-Nic się nie stało.-burczy.
Wymija mnie i
przykłada do ucha jakieś metalowe ustrojstwo, a do tego jeszcze z nim rozmawia!
Patrzę za nim z szeroko otwartymi ustami. Nagle czuję mocne uderzenie w tył
głowy.
-Idziemy!-słyszę głos Emedi.
-Aua!...Czemu on gadał z metalem?
-Heeee, jakaś ty głupia! To nie jest zwykły metal, a raczej
jakiś rodzaj plastiku, to komórka.
-Nosi przy sobie jakiś narząd?
-Błagam, zabijcie ją!-łka, kładąc głowę na ramieniu Sano.
Marszczę czoło i
naburmuszona zaczynam za nimi iść. Zaczyna padać, więc chowamy się w jakiejś
wielkiej budce dla ptaków.
-To gdzie idziemy?-pyta Sano.-Emedi, klucze są u ciebie,
więc…
-Niewykonalne. Yoruichi właśnie wysłała sms, że mam nie wracać przed 20, bo ma
„gości”. Jak to wspaniale mieć współlokatorkę! Do tego z innymi upodobaniami…
-Nie pali?-pytam zirytowana.
-Ty mała!
-Widzę, że młoda się wyrabia.-chichocze Sano.-Skoro nie mamy
dokąd iść, to tam jest niezła kawiarenka. Papieroski za pół ceny.
-Hehehe, bardzo śmieszne, idioto.-cedzi czarnowłosa.
-No to chodźcie.-mówi Sasuke przechodząc przez ulicę.
Wchodzimy do sporego
pomieszczenia, z kilkunastoma stolikami, krzesłami w kolorze beżu,
przyozdobionymi żółtymi obrusami i niewielkimi wazonikami. Jest wielki
harmider, przez który i tak nic nie słychać, a do tego z głośników nad barem
leci jakaś nieznana mi(jak zresztą wszystko tutaj) piosenka.
-Tam jest wolny stolik!-czarnowłosa wskazuje palcem miejsce
przy oknie, na końcu sali.
Sasuke idzie coś
zamówić, a ja i Sano jak posłuszne pieski ruszamy za naszą „panią” w wybrane
przez nią miejsce. Na chwilę role się zamieniają, bo Emedi warczy na jakąś
kobietę, która chciała sprzątnąć jej stolik sprzed nosa. Siadam w kącie, tak by
mieć dobry widok za wielkie okno.
-To co robimy?-pyta Sano.
-Najpierw weźmiemy ode mnie klucze do ich mieszkania, by
mieli gdzie kimać ,a potem ja pójdę do szefa.
-Powiedz mu, że mi się kasa kończy.-mówi Sasuke, stawiając
na stole jakieś zaokrąglone kawałki metalu.
-Co to jest?-pytam obracając chłodną rzecz w dłoniach.
-Puszka. Jakoś nie wierz, że tam u was takich nie ma.-mówi
Emedi, ciągnąć za małe ustrojstwo, u góry tej „puszki”.
-To uwierz.-wzdycha Sasuke.
-Proszę.
Przechylam ostrożnie
nowo poznany przedmiot, tak jak robią pozostali, a do moich ust wdziera się
płyn o mocno gazowanym, pomarańczowym smaku…To już moja 3 „puszka”, a ja nadal
nie mam zamiaru przestać! W końcu mi się coś podoba w tym dziwnym miejscu!
-Weź jej to zabierz, bo ludzie się patrzą!-krzyczy Emedi.
-Hyuuga, oddaj.-próbuje wyrwać mi „mój mały cud”, Sasuke.
-Odwal się!-warczę.
Widzę jak Sano
próbuje ukryć swój uśmiech za zgiętą dłonią, ale marnie mu to wychodzi. Udaje,
że wiąże buta, by nie denerwować czarnowłosej.
-Dobra, możemy już iść.-rozkazuje dziewczyna, wstając i
jednym, silnym ruchem wyrywając mi napój.
Idziemy znowu pod tę
„budkę dla ptaków", tyle że teraz wsiadamy do jakiejś kolorowej beczki, na
kółkach. Sasuke, niczym worek pełen kartofli, rzuca mnie na jedno z siedzeń pod
oknem, a sam siada obok. Jedziemy pół godziny, a ja wciąż zastanawiam się gdzie
jest ta kobieta, która do nas mówi. W pewnym momencie stajemy, a Uchiha wyciąga
mnie za kaptur na zewnątrz.
-Puść, puść, puść!-błagam.
-Puść ją, Uchiha. Ona idzie ze mną, a wy idioci wyprowadźcie
samochód.-rozkazuje czarnowłosa.
-Jasne.
Emedi kiwa głową, bym
za nią poszła, po czym rusza w kierunku jakiś drzwi. Wchodzę za nią na klatkę
schodową, podobną do tej w budynku Hokage. Stajemy przy jakiś metalowych
pokrywach, które po naciśnięciu małego przycisku otwierają przed nami srebrną
trumnę! Odbiegam od niej i przerażona łapię się schodowej poręczy.
-Co ty wyprawiasz, idiotko?! Wsiadaj!
-Nie!
-A to niby dlaczego?!
-Nawet nie wiem co to jest! A po za tym się boję!
-To jest winda, ciemniaku!
-Winda, srynda! Nie wsiądę!
Skończyło się na tym,
że idziemy schodami, a wściekła Emedi co chwilę wyzywa mnie od słabeuszy, nieudaczników, idiotek, itp. Z moich obliczeń wynika,
że otwieramy drzwi na 12 piętrze od ziemi(u Japończyków nie ma parteru), czyli na prawie
najwyższym. Wchodzę za nią do ciemnego korytarza, a zaraz potem do salonu
pełnego papierosów, butelek, jakiś woreczków, ciuchów, szkła i innego barachło.
Oczywiście, znając moje szczęście, wlazłam na potłuczoną butelkę i teraz muszę
skakać na jednej nodze. Tymczasem Emedi, nawet nie zwracając na mnie uwagi,
sprytnie wymijała przeszkody i kierując się w kierunku największego punktu w
pokoju, szerokiego łóżka. Gdy się lepiej przyglądam dostrzegam, że leży na nim
trzech mężczyzn i dwie kobiety, w samej bieliźnie. Emedi podchodzi bliżej,
łapie za szklankę wody i wylew jej zawartość na mulatkę, leżącą z boku.
-Co ty robisz, idiotko?!-ryknęła poszkodowana.
-Szukam kluczy, miałaś ich pilnować.
-Heh…Tak, są w
kieszeni moich spodni.
-A gdzie są twoje spodnie?!
-Geez, aleś ty IRYTUJĄCA! Leżą tam, na krześle w kuchni!...A
tak w ogóle to kto to jest?-pyta, wskazując na mnie.
-To? To jest Hinata…Hinata, te idiotki to moje
współlokatorki, Yoruichi i Soi Fon.
Uśmiecham się przyjaźnie i zaczynam się im przyglądać. Jedna
jest bardzo szczupłą mulatką o czarnych włosach, a druga o wiele mniejszą
białoskórą z jakimiś kółkami na końcach dwóch warkoczy. Emedi wyjmuje klucze ze spodni jednej z dziewczyn i z pulsującą żyłą na czole oraz wałkiem
podchodzi do łóżka.
-LAVI!!!-uderza z rozmachu czerwonowłosego
chłopaka.-Zabieraj kumpli i do widzenia!
-Nie wrzeszcz.-burczy.-Gdzie Sano?
-W grobie, razem z tobą!...Jak wrócę ma was nie być, jasne? Macie godzinę. Na
razie…Chodź.
Schodzimy schodami na
dół, a ja cały czas próbuję ukryć mój uśmiech. Wychodzimy na zewnątrz, gdzie
czeka już na nas jakieś wielkie, metalowe zwierzę!
-Co-co to je-jest?-pytam przerażona.-On pożarł Sasuke i
Sano!
-Było by pięknie, ale niestety to jest samochód. Taka
maszyna do podróżowania.
-Samo-chód?
-Dokładnie.
-Oj, Hinata-chan! Usiądź ze mną z tyłu!-krzyczy Sano.
-Mowy nie ma, zboczeńcu! Siedzisz ze mną!-rozkazuje Emedi.
Otwiera przede mną
drzwi, a ja siadam na miękkim siedzeniu w tym "samo-chodzie”. Układam się
wygodnie i nagle czuję, że się
poruszamy, a do tego z każdą chwilą coraz szybciej. Przełykam nerwowo ślinę, bo czuję jak
zaraz wyleci mi wątroba! Ostrożnie przenoszę wzrok na siedzącego za jakimś
kółkiem, Sasuke. Spogląda na mnie przelotnie i pyta:
-Boisz się?
-He? Co?
-Nie dziwię ci się. Gdy zobaczyłem to po raz pierwszy, użyłem chidori.
Zaczynam cicho
chichotać i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że on chciał mnie po prostu
odstresować…ale to wcale nie zmienia faktu, że to idiota! Nagle Emedi wysuwa
się za mojego fotela i wciska jakiś mały przycisk na czymś co przypominało
radio. Nagle z głośników zaczęła lecieć piosenka, którą Sano i Emedi zaczęli
śpiewać.
-Oj, zamknąć się!-warczy Uchiha.
-No weź. Po prostu ją lubimy.
Spoglądam na mały
ekranik i odczytuję napis „Oceana – Put your gun down”.
Hymm, jakieś to dziwne…ale to chyba najmilsza i najlepsza rzecz jaką
tutaj spotkałam, mimo że nie rozumiem ani jednego słowa z tego o czym śpiewa ta dziewczyna. Zaczynam ją nucić pod nosem, na chwilę zapominając o moich „towarzyszach”.
-A jej czemu nic nie mówisz?!-oburza się Sano.
-Bo ona nie jazgocze.
Patrzę na niego z
niedowierzaniem, bo to była chyba pierwsza miła rzecz jaką mi powiedział. Nagle
stajemy. Wyglądam za okno i w tym momencie Sasuke otwiera drzwi przede mną.
Wychodzę z samochodu i muszę przyznać, że to było…całkiem przyjemne. Spoglądam
w górę, a moim oczom ukazuje się wysoki, przeszklony budynek, gdzieniegdzie z
zapalonymi światłami.
-Wow…-to jedyne co mogę z siebie wydusić.
-No to my was zostawiamy.-mówi Emedi.-Tu masz klucze,
Uchiha…Dobrej nocy~! Chodź, idioto!
-Bye, bye!-macha nam Sano.
Wsiadają z powrotem
do samochodu i odjeżdżają w kierunku, z którego przyjechaliśmy. Odwracam się i
widzę, że Sasuke już wszedł do budynku. Dobiegam do niego, a on już stoi pod
wejściem do takiej samej trumny jak wcześniej!
-Nie wejdę.-mówię pewnie.
-Co?
-Idę schodami! Nie dam się pogrzebać żywcem!
Ruszam na górę, a po chwili
słyszę jego kroki za sobą…Właściwie to dają mi dziwnie dużo swobody. Pewnie,
dlatego że zdają sobie sprawę o nikłej możliwości mojej ucieczki, bo nawet nie
wiem gdzie jestem! Otwiera przede mną drzwi do jakiegoś mieszkania. Co to w
ogóle jest "Japonia"?!...Znajduję się w mieszkaniu z dwoma
sypialniami, kuchnią połączoną z salonem i łazienką. No, muszę przyznać, że
jeśli wszystko jest tutaj tak ekstrawaganckie, to jestem w niebie…Tylko trzeba
się pozbyć tego diabła obok mnie!
-Śpisz w tym pokoju na końcu korytarza. Masz tam wszystko co
potrzeba, więc dobranoc!
Zamyka za sobą drzwi,
a ja zostaję sama na długim korytarzu. No cóż, przynajmniej powiedział dobranoc.
Ostrożnie ruszam do wskazanego pokoju, otwieram drzwi i wchodzę szybko do
środka. Mówiąc szczerze to nie za wiele widzę, bo jest co najmniej 2 w nocy i
jest cholernie ciemno. Z trudem dostaję się na coś miękkiego, co prawdopodobnie
jest łóżkiem. Wślizguję się pod puszystą kołdrę, która teraz robi za mój mały, prywatny
kokon.
"Cóż, jeśli zasnę na chwilę to nic się nie stanie, prawda?”
He?Skończyłam?Na szczęście :)Yoruichi i Soi Fon są z anime Bleach, a Lavi z D.Gray-man.
A tak z okazji Haloween 2 obrazki.
Muhuuhuh jak na początku opoiprzyłąm cię za tamten blog to teraz mi się podoba ten xDPierwszy raz widze żeby ktoś przectawił postacie z "Naruto" w realnym świecie xD Bardzo mi się ten pomysł podoba i mam nadzieje że nikt ci go nie zajuma ^w^ huhuh czekam na następną notke <3
OdpowiedzUsuńTwój blog został dodany do strefy. Serdecznie dziękuje za zgłoszenie :D
OdpowiedzUsuńhttp://strefa-blogow.blogspot.com/
Hahaha najlepszy obrazek z Tsunade , czekam na kolejny rozdział , ten bardzo mi się podobał jak do tej pory co jeden to lepszy :D
OdpowiedzUsuńRozdział dobry. Zagubienie Hinatki było śmieszne. Sas widocznie już ją "polubił".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę.
ótoG akbyzS
OdpowiedzUsuń