzimy do sporego pomieszczenia, z kilkunastoma stolikami, krzesłami w kolorze beżu, przyozdobionymi żółtymi obrusami i niewielkimi wazonikami. Jest wielki harmider, przez który i tak nic nie słychać, a do tego z głośników nad barem leci jakaś nieznana mi(jak zresztą wszystko tutaj) piosenka.
-Tam jest wolny stolik!-czarnowłosa wskazuje palcem miejsce przy oknie, na końcu sali.
 Sasuke idzie coś zamówić, a ja i Sano jak posłuszne pieski ruszamy za naszą „panią” w wybrane przez nią miejsce. Na chwilę role się zamieniają, bo Emedi warczy na jakąś kobietę, która chciała sprzątnąć jej stolik sprzed nosa. Siadam w kącie, tak by mieć dobry widok za wielkie okno.
-To co robimy?-pyta Sano.
-Najpierw weźmiemy ode mnie klucze do ich mieszkania, by mieli gdzie kimać ,a potem ja pójdę do szefa.
-Powiedz mu, że mi się kasa kończy.-mówi Sasuke, stawiając na stole jakieś zaokrąglone kawałki metalu.
-Co to jest?-pytam obracając chłodną rzecz w dłoniach.
-Puszka. Jakoś nie wierz, że tam u was takich nie ma.-mówi Emedi, ciągnąć za małe ustrojstwo, u góry tej „puszki”.
-To uwierz.-wzdycha Sasuke.
-Proszę.
 Przechylam ostrożnie nowo poznany przedmiot, tak jak robią pozostali, a do moich ust wdziera się płyn o mocno gazowanym, pomarańczowym smaku…To już moja 3 „puszka”, a ja nadal nie mam zamiaru przestać! W końcu mi się coś podoba w tym dziwnym miejscu!
-Weź jej to zabierz, bo ludzie się patrzą!-krzyczy Emedi.
-Hyuuga, oddaj.-próbuje wyrwać mi „mój mały cud”, Sasuke.
-Odwal się!-warczę.
 Widzę jak Sano próbuje ukryć swój uśmiech za zgiętą dłonią, ale marnie mu to wychodzi. Udaje, że wiąże buta, by nie denerwować czarnowłosej.
-Dobra, możemy już iść.-rozkazuje dziewczyna, wstając i jednym, silnym ruchem wyrywając mi napój.
 Idziemy znowu pod tę „budkę dla ptaków", tyle że teraz wsiadamy do jakiejś kolorowej beczki, na kółkach. Sasuke, niczym worek pełen kartofli, rzuca mnie na jedno z siedzeń pod oknem, a sam siada obok. Jedziemy pół godziny, a ja wciąż zastanawiam się gdzie jest ta kobieta, która do nas mówi. W pewnym momencie stajemy, a Uchiha wyciąga mnie za kaptur na zewnątrz.
-Puść, puść, puść!-błagam.
-Puść ją, Uchiha. Ona idzie ze mną, a wy idioci wyprowadźcie samochód.-rozkazuje czarnowłosa.
-Jasne.
 Emedi kiwa głową, bym za nią poszła, po czym rusza w kierunku jakiś drzwi. Wchodzę za nią na klatkę schodową, podobną do tej w budynku Hokage. Stajemy przy jakiś metalowych pokrywach, które po naciśnięciu małego przycisku otwierają przed nami srebrną trumnę! Odbiegam od niej i przerażona łapię się schodowej poręczy.
-Co ty wyprawiasz, idiotko?! Wsiadaj!
-Nie!
-A to niby dlaczego?!
-Nawet nie wiem co to jest! A po za tym się boję!
-To jest winda, ciemniaku!
-Winda, srynda! Nie wsiądę!
 Skończyło się na tym, że idziemy schodami, a wściekła Emedi co chwilę wyzywa mnie od słabeuszy, nieudaczników, idiotek, itp.  Z moich obliczeń wynika, że otwieramy drzwi na 12 piętrze od ziemi(u Japończyków nie ma parteru), czyli na prawie najwyższym. Wchodzę za nią do ciemnego korytarza, a zaraz potem do salonu pełnego papierosów, butelek, jakiś woreczków, ciuchów, szkła i innego barachło. Oczywiście, znając moje szczęście, wlazłam na potłuczoną butelkę i teraz muszę skakać na jednej nodze. Tymczasem Emedi, nawet nie zwracając na mnie uwagi, sprytnie wymijała przeszkody i kierując się w kierunku największego punktu w pokoju, szerokiego łóżka. Gdy się lepiej przyglądam dostrzegam, że leży na nim trzech mężczyzn i dwie kobiety, w samej bieliźnie. Emedi podchodzi bliżej, łapie za szklankę wody i wylew jej zawartość na mulatkę, leżącą z boku.
-Co ty robisz, idiotko?!-ryknęła poszkodowana.
-Szukam kluczy, miałaś ich pilnować.
-Heh…Tak, są  w kieszeni moich spodni.
-A gdzie są twoje spodnie?!
-Geez, aleś ty IRYTUJĄCA! Leżą tam, na krześle w kuchni!...A tak w ogóle to kto to jest?-pyta, wskazując na mnie.
-To? To jest Hinata…Hinata, te idiotki to moje współlokatorki, Yoruichi i Soi Fon.
Uśmiecham się przyjaźnie i zaczynam się im przyglądać. Jedna jest bardzo szczupłą mulatką o czarnych włosach, a druga o wiele mniejszą białoskórą z jakimiś kółkami na końcach dwóch warkoczy. Emedi wyjmuje klucze ze spodni jednej z dziewczyn i z pulsującą żyłą na czole oraz wałkiem podchodzi do łóżka.
-LAVI!!!-uderza z rozmachu czerwonowłosego chłopaka.-Zabieraj kumpli i do widzenia!
-Nie wrzeszcz.-burczy.-Gdzie Sano?
-W grobie, razem z tobą!...Jak wrócę ma was nie być, jasne? Macie godzinę. Na razie…Chodź.
 Schodzimy schodami na dół, a ja cały czas próbuję ukryć mój uśmiech. Wychodzimy na zewnątrz, gdzie czeka już na nas jakieś wielkie, metalowe zwierzę!
-Co-co to je-jest?-pytam przerażona.-On pożarł Sasuke i Sano!
-Było by pięknie, ale niestety to jest samochód. Taka maszyna do podróżowania.
-Samo-chód?
-Dokładnie.
-Oj, Hinata-chan! Usiądź ze mną z tyłu!-krzyczy Sano.
-Mowy nie ma, zboczeńcu! Siedzisz ze mną!-rozkazuje Emedi.
 Otwiera przede mną drzwi, a ja siadam na miękkim siedzeniu w tym "samo-chodzie”. Układam się wygodnie i  nagle czuję, że się poruszamy, a do tego z każdą chwilą coraz szybciej. Przełykam nerwowo ślinę, bo czuję jak zaraz wyleci mi wątroba! Ostrożnie przenoszę wzrok na siedzącego za jakimś kółkiem, Sasuke. Spogląda na mnie przelotnie i pyta:
-Boisz się?
-He? Co?
-Nie dziwię ci się. Gdy zobaczyłem to po raz pierwszy, użyłem chidori.
 Zaczynam cicho chichotać i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że on chciał mnie po prostu odstresować…ale to wcale nie zmienia faktu, że to idiota! Nagle Emedi wysuwa się za mojego fotela i wciska jakiś mały przycisk na czymś co przypominało radio. Nagle z głośników zaczęła lecieć piosenka, którą Sano i Emedi zaczęli śpiewać.
-Oj, zamknąć się!-warczy Uchiha.
-No weź. Po prostu ją lubimy.
 Spoglądam na mały ekranik i odczytuję napis „Oceana – Put your gun down”.  Hymm, jakieś to dziwne…ale to chyba najmilsza i najlepsza rzecz jaką tutaj spotkałam, mimo że nie rozumiem ani jednego słowa z tego o czym śpiewa ta dziewczyna. Zaczynam ją nucić pod nosem, na chwilę zapominając o moich „towarzyszach”.
-A jej czemu nic nie mówisz?!-oburza się Sano.
-Bo ona nie jazgocze.
 Patrzę na niego z niedowierzaniem, bo to była chyba pierwsza miła rzecz jaką mi powiedział. Nagle stajemy. Wyglądam za okno i w tym momencie Sasuke otwiera drzwi przede mną. Wychodzę z samochodu i muszę przyznać, że to było…całkiem przyjemne. Spoglądam w górę, a moim oczom ukazuje się wysoki, przeszklony budynek, gdzieniegdzie z zapalonymi światłami.
-Wow…-to jedyne co mogę z siebie wydusić.
-No to my was zostawiamy.-mówi Emedi.-Tu masz klucze, Uchiha…Dobrej nocy~! Chodź, idioto!
-Bye, bye!-macha nam Sano.
 Wsiadają z powrotem do samochodu i odjeżdżają w kierunku, z którego przyjechaliśmy. Odwracam się i widzę, że Sasuke już wszedł do budynku. Dobiegam do niego, a on już stoi pod wejściem do takiej samej trumny jak wcześniej!
-Nie wejdę.-mówię pewnie.
-Co?
-Idę schodami! Nie dam się pogrzebać żywcem!
 Ruszam na górę, a po chwili słyszę jego kroki za sobą…Właściwie to dają mi dziwnie dużo swobody. Pewnie, dlatego że zdają sobie sprawę o nikłej możliwości mojej ucieczki, bo nawet nie wiem gdzie jestem! Otwiera przede mną drzwi do jakiegoś mieszkania. Co to w ogóle jest "Japonia"?!...Znajduję się w mieszkaniu z dwoma sypialniami, kuchnią połączoną z salonem i łazienką. No, muszę przyznać, że jeśli wszystko jest tutaj tak ekstrawaganckie, to jestem w niebie…Tylko trzeba się pozbyć tego diabła obok mnie!
-Śpisz w tym pokoju na końcu korytarza. Masz tam wszystko co potrzeba, więc dobranoc!
 Zamyka za sobą drzwi, a ja zostaję sama na długim korytarzu. No cóż, przynajmniej powiedział dobranoc. Ostrożnie ruszam do wskazanego pokoju, otwieram drzwi i wchodzę szybko do środka. Mówiąc szczerze to nie za wiele widzę, bo jest co najmniej 2 w nocy i jest cholernie ciemno. Z trudem dostaję się na coś miękkiego, co prawdopodobnie jest łóżkiem. Wślizguję się pod puszystą kołdrę, która teraz robi za mój mały, prywatny kokon.
"Cóż, jeśli zasnę na chwilę to nic się nie stanie, prawda?”


He?Skończyłam?Na szczęście :)Yoruichi i Soi Fon są z anime Bleach, a Lavi z D.Gray-man.
A tak z okazji Haloween 2 obrazki.