Otwieram najpierw
jedno oko i stwierdzam, że jeszcze mi go nie wypaliło, więc mogę uchylić
również drugie. Unoszę się do pozycji siedzącej, przejeżdżam ręką po twarzy i
dopiero teraz zauważam karteczkę, która leży po drugiej stronie łóżka.
Przturluję się bliżej, nadal zawinięta w kołdrę, biorę skrawek papieru w rękę i
zaczynam czytać:
„Ohayo, Hinata-chan!
Skoro to czytasz, znaczy że gburowaty i
nikczemny Sasuś nie kazał ci spać na klatce schodowej :P A tak w ogóle to mam
nadzieję, że nie jest w twojej pościeli, bo bym utłukł gada! To moje przyszłe
miejsce! (nie w tym życiu) Obyś nie dała
się zwieść jego przemiłym słówkom!
Tak na marginesie to na stoliku obok łóżka,
leży jego komórka, wiesz, ten metal. Wejdź w rubrykę WIADOMOŚCI i zobacz jaki z
niego świntuch ;-)
Pewnie zastanawiasz się kiedy zdążyłem dać
ci ten liścik, skoro się nawet jeszcze nie znaliśmy. Bowiem miałem pewność, że
jesteś śliczna i na samą myśl o tobie przechodziły mnie dreszcze
(zachowaj to dla siebie, błagam!)
Tak na zakończenie, pamiętaj by na pewno
nie dostał z powrotem swojego telefonu J
Bye, bye!
SANO-CHAN
Biorę w
ręce szary metal i obracam go w dłoniach z zainteresowaniem. W tym momencie do
pokoju wpada Sasuke, wyrywa mi z rąk telefon i szybko wychodzi, zamykając za
sobą drzwi z głośnym hukiem. Mrugam przez chwilę zdezorientowana, a po chwili
zwieszam głowę i ciężko wzdycham… Jakiś czas później w końcu wystawiam nogi za
cieplutkiej kołdry. Otwieram drzwi i nawet bez jednej pozytywnej myśli, daje
się poprowadzić zapachowi świeżo parzonej kawy. Docieram do niewielkiej kuchni,
pełnej jakiś zbędnych dupereli. Odsuwam sobie krzesło i półprzytomna opadam na nie, naprzeciwko wpierdzielającego ciastka, Sasuke. Spoglądam na niego w
oczekiwaniu na propozycję przysmaku, ale chyba pomyliłam osoby! Wstaję wściekła
i podchodzę do dziwnie wielkiej lodówki. Wyciągam karton mleka, odkręcam i
wylewam białą zawartość na świetnie kontrastujące się włosy Uchihy.
-Zwariowałaś?!
-Każde dziecko wie, że ciastka z mleczkiem smakują 100 razy
lepiej!
-Co?...Skoro tak, to smacznego!-krzyczy wylewając na mnie
resztę napoju.
Siedzimy po dwóch
przeciwnych stronach kuchni, cali w mleku,
wgapieni w siebie nawzajem,
ciężko sapiąc.
-I co?-pyta
-Co „co”, głąbie?!-warczę.-Gdybyś był dobrze wychowany i
mnie poczęstował, nie ociekalibyśmy mlekiem!
-Sama zaczęłaś!
-Nie łżyj!
W tym momencie
słyszymy dźwięk otwieranych drzwi, w których momentalnie staje Emedi, ubrana w
króciutką, kremową spódniczkę i nie do końca zapiętą, białą koszulę.
-Eee…? A wam co?-pyta zdziwiona.
-Nic, nieważne…Idę wziąć prysznic.-informuję, mijając ją w
drzwiach.
Wchodzę do łazienki,
znajdującej się przy „moim” pokoju, przekręcam zamek pod klamkę i z trudem
ściągam z siebie mokre ubranie. Chowam się w szklanej kabinie prysznicowej,
odkręcam kurek, a po chwili oblewa mnie ciepły strumień wody. Dokładnie
spieniam moje nagie ciało, a i przy okazji granatowe włosy mają trochę
przyjemności. Odwracam się i omal nie wywracam się z szoku. Bowiem oparta
plecami o ścianę, stoi Emedi, i podaje mi fioletowy, mięciutki ręczniczek.
-Co-co ty ro-robisz?-jąkam się.
-Włóż to.-mówi kładąc na blacie przy zlewie takie same
ubrania jak jej.
-Co to jest?-pytam otulając się po uszy puchowym ręcznikiem.
-Mundurek.
Nie daje mi nawet
znów spytać, bo wychodzi trzaskając drzwiami. Wzruszam ramionami, bo w sumie to
co ja się będę przejmować! Wkładam na siebie „mundurek”, ale coś mi nie
odpowiada w zapięciu, więc rozpinam trzy pierwsze guziki. Przeglądam się w
lustrze i mówiąc szczerze to gdybym nie wiedziała, że to ja to wyglądałabym
całkiem nieźle. Wychodzę z łazienki i od razu dostają jakąś torbą w brzuch.
-Aua!-jęczę.
-Bierz to i chodź!-warczy czarnowłosa.
-Co cię ugryzło?
-Nieważne.
Biorę szarą torbę z
nadrukiem twarzy jakiegoś całkiem przystojnego chłopaka i wychodzę za nią z
mieszkania…
KONOHA-HEZA
-Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee zgadzam
się!-drę się tak by na pewno mnie usłyszeli.
-Słyszymy panno Uzumaki, nie musi panienka krzyczeć. Rada
może ma swoje lata, ale głucha jeszcze chyba nie jest.-w irytujący sposób
zwraca mi uwagę jedna z członków rady przysięgłych.
-Ale ja się nie zgadzam! Nieco, że muszę zajmować się
poszukiwaniami Hinaty z NIM-wskazuję na Naruto.-to jeszcze mam niańczyć
Kazekage?! Mowy nie ma!
Godzinę później:
-Tylko sobie gardło zdarłaś.-zauważa Naruto, siadając
naprzeciwko mnie w jednym z pomieszczeń archiwalnych.
-Zamknij się!...O której miał być ten twój Kazekage?
-O 16, więc ma 15 minut spóźnienia. A poza tym to dlaczego
„mój”?!
-Nie rumień się jak dziewica.
-Teme…!
W tym momencie
rozlega się pukanie do drzwi, które natychmiast się otwierają z głośnym hukiem (są
podobne do Tsunade) i stają w nich dwaj postawni mężczyźni. Mój dziwny
braciszek od razu rzuca się uściskać dłoń z czerwonowłosym chłopakiem, chyba w
naszym wieku.
-Witaj, Gaara…Dawno się nie widzieliśmy. Kankarou. Poznajcie
to moja siostra Heza.
-Słyszałem!-powiadamia entuzjastycznie wyższy brunet.-Chodzą
o niej legendy…Hej, jestem Kankarou.
Mierzę przybyszów
niechętnym wzrokiem, a w akcie akceptacji kiwam lekko głową, cały czas
marszcząc brwi.
Idę do baru i zamawiam
wymarzony od kilku dni, czarny napój. Niestety mój spokój nie trwa długo,
bowiem ten „Kankarou” zajmuje miejsce obok mnie i zaczyna się we mnie
bezczelnie wpatrywać.
-Zostawiłam wam klucz i teczki od Tsunade, nawet byłam miła,
więc o co chodzi?-pytam, zanurzając usta
w gorącej cieczy.
-Zawsze się zastanawiałem jaka jest ta wielka HEZA, o której
krąży tyle ciekawych plotek.
-Co, zawiodłam cię?
-Nie, wręcz przeciwnie…Może byśmy…-nie kończy, bo wtykam mu
serwetkę w usta.
-Jak uporasz się z tymi aktami to pogadamy.
Hinata, jak cię
znajdę żywą to zabiję!
U HINATY
-Co to jest?!-krzyczę ze zdziwieniem.
-Liceum i nie wrzeszcz tak, idiotko!-burczy Emedi.-Chodź, bo
Sasuke widocznie nie ma zamiaru na nas czekać.
Wchodzimy do
wielkiego, ceglanego budynku, pełnego podobnie do nas poubieranych ludzi. Mam
dziwne wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i szepczą za moimi plecami.
Rozglądam się niepewnie dookoła, cały czas trzymając się koszuli Sasuke i
czując na sobie zainteresowany wzrok Emedi. Wchodzimy do jakiejś przestronnej Sali,
z której najchętniej to bym uciekła. Nagle czuję, jak na moje ramiona opadają
czarne włosy, a ich właścicielka szepcze mi do ucha:
-To miejsce jest jak akademia, więc najlepiej nic nie mów,
tylko zdaj się na mnie. Jasne?
Kiwam głową na znak,
że rozumiem, więc będę traktowana przez nią jak małe dziecko. Nagle dochodzi
nas nawoływanie ze strony drzwi, jednej z wczoraj poznanych dziewczyn.
-Ohayo, Emedi i…Hinata, tak?-kiwam głową.-Poznałyśmy się
chyba wczoraj, wybacz nie czułyśmy się za dobrze.-drapie się w tył głowy,
szeroko się uśmiechając.
-Yoruichi! Jeśli jeszcze raz będę musiała się pozbywać
waszych gości, to wywalę z chaty i klucze pozabieram!
-Ale przynudzasz!...Nieważne, słyszałyśmy na twój temat
wiele ciekawych rzeczy, nowa.
-He? Jakich?-pytam po raz pierwszy.
-No o tobie i Sasuke…
-A może to wcale nie są tylko plotki?
-Uhu! Naprawdę?!-piszczy.-A jest tak jak w tych mangach o
oni-chan i nee-chan?
-Możesz to rozpowiedzieć.
-Super!
I już jej nie ma.
Patrzę przez chwilę ze zdziwieniem w miejsce, w którym zniknęła i stwierdzam,
że nie rozumiem tych ludzi. Nagle rozlega dzwonek i rzeczywiście jest tak jak w
akademii, wszyscy zbiegają się do sali, a Emedi niespodziewanie obwiązuje mi
szyję puszystym, czerwonym szalikiem.
-Co…?
-Siedź cicho i udawaj, że masz zapalenie gardła.
Posłusznie zajmuje
miejsce na samej górze, obok naburmuszonego Uchihy, który wpatruje się w
przestrzeń za oknem. Znowu czuję na sobie niedyskretne spojrzenia ludzi
dookoła. Nagle do pomieszczenia wchodzi dość masywna kobieta, a wszystkie oczy
zwracają się na nią.
-Witam, kochane bezmózgi!-mówi z szerokim, wesołym
uśmiechem.-2,4,6…16. Nie ma 4 osób, ale za to mamy nową uczennicę. Przedstaw
się nam, skarbie.
Gdy już mam wstać, jak
torpeda wyrasta obok Uchihy, Emedi i zaczyna mówić głośnym, pewnym i poważnym
tonem:
-Przepraszam, sensei, ale Hinata nie może mówić, bo ma zapalenie
gardła.-potwierdzam skinieniem głowy.-Dlatego też to ja ją przedstawię. Znamy
się z zimowiska…To jest Hinata Hyuuga, przeniosła się tutaj z Hokkaido*, gdzie
chodziła również do szkoły…
-A! To ty jesteś tą dziewczyną, na której temat cała szkoła
huczy…Przyrodnia siostra Sasuke-kun, prawda?
-Dokładnie!-klaszcze w dłonie Emedi, a moje wielkie
zdziwienie o moim spowinowaceniu z Sasuke, zakrywa szalik.
-Dobra siadaj, Tsurio-san.
Ma na nazwisko
„Tsurio”? Dobrze wiedzieć, bo jak mi się uda uciec będę pamiętała kogo
oskarżyć! A tak w ogóle to jaka siostra?! Ja go nawet dobrze nie znam!
Spoglądam na niego spode łba i zauważam, że wbija z nienawiścią paznokcie w
kolano czarnowłosej, która zaciska zęby powstrzymując ból. Ty pewnie też nic
nie wiedziałeś, co? Heh, przynajmniej nie tylko ja. Nagle na mojej ławce
zauważam czarny zeszyt. Otwieram go i odczytuje napis na pierwszej stronie, który
powoduje że mam ochotę kogoś zabić! „Wyglądasz bardzo seksownie w tym
mundurku.” Podnoszę głowę i dopiero teraz zauważam siedzącego przy oknie, rząd
dalej Sano z cwaniackim uśmiechem na ustach. Macha mi zalotnie łapskiem, a ja
najchętniej bym mu ją ucięła! Jeszcze 2 miesiące temu spłonęłabym tak
szkarłatnym rumieńcem, że nawet stopy by mi poczerwieniały, ale teraz to jakoś
bardziej mnie to wkurza. Wsłuchuję się w głos starszej kobiety, która rysuje na
tablicy jakieś wykresy. To jej zarobki? Z prawej strony nadal dociera do mnie
napięta atmosfera…
To była prawdziwa
męka! Sasuke nie odezwał się do mnie nawet słowem, wszyscy dookoła wypytywali
mnie o nasze relacje, a ja jakbym nie miała języka, dawałam mówić za siebie
Emedi. Sano plótł mi warkoczyki, a potem oślepiał metalem, z którym gadał, tak
zwanym „telefonem komórkowym”…Po minięciu zakrętu za szkołą, czuję że Uchiha
zapina mi na nadgarstkach kajdanki, po czym mówi:
-Nawet przez sen gadasz o ucieczce.
-He?!!!!!!!
Rzeczywiście śniło mi
się, że uciekam, ale nigdy bym nie pomyślała, że nieświadomie poinformuję o tym
moich prześladowców! Wzdycham ciężko, bo mówiąc szczerze to sama dobrze wiem,
że jakakolwiek kłótnia pogrąży mnie doszczętnie! Człapię, stawiając nogę za
nogą, tak by przypadkiem nie nadepnąć na piętę Uchihy…Siedzę przykuta
kajdankami do kaloryfera w kuchni, a mój cholerny oprawca parzy sobie
bezczelnie kawę!
-Utłukę cię jak tylko rozwalę to ustrojstwo!-warczę.
-Zamknij się.-burczy, wpychając mi do ust zbożowe ciastko i
wychodząc.
-Hłej! Wchłacaj huhaj!
No i mnie zostawił!
Jeszcze to ciastko nie chce się połknąć!....Ta świetnie, jeszcze sobie prysznic
weź, a co ci szkodzi! Poczekaj, jeszcze parę godzin i mnie więcej nie
zobaczysz!
Godzina 02:11
Upewniam się 5 razy, że
śpi i szybciutko wymykam się z mieszkania. Wychodzę z klatki i zaczynam biec do
beczki z numerem „4”. W ostatniej chwili udaje mi się wsiąść, a jednocześnie uciec…
„Żegnaj, głupi
Sasuke!